Commandos: Behind Enemy Lines - Retrospektywa
Halt! Alarm, Alarm!
Commandos: Behind Enemy Lines jest bardzo wymagającą produkcją, dostarczającą masę satysfakcji po każdym ukończonym poziomie. To spore i długie wyzwanie dla szarych komórek, a przy okazji zupełnie nowa jakość w grach z końca lat 90.
Po krótkim wprowadzeniu i zapoznaniem z oddziałem komandosów, działających na tyłach wojsk III Rzeszy, jesteśmy od razu rzucani na głęboką wodę. Duże mapy, na których roi się od Niemców i nasz mały oddział, mający wykonać niemożliwe z pozoru zadanie, to cechy charakterystyczne każdej misji. Kluczem do sukcesu jest skryte przemieszczanie się i ciche eliminowanie wrogów. Gdy tylko zostaniemy wykryci, rozlega się alarm, a w terenie pojawiają się wrogie wojska znacznie komplikujące sytuację.
Zadanie utrudnia fakt, że wszystko odbywa się w czasie rzeczywistym. Musimy działać nie tylko przemyślanie, ale też szybko. Potężne skoki adrenaliny towarzyszą wszystkim misjom przez cały okres ich trwania, głównie za sprawą wysokiego poziomu trudności.
Przeciwnicy może nie błyszczą inteligencją, ale ich ilość i sposób ustawienia na mapach powoduje, że stale musimy mieć oczy dookoła głowy. Wystarczy pomylić się o kilka sekund albo nie uwzględnić w planach okolicznego wartownika, i już nasi podkomendni idą do piachu.
Śmierć każdego z komandosów oznacza wczytanie gry i próbę rozwiązania problemu w inny sposób. Zawsze dysponujemy kilkoma ludźmi, więc zamiast wepchnięcia strażnikowi noża w plecy, warto czasem skorzystać chociażby ze snajpera lub szpiega przebranego w niemiecki mundur (oczywiście, o ile wcześniej go zdobędziemy). Można też zwabić wartowników śladami na śniegu lub ustawić na ich drodze wnyki. Zagrań taktycznych jest wiele, a ich odkrywanie i stosowanie zapewnia świetną zabawę.
„Kluczem do sukcesu jest skryte przemieszczanie się i ciche eliminowanie wrogów. Gdy tylko zostaniemy wykryci, rozlega się alarm, a w terenie pojawiają się wrogie wojska znacznie komplikujące sytuację.”
Zadania można też przechodzić na przysłowiową „pałę”, czyli ustawić się pod murem i strzelać do nadbiegających wrogów. Potencjał gry kryje się jednak w rekonesansie, taktyce i skrytym działaniu. Ileż to razy serce wali jak szalone, gdy podczas czołgania się z nożem do wartownika modlimy się w duchu, aby jego kolega nie obrócił się w naszą stronę.
Wszystkie misje imponują rozmachem i szczegółowością wykonania, a także trudnymi do zrealizowania celami. Przykładowo, gdy naszym zadaniem jest zniszczenie kwatery wrogiego dowództwa, to najpierw musimy dotrzeć do zrzuconych na drugim końcu mapy ładunków wybuchowych, wysadzić w powietrze strategiczny budynek, a następnie uciec z miejsca zdarzenia. Po wykonaniu głównego celu człowiek jest tak dumny, że często zapomina o wycofaniu ludzi we wskazane miejsce, co na ogół pociąga za sobą katastrofalne konsekwencje.
Chociaż komandosi działają głównie po cichu, to i oni pozwalają sobie czasem na odrobinę szaleństwa. W wyjątkowych sytuacjach można się zatem posłużyć wozem opancerzonym czy działem przeciwpancernym. Pole bitwy zaczyna też pięknie wyglądać, gdy uda się nam ukraść czołg i zniszczyć nim cały wrogi posterunek. Oczywiście nic za darmo i aby zasłużyć sobie na taką frajdę, trzeba nieźle się napocić i nakombinować.
„Od premiery gry minęło już niemal 15 lat, jednak grafika nadal zachwyca.”
Zarządzanie całym oddziałem odbywa się przy użyciu intuicyjnego interfejsu. Zdolności specjalne komandosów aktywujemy poprzez wybranie odpowiedniej ikony w plecaku znajdującym się na ekranie (na co na ogół nie ma czasu) lub poprzez skrót klawiaturowy. To drugie rozwiązanie wymaga przyswojenia kilku kombinacji, ale na dłuższą metę sprawdza się znacznie lepiej. Oprócz tego można też podzielić ekran na kilka części, żeby śledzić ruchy Niemców albo zobaczyć zasięg ich widzenia.
Od premiery gry minęło już niemal 15 lat, jednak grafika nadal zachwyca. Pyro Studios wykazało się ogromnym talentem w kreacji świata z czasów II wojny światowej. Wszystkie postacie, budynki, pojazdy, tereny, a nawet eksplozje wykonano z niezwykłą starannością i dbałością o detale. Przy dużych zbliżeniach piksele wychodzą wprawdzie na wierzch, ale jeśli oddalimy się nieco od pola bitwy, to naszym oczom ukaże się widok ładniejszy od niejednej współczesnej produkcji.
Na pochwały zasługuje też otoczka między misjami. Charakterystyczny głos lektora czytającego briefingi przed każdym zadaniem idealnie wkomponowuje się w muzykę i klimat II wojny światowej. W pamięci na długo zostają też filmy dokumentalne oraz opisy wzbogacone cyfrowymi grafikami.