Skip to main content

Coraz częściej gram na padzie. Ma coś, czego klawiatura i mysz nie dają

To nie to, co myślicie.

OPINIA | „Gdybyś umiał grać na myszy, to byś na niej grał” - stawiam, że takie właśnie będą pierwsze reakcje na nagłówek tego tekstu. Wcale nie o to jednak chodzi, bo w mojej „karierze gracza” więcej czasu spędziłem jednak z gryzoniem w dłoni i z drugą ręką na klawiaturze, a nie trzymając kontroler. Starając się pozostać skromnym mogę też powiedzieć, że w Call of Duty czy Counter-Strike’u idzie mi całkiem nieźle, a tam - jak można się domyślić - gram na myszy.

W to, że istnieją gry i gatunki, w które powinno się grać na kontrolerze, chyba nikt nie ma wątpliwości. Bijatyki, platformówki, wyścigówki, slashery (jak Devil May Cry czy NieR: Automata). Poszedłbym jeszcze dalej, bo moim zdaniem również gry takie jak Wiedźmin 3 czy cała seria Assassin’s Creed powstały z myślą o sterowaniu padem i właśnie tak powinno się w nie grać. Od dłuższego czasu wybieram jednak pada do znacznie szerszego wachlarza gier - wszystkich, w których precyzyjne celowanie nie stanowi lwiej części rozgrywki.

Zero-jedynkowość klawiatury to jej największy minus w grach singlowych

Nazwijcie mnie dziwakiem, ale lubię sobie trochę poodgrywać w grach single-player, a szczególnie w RPG-ach. Wszak od tego są role-playing games, czyż nie? Objawia się to tym, że nie ubieram strojów, które nie pasują do koncepcji mojej postaci lub miejsca, w którym się znajduje (nawet kosztem statystyk), lubię sobie usiąść, a ponadto lubię… sam wybierać prędkość, z jaką się poruszam. A tego klawiatura mi nie zapewnia.

Moja postać, złodziejka Camilla, wie, kiedy wypada usiąść, kiedy zwolnić kroku, a kiedy warto przystanąć i wdychać świeże kosmiczne powietrze

Nic tak mnie nie wybija z immersji, jak postać, która wszędzie biega. Bohater truchtający od celu do celu nie jest dla mnie, bo w pewne sceny chce się wczuć i chcę, żeby wyglądały filmowo. Myślę, że bierze się to z mojego podejścia do gier single-player: nie interesują mnie speedruny, osiągnięcia i punkty do zdobycia. To nie multiplayer - przede wszystkim chcę przeżyć fajną przygodę. Dlatego gdy w grze jestem na wystawnej imprezie dla bardzo bogatych ludzi (a ostatnio miałem okazję wziąć w nich udział w Cyberpunk: Widmo Wolności i w Starfieldzie), nie biegam po sali jak wariat.

Zero-jedynkowa natura sterowania klawiaturą uniemożliwia takie podejście. Albo się poruszamy, albo nie - nie ma nic pomiędzy. Jasne, w wielu grach można przełączać się między truchtem a chodzeniem, ale raz, że nie jest to zbyt wygodne, a dwa, że są to przecież tylko dwie prędkości, między którymi przełączamy się mechanicznie, jak roboty. Pad gwarantuje fantastyczną płynność ruchu, która pozwala mi naturalnie dobrać ją do sytuacji. Gdy mowa o kamerze TPP, mnóstwo gier obsługuje animacje płynnie dostosowujące się do zmienianej prędkości biegu, więc użytkownicy klawiatur są na przegranej pozycji, bo nawet nie mogą tego doświadczyć.

W Starfieldzie w ogóle dochodzi do kuriozalnej sytuacji, w której użytkownikom klawiatur trudniej jest się skradać. Na to, ile nasza postać emituje dźwięku, wpływa przecież prędkość poruszania, więc na padzie wystarczy po prostu słabiej wychylić drążek. Na klawiaturze nie ma takiego komfortu, więc pozostaje jedynie „tapanie” w przycisk kierunkowy.

Moje drugie podejście do Cyberpunk 2077 być może będzie „padowe” - gra ma bardzo przyjemne sterowanie kontrolerem

Zero-jedynkowość klawiatury szczególnie daje się we znaki również przy kierowaniu pojazdami w grach z otwartym światem. Tutaj także albo jedziemy, albo nie - albo hamujemy na maksa, albo wcale. Nie ma mowy o przyjemnym sterowaniu pedałami gazu i hamulca, które zapewniają triggery kontrolera. Rozumiem, że dla wielu może to nie stanowić żadnego problemu, ale myślę, że sporo graczy przyzna, że takie smaczki dodają +10 do immersji.

W niektórych grach korzystanie z myszy jest trochę jak oszukiwanie

Większość graczy precyzyjniej - i szybciej! - celuje myszą niż gałką analogową, a ja nie odbiegam od tej reguły. Czasami wydaje mi się jednak, że celowanie myszą jest trochę jak oszukiwanie. W niektórych tytułach można się poczuć jak bóg.

Mimo że raczej unikam gier-horrorów, to zagrałem w Dead Space Remake i… właściwie wcale się nie bałem. Bo niby czemu miałbym się bać, skoro grałem na myszy, więc zwykłe Nekromorfy padały na ziemię po kilku celnych strzałach w nogi, a potem wystarczyło je dobić? Chirurgiczna precyzja myszy i łatwość celowania właściwie pozbawiła tę grę grozy. Czułem się tak pewnie, że właściwie ja stanowiłem dla Nekromorfów maszkarę, od której powinny uciekać (tak na marginesie, to jestem zbyt dużym cykorem, żeby zagrać w Dead Space na padzie, bez pewnej ręki na gryzoniu, ale nie mówcie nikomu).

Klimat jest, ale strachu jakoś nie za bardzo

Podobnie miałem w Far Cry 6. Po kilku godzinach zabawy udało mi się zdobyć karabin półautomatyczny, którym… grałem już do samego końca. Jego bezsprzeczną zaletą był fakt, że zabijał właściwie każdego jednym strzałem w głowę, więc właśnie taką taktykę obrałem w każdej walce. Pamiętam do dziś, że czułem się, jakbym używał cheatów. Ta broń ewidentnie nie była stworzona do tego, żeby szybko namierzać głowy przeciwników, tylko żeby niektóre strzały padały w tułów lub żeby czasami w ogóle mijały się z celem - co zapewne miałoby miejsce przy grze kontrolerem. Przyznam jednak, że ten styl gry był niezwykle przyjemny i uzależniający.

Ten wątek można nawet rozciągnąć na odgrywanie w grach RPG, o którym pisałem wcześniej. Trafianie z broni palnej wcale nie jest prostą sprawą w rzeczywistości i z pewnością obranie wroga na cel nie zajmuje ułamka sekundy. Dlatego gdy gram np. w Starfielda na kontrolerze, to tłumaczę sobie, że niecelne strzały wynikają właśnie z trudności obsługi broni lub stresu podczas pojedynku. Po latach grania na myszy jakoś muszę sobie to tłumaczyć, prawda?

FPS-y też mają znaczenie

W strzelankach sieciowych - w które, nie bójcie się, gram na myszy - za bazową płynność przyjmuję 120 FPS. Na rynku jest mnóstwo tego typu gier, szczególnie esportowych, które mają niskie wymagania i pozwalają wielu graczom doświadczyć fantastycznego framerate’u. Zdarza mi się w nie sporo grać i jest to zarówno błogosławieństwo, jak i przekleństwo.

Przekleństwo, bo koordynacja oko-ręka, przyzwyczajona do bardzo wysokiej płynności i prawej dłoni na myszy, zaczyna u mnie trochę się buntować, gdy klatkaż jest wyraźnie niższy. I tutaj znowu wchodzi kontroler, rozwiązując problem. Niższa płynność jest znacznie łatwiejsza do przełknięcia przy sterowaniu padem, bo ruchy kamery są płynne, a nie szarpane.

Sieciowe FPS-y tylko na myszy, ale reszta nie jest tak oczywista

Na najbliższy czas mam zaplanowanych kilka gier i choć niektórym dobrałem już rodzaj sterowania, nad pozostałymi wciąż się zastanawiam. W RoboCop: Rogue City i Ghostrunner 2 z pewnością zagram na myszy, ale w Niezwyciężonego na padzie. Alan Wake 2 to dla mnie wciąż zagwozdka i jeszcze się nie zdecydowałem, choć skłaniam się ku kontrolerowi. Ponadto planuję też drugie podejście do Cyberpunk 2077 wraz z dodatkiem i wydaje mi się, że tym razem w moich dłoniach wyląduje pad.

Zobacz także