Skip to main content

Company of Heroes 2 - Recenzja

Efektowna i dynamiczna, choć zawierająca sporo niedociągnięć oraz błędów.

Efektowna grafika i dynamiczna rozgrywka to bezsprzecznie zalety najnowszej produkcji studia Relic Entertainment. Nieduże zmiany w stosunku do pierwowzoru wyszły grze na dobre. Jednakże sporo niedociągnięć i nieco zbyt naiwny wątek fabularny, psują odbiór tej niewątpliwe udanej produkcji.

Miłośnikom gier strategicznych długo przyszło czekać na następcę znakomitego Company of Heroes. Kontynuacja przenosi nas na front wschodni II wojny światowej. Wcielamy się w postać jednego z radzieckich dowódców biorącego udział w obronie Staliningradu. Odpierając kolejne ataki Niemców, w końcu przechodzimy do kontrofensywy.

Podczas rozgrywki w kampanii pokierujemy żołnierzami radzieckimi, którzy w pogoni za Niemcami przejdą przez polską ziemię, by dotrzeć aż do Berlina - zadając ostateczny cios nazizmowi. Tłem dla zdarzeń jest dobrze znana historia początku końca potężnej, niemieckiej machiny wojennej. W filmowym, ale i wirtualnym świecie przedstawiana już wielokrotnie.

Gra wygląda świetnie, jednak jest to okupione sporymi wymaganiami sprzętowymi

Company of Heroes 2 przybliża losy jednego z dowódców Armii Czerwonej. Lev Abramovich Isakovich w wyniku wydarzeń na froncie, okrucieństwa NKWD oraz oddziałów zaporowych, wystrzeliwujących własnych żołnierzy (słynny rozkaz nr 227 wydany przez Stalina), podupadł na duchu. Spisał szereg nieprawidłowości, których był naocznym świadkiem. Jak łatwo się domyślić, przedstawiony opis frontowej rzeczywistości mocno się różnił od radzieckiej propagandy, co autora zapisków zaprowadziło do więzienia z groźbą niechybnej śmierci.

Choć ogólny zarys fabularny jest całkiem sensowny, to dobre wrażenie szybko niknie na skutek banału, dostrzegalnego w przerywnikach filmowych. Mnóstwo ckliwych tekstów o honorze i sporo niewiarygodnych sytuacji, po prostu zdumiewa. Przedstawiona w typowo amerykański sposób historia Isakovicha została skarykaturowana do tego stopnia, że szybko przestajemy się identyfikować z głównym bohaterem, nie wierząc w jego ślepe oddanie dobrej sprawie. A szkoda. Na szczęście, można grać w kolejne misje prąc do przodu wprost na Berlin, bez zawracania sobie głowy przedstawianą historią dowódcy i przy tym wciąż dobrze się bawić.

Produkcja Relic to strategia czasu rzeczywistego, w której największy nacisk położono na dynamiczną walkę. Rzadko kiedy staniemy przed potrzebą stworzenia obozu od podstaw, a jeśli nawet, to do postawienia mamy raptem kilka budowli szkolących żołnierzy i produkujących pojazdy. Gra skupia się na zdobywaniu punktów kontrolnych, które przekładają się na pozyskiwane paliwo czy amunicje. Te z kolei wykorzystywane są jako forma płatności przy zakupie nowych oddziałów.

I choć mamy możliwość niewielkimi siłami walczyć przeciskając się pomiędzy ruinami i szukając osłony za budynkami, okrążając wroga i atakując z zaskoczenia, to tego typu taktyka jest mało praktyczna. Gra wyraźnie promuje zmasowane ataki na pozycje przeciwnika. Często dochodzi do sytuacji, w których głównym zadaniem jest bezmyślne tworzenie nowych jednostek, wysyłanie ich na front i obserwowanie, czy zostaną zabici, czy jednak osiągną zamierzony cel. Więcej, szybciej - klik tu, klik tam. Niemniej to od nas zależy, w jaki sposób będziemy zdobywać ważne punkty na mapie.

To spektakularna strategia, z wieloma doskonałymi misjami, jednak scenariusz pozostawia nieco do życzenia

Na średnim poziomie trudności, armia niemiecka w przytłaczającej części kampanii, okazuje się nader przeciętnym przeciwnikiem. Gra niemalże przechodzi się sama. Sytuacji, w których trzeba mocno się wysilić, było niewiele. Niemcy rzadko kiedy zaskakują. Pchają się pod nasze lufy, dają się okrążać czy wreszcie niedostatecznie wykorzystują liczebną przewagę. Dlatego bardziej wymagający gracze powinni rozpocząć kampanię na najwyższym poziomie trudności.

Co warte zaznaczenia, zawodzi nie tylko sztuczna inteligencja przeciwnika, ale również dowodzonych przez nas oddziałów. Zdarzyła się sytuacja, gdy radzieccy wojacy nie potrafili znaleźć drogi do odległego celu albo podążali do niego okrężną drogą. Trudności napotykamy przy kierowaniu kilkoma pojazdami. Ich długie manewrowanie i zajeżdżanie sobie wzajemnie drogi, sprawia, że w duchu dziękujemy za nieporadność przeciwnika, który już dawno powinien wybić klinujące się wozy.

Niestety, błędów i niedopracowanych elementów w Comapny of Heroes 2 jest sporo. Począwszy od przenikania przez siebie pojazdów, przez wyrzucanie gry do pulpitu Windowsa, a skończywszy na przedziwnym silniku fizycznym. O ile wybuchy i rozwalające się budynki wyglądają efektownie, to nie brakuje sytuacji, w których źle ustawiony czołg celując w barykadę wroga, trafia w dom tuż przed swoją lufą, kompletnie nic mu nie robiąc. Oczywiście, przez cały czas prowadzi ostrzał nie zmieniając przy tym pozycji na dogodniejszą.

Nie brakuje momentów, w których trzy czołgi przez kilka minut ostrzeliwują wrogich żołnierzy bez wyraźnego efektu. Po prostu potrzebujemy pojazdu z karabinem maszynowym, by w mgnieniu oka pozbyć się wrogiej piechoty. Przedziwny balans rozgrywki. Niemniej, CoH2 nie jest grą stawiającą na realistyczne przedstawienie pola walki, dlatego przymykamy oko na pewne niedoskonałości.

Kampania dla jednego gracza jest stosunkowo długa, za co autorom należą się brawa. Prezentuje jednak nierówny poziom. Schematyczne misje zalatujące nudą, przeplatają spektakularne potyczki, w które gramy z rumieńcami na twarzy i piejąc z zachwytu. W pamięci utkwiły mi szczególnie dwie misje. W jednej przemierzamy skuty lodem teren, gdzie lodowaty podmuch doprowadza do zamarznięcia towarzyszy broni. Musimy ratować się chowając po domach czy ogrzewając przy ogniskach. Druga to zadanie przechwycenia ciężkiego czołgu potocznie zwanego Tygrysem. Zabawa przednia.

Dobre wrażenie pozostawiają również pojedyncze misje spoza kampanii fabularnej udostępnione w specjalnym trybie rozgrywki „Theater of War”, w którym możemy kierować także niemieckimi oddziałami. Podzielono je na misje dostępne dla jednego gracza oraz w trybie kooperacji.

Poza tym widać, że wyraźny nacisk jest położony na grę wieloosobową. Company of Heroes 2 w trybie dla kilku graczy spisuje się nad wyraz solidnie, dobrą zabawę zaoferuje szczególnie osobom kolekcjonującym „osiągnięcia”, których w grze jest kilkaset. Szybkie, dynamiczne starcia wciągają bardziej niż kampania. Udostępniono dowódców, ze specjalnymi zdolnościami (np. przyspieszającym szkolenie piechoty), które wykorzystujemy na polu walki. Oczywiście, tytuł wciąż trapią liczne problemy, ale gdy gramy z doświadczoną osobą, potyczki o każdy punkt kontrolny są zacięte, wciągające i szybko zapominamy o mankamentach.

Pomimo wielu wad, w najnowszy tytuł od Relic gra się całkiem przyjemnie. Szczególnie gdy przymkniemy oko na niedoskonałości fabuły, to konflikt wojenny przedstawiony jest nader spektakularnie. Możemy czerpać radość z licznych batalii, zdobywania miasta dom po domu, korzystać ze wsparcia artylerii i lotnictwa.

„Company of Heores 2 nie przynosi dużych zmian w stosunku do poprzednika. Ulepsza niektóre elementy, dodaje raptem garść nowych rozwiązań.”

Zwiastun gry Company of Heroes 2

Strona audiowizualna gry prezentuje się bardzo okazale. O udźwiękowieniu nie można złego słowa powiedzieć, o ile nie przeszkadza nam przesadny, rosyjski akcent. Przygrywająca w tle muzyka świetnie zagrzewa do walki. Grafika natomiast przedstawia się świetnie. Piękne scenerie, pękający lód pod gąsienicami czołgów, śnieżyce, wybuchy - to wszystko po prostu nie może się nie spodobać. Aż ciężko uwierzyć, że grę napędza zmodyfikowany silnik pierwszej części. Co warte wspomnienia, w „mgle wojny” widoczność jednostek zostaje ograniczona, starając się odzwierciedlić rzeczywiste pole widzenia. W praktyce oznacza to, że snajper dostrzeże wrogów z dalszej odległości niż jednostki inżynieryjne.

Gra wygląda efektownie, ale jest to okupione sporymi wymaganiami sprzętowymi. Przez całą rozgrywkę żonglowałem ustawieniami graficznymi, bo animacja traciła płynność w zaskakujących momentach. Nie w sytuacjach, gdy na mapie była masa jednostek, ale choćby podczas śnieżycy, kiedy kierujemy raptem kilkoma żołnierzami. Optymalizacja kodu pozostawia odrobinę do życzenia.

Company of Heores 2 nie przynosi dużych zmian w stosunku do poprzednika. Ulepsza niektóre elementy, dodaje raptem garść nowych rozwiązań. To wciąż dobry, rasowy RTS. Mógłby być zdecydowanie lepszy, gdyby nie błędy, których twórcy się nie ustrzegli. Niewykluczone, że po premierze gra zostanie solidnie zaktualizowana, wznosząc przyjemność czerpaną z rozgrywki na znacznie wyższy poziom.

7 / 10

Zobacz także