Skip to main content

Concord umarł już na starcie. Tej gry nie dało się uratować

Choć może powróci w innej formie.

OPINIA | 8 lat pracy (właściwie 4, ale o tym później) i miliony dolarów przeznaczone na produkcję wystarczyły zaledwie na dwutygodniowe podtrzymanie życia Concord. Tylko czy to w ogóle można nazwać życiem? Hero shooter Sony poniósł dotkliwą porażkę już na samym starcie, w momencie zaprezentowania go graczom. Tej gry nie mógł uratować nawet najlepiej zaprojektowany gameplay w gatunku.

Sytuacja z Concord musi być dla Sony gigantycznym zaskoczeniem i ciosem. Myślę, że „niebiescy” naprawdę wierzyli, że to będzie nowa wielka marka w portfolio Sony, sukces na poziomie Overwatcha czy Destiny. Czy gdyby było inaczej Sony zakontraktowałoby odcinek o Concord u twórców Secret Level, antologii animacji z gier, która ukaże się na Amazon Prime? Kiedy ten cykl zadebiutuje, miną już 3 miesiące od wycofania strzelanki ze sprzedaży, co brzmi kuriozalnie. Przecież ten odcinek miał zapewne pogłębić lore gry i zacieśnić więzy fanów z postaciami.

Technika, w ramach której obniża się oczekiwania rozmówcy, żeby potem pozytywnie go zaskoczyć, to skuteczny sposób wywierania wpływu. W przypadku Concord zadziałał zupełnie odwrotny mechanizm. Całkiem niezły (i z pewnością drogi w produkcji) pierwszy zwiastun sugerował nową markę single-player, kosmiczną przygodę wzorowaną na Strażnikach Galaktyki. W końcu wyposzczeni fani tytułów dla jednego gracza otrzymają od Sony coś nowego. Widzowie z wypiekami na twarzy czekali dalszą część pokazu, żeby zostać uraczonym gameplayem z hero shootera. Oczekiwania runęły.

Hero shooter to gatunek nieco niszowy, ale mający wierne grono fanów - a jednocześnie kompletnie nietrafiający do widzów, którym mógł spodobać się pierwszy trailer Concord. Myślę, że to był moment, w którym los gry Sony został przesądzony, choć doszły do tego jeszcze decyzje projektowe, o których za chwilę. Concordowi przylepiono łatki „gry, za którą zginęły kontynuacje lubianych serii single-player” oraz „kolorowej strzelanki dla dzieci Tik-Toka”, a takich skaz nie da się już pozbyć. Niczym wirus roznosiły się w internecie wieści, jakim „crapem” jest Concord, mimo że do premiery było jeszcze daleko.

W sieci często widuję argument, że Concord jest klonem Overwatcha. Jest on kompletnie nietrafiony i pochodzi od osób, które najprawdopodobniej nie miały z gatunkiem hero shooterów w ogóle do czynienia. Jasne, w jednej i drugiej grze strzela się z broni i używa zdolności, a do wyboru mamy różnych bohaterów. I właściwie na tym kończą się podobieństwa, co oznacza tyle, że Concord dzieli z Overwatchem jedynie gatunek. Nawet systemy poruszania się postaci są fundamentalnie inne, co już z założenia oznacza różnice w dynamice. Nie próbuję deprecjonować gry Blizzarda, bo uważam, że Concord nie dorasta jej do pięt, ale z pewnością „zrzynka z Overwatcha” nie jest powodem porażki nowej marki Sony.

Teoretycznie wszystkie decyzje deweloperów z Firewalk Studios, konsultowane z pewnością z Sony, były „szlachetne” i sensowne na papierze. Skoro gracze mają dość gier free-to-play przesyconych mikrotransakcjami, to wydajmy grę za 40 dolarów bez agresywnej monetyzacji - tym bardziej że z Helldivers 2 się udało. Skoro jest już na rynku sporo gier ze stylizowaną grafiką (która w dodatku wielu osobom nie pasuje), to postawmy na grafikę realistyczną. Problem w tym, że stawiając na realizm Firewalk znacznie utrudniło sobie zadanie.

Postacie w Concord były gwoździem do trumny

Argument, że bohaterowie w Concord są „woke”, jest powtarzany w sieci jak mantra. Nie chcę jednak wkraczać w tematy polityczne i ideologiczne, więc skupię się na tym, co moim zdaniem jest znacznie ważniejsze. Postacie w Concord są albo nijakie, albo wręcz odpychające, co dla strzelanki z gatunku hero shooter jest cechą wręcz dyskwalifikującą.

Firewalk chciało wyróżnić się realistyczną stylistyką, ale problem w tym, że realizm nie jest zbyt dobry w eksponowaniu cech i stylu walki danej postaci, a tym właśnie stoją chociażby fenomenalni bohaterowie serii Overwatch. Ich anatomiczne dysproporcje czy barwne elementy wyposażenia wręcz krzyczą, jaką rolę pełnią na polu walki. I tego zwyczajnie nie da się osiągnąć realistyczną oprawą, jakkolwiek interesujące założenia by się przyjęło.

Prawda jest też taka, że postacie w hero shooterach muszą być albo zabawne, albo ciekawe. Nie ma też sensu udawać, że ważnym czynnikiem nie jest też ogólnopojęta atrakcyjność. Tymczasem trudno mi wykrzesać jakąkolwiek iskrę sympatii do większości postaci w Concord. Przez dłuższy czas nie wiedziałem, co takiego jest w bohaterach gry Sony, że nie mogę ich polubić. A potem YouTube zasugerował mi obejrzenie analiz tych bohaterów przeprowadzonych przez specjalistów z zakresu cyfrowego designu.

Po lewej Pharah z Overwatch, po prawej Roka z Concord - obie mają podobną rolę w grze. Jednak projekt tej pierwszej (niebieski kolor, hełm w kształcie dzioba, skrzydła, dopalacze, a nawet sylwetka) znacznie lepiej komunikuje, że lubi wzbijać się w powietrze

Jeśli wierzyć tym ekspertom, to artyści pracujący nad Concord albo nie mieli fundamentalnej wiedzy odnośnie projektu postaci, łączenia kolorów, dobierania barw akcentujących i wartości tonalnych, albo umyślnie próbowali się z tych ram wyłamać. Polecam obejrzeć te materiały, bo właśnie połączenie tych wszystkich niedociągnięć sprawia, że my, laicy z zakresu designu, mówimy na postacie w Concord, że są „nudne”. Specjaliści potrafią po prostu nazwać rzeczy po imieniu.

Bohaterowie Concord tak bardzo uciekają wyglądem od swojej charakterystyki, że można się wręcz złapać za głowę. Pomyślelibyście, że Haymar jest magiem ognia? Albo że Bazz jest wysoce mobilną postacią na wzór ninja? Wygląd Dawa sugeruje, że jest tankiem i włada lodem, ale ani jedno, ani drugie się nie zgadza.

Haymar
Bazz
Daw

W recenzji Concord dałem tej grze ocenę 7/10 i wciąż uważam, że jest to sprawiedliwa nota. Jednak nawet gdyby strzelanka Sony otrzymała od recenzentów same „dziesiątki”, nie odwróciłaby swojego losu, bo to nie słaby gameplay jest przyczyną porażki tego hero shootera. To kombinacja złego pierwszego wrażenia, ceny i tragicznie zaprojektowanych postaci.

Komunikat Sony o wyłączeniu Concord zdaje się wyraźnie sugerować, że gra jeszcze powróci. Myślę, że Firewalk Studios zakasało rękawy i próbuje teraz przebudować projekt gry, a być może na nowo zaprojektować bohaterów. A przynajmniej mam nadzieję, że tak jest, bo lepiej, żeby twórcy byli czymś zajęci. Czteroletnia praca nad grą i tak tragiczne przyjęcie jej wśród odbiorców musi być wyzwaniem dla psychiki.

Tak, czteroletnią. Jeden z deweloperów faktycznie wspomniał o 8 latach, co zostało podchwycone przez internautów, ale na oficjalnym Discordzie Firewalk sprostowano tę informację - 8 lat można liczyć od fazy koncepcyjnej, natomiast właściwe prace trwały 4 lata. Miałoby to sens, biorąc pod uwagę, że studio powstało w 2018 roku.

Zobacz także