Skip to main content

CounterSpy - Recenzja

Szpiedzy tacy jak my.

Zimna wojna w krzywym zwierciadle to jeden z ciekawszych pomysłów na tło gry szpiegowskiej. CounterSpy świetnie realizuje ten pomysł, jednak fantastyczna muzyka i stylizacja rodem z filmów o Jamesie Bondzie nie wystarczają, by ukryć błędy w rozgrywce.

Akcja gry toczy się w trakcie wyścigu zbrojeń Imperialistycznych Stanów i Socjalistycznej Republiki. Dwa supermocarstwa rywalizują o to, które z nich jako pierwsze wystrzeli głowicę nuklearną w Księżyc. Nie jest to jednak rozsądny cel, gdyż trafienie w naturalnego satelitę Ziemi może skutkować katastrofą na skalę globalną. Tylko tajna, bezstronna organizacja szpiegowska Counter może powstrzymać nadchodzący Armagedon.

Bezimienny as wywiadu dostaje zadanie wyhamowania rozwoju przemysłu jądrowego po obu stronach żelaznej kurtyny. Jak to najłatwiej wykonać? Wykradając tajne plany i kluczowe dokumenty przetrzymywane głęboko w ukrytych placówkach wojskowych dwóch mocarstw. Musimy jednak pamiętać o dyskrecji - każdy błąd to krok bliżej do atomowej zagłady.

Zobacz na YouTube

Z opowieścią doskonale komponuje się nastrojowa muzyka z lat 60. oraz rysunkowa oprawa graficzna. Gra wygląda jak ożywione ilustracje z propagandowych plakatów. Główny bohater jest tak bardzo stereotypowym, zamaskowanym agentem wywiadu, że nawet w blasku reflektorów jego twarz spowija tajemniczy cień.

CounterSpy to specyficzna mieszanka dwuwymiarowej platformówki z trójwymiarowymi sekwencjami strzelania zza osłony, z perspektywy trzeciej osoby. Podchodząc do odpowiednich kolumn bądź ścianek możemy zgrabnie ukryć się przed wzrokiem strażników. Kamera zmienia położenie i pozwala na większe poznanie terenu. Jest to również doskonała pozycja do wymierzenia strzału w głowę żołnierza bądź też zniszczenia uporczywych kamer.

Przemieszczamy się cicho, unikając patroli i przeszukując liczne sejfy. Znajdujemy w nich pieniądze lub ulepszenia szpiegowskiego asortymentu. Bezszelestna eliminacja zagrożeń gwarantuje wyższą punktację obliczaną po wykonaniu misji i proporcjonalnie godziwsze wynagrodzenie. Za zebrane środki uzupełniamy amunicję i kupujemy nowe bronie w specjalnym menu między zadaniami.

Rysunkowa oprawa graficzna pasuje do opowieści

Infiltracja wojskowych placówek to nie jest jednak łatwe zadanie. Mapy generowane są losowo i wiele z obszarów wręcz roi się od strażników, którzy szpiegowskie harce potrafią szybko zmienić w gwałtowną strzelaninę. Otwarta i widowiskowa walka zwiększa ryzyko wystrzelenia pocisku nuklearnego. Symbolizuje to pięciostopniowa skala Defcon - im niższa liczba, tym bliżej do atomowego końca świata.

Skale zmienić mogą zarówno zaalarmowani strażnicy, jak i śmierć głównego bohatera. Odradzamy się w poprzednim pomieszczeniu, ale o jeden stopień bliżej do Defcon 1. Poziom pierwszy uruchamia wielki zegar odliczający czas do aktywacji rakiet. Musimy wtedy prędko przedostać się na sam koniec bazy, gdzie umieszczony jest komputer anulujący wystrzał - to bardzo emocjonująca ostatnia szansa, ratująca przed nieplanowanym końcem gry.

W grze musimy powstrzymać obie frakcje przed rakietową gorączką, więc sami decydujemy, do której nacji wyruszymy kolejnego dnia. Wybór strony zależy od dostępnych w bazach planów nuklearnych oraz dodatkowych czynników, jak choćby liczby skarbów, na które możemy natrafić w środku.

Gdy zawiedzie skradanie, czas na wybuchy

Decyzja uzależniona jest również od stanu alarmowego w danym kraju. Każde supermocarstwo ma swój oddzielny wskaźnik Defcon, którego status przechodzi do kolejnej misji. Jeżeli postawimy jedną stronę w stan bliski mobilizacji atomowej, to lepiej nie ryzykować i wybrać się na wycieczkę do bazy przeciwnej nacji.

Radość płynącą z ciekawego, szpiegowskiego klimatu zaburzają jednak uszczerbki w samej rozgrywce. Widoczność jest bardzo ograniczona, gdy poruszamy się po poziomach i bez zmiany kamery przy chowaniu się za osłonami bardzo trudno dobrze zaplanować działania.

Wiele razy możemy utracić bonus za skradanie się, gdy nie widząc, co mamy przed sobą wpadniemy na patrolującego strażnika. Zdarza się to nagminnie przy przechodzeniu przez drzwi i owocuje głośną strzelaniną, a jeżeli nie znajdziemy osłony, to nawet i śmiercią. Zmiana perspektywy też wywołuje problemy z trafieniem wroga.

Czasami napotykamy patrole, które poruszają się w głąb obszaru, niejako w tle dwuwymiarowej planszy - jeżeli obok nie znajdują się osłony, nie mamy też możliwości zmiany perspektywy i wycelowania w tamtym kierunku. Musimy zatem czekać ostrożnie, aż nieprzyjaciel wróci na główny plan, i modlić się, że w panice nie ucieknie w niedostępne dla nas miejsce.

Praca kamery potrafi utrudniać planowanie

Losowo generowane mapy to bardzo ciekawy pomysł, który przedłuży zabawę po ukończeniu dwugodzinnej kampanii. Każdy kij ma jednak dwa końce i tego typu mechanika sprawia, że po infiltracji kilku baz, praktycznie widzieliśmy wszystkie możliwe pomieszczenia, które następnie w losowej kolejności i innym rozłożeniu straży odwiedzamy ponownie.

W zależności od szczęścia, niektóre bazy są zapełnione tak dużą liczbą patroli i kamer, że nie sposób dotrzeć do końca bez utraty całej amunicji i wzniecenia licznych alarmów, skutkujących spadkiem nawet o pięć oczek w skali Defcon. Szczególnie rzuca się to w oczy, gdy po nieudanej, trudnej przygodzie kolejna misja okazuje się łatwa jak spacer po parku.

CounterSpy jest ciekawe i wciągające, choć twórcy nie uniknęli problematycznych pomysłów w rozgrywce. W grze zdecydowanie widać potencjał przewyższający finalny produkt.

7 / 10

Zobacz także