Cuphead - Recenzja
Skacz, strzelaj, umieraj.
Cuphead nawet spokojnych graczy może sprowokować do rzucenia padem o ścianę. Nie jest to tytuł dla tych, którzy nie lubią powtarzać trudnych potyczek czy poziomów. Miłośników wymagającej rozgrywki z pewnością oczaruje jednak bardzo szybko.
Na wstępie warto podkreślić, że ta wyczekiwana przez wielu produkcja nie jest typową platformówką. Mamy tu tylko sześć etapów, w których biegniemy w prawo, ku mecie, po drodze omijając przeszkody i pokonując przeciwników. Cała reszta - niemal 30 wyzwań - to starcia z bossami.
Walki te są wieloetapowe, a każda mocno różni się od pozostałych. Cały czas jesteśmy zaskakiwani kreatywnością twórców. Nie bez znaczenia jest tutaj oczywiście niezwykła oprawa, stylizowana na kreskówki z lat 30. ubiegłego wieku. Cuphead wygląda w ruchu fenomenalnie i obok Pyre to jedna z najbardziej imponujących wizualnie mniejszych gier tego roku.
Samodzielne odkrywanie kolejnych bossów i etapów jest tu szalenie istotne, dlatego wspomnimy tylko o jednym - w pewnym momencie walczymy z dwoma kieliszkami i butelką whisky. Zagrożeniem są nie tylko chlapnięcia alkoholem, ale i oliwki wylatujące z drinka, przybierające formę małych demonów ze skrzydełkami. Dla twórców nie istnieje chyba żaden obiekt, którego nie mogliby w ciekawy sposób zamienić w przeciwnika w grze wideo.
Zadbano też o idealnie dopasowaną ścieżkę muzyczną i udźwiękowienie. Muzyka niczym z klasycznych filmów czy klubów jazzowych przygrywa nieustannie, motywuje do podejmowania wyzwania i podkreśla charakter wszystkich potyczek. Wszystko faktycznie brzmi tak, jakby dobywało się ze starych głośników.
Gra budzi najwięcej skojarzeń z kultową Contrą. Zasady są proste - biegamy, skaczemy, wykonujemy szybki unik i strzelamy. To podstawy, które opanowujemy w ciągu pierwszych kilkunastu minut. Początkowe plansze dobrze uczą, jak radzić sobie z przeszkodami i zagrożeniami.
Podstawowa broń bohatera to po prostu pociski lecące w linii prostej do końca ekranu. Dzięki sklepikowi i dostępnym w nim modyfikacjom, możemy zmienić działanie „pistoletu”, będącego tak naprawdę palcem postaci, otrzymując chociażby większy rozstrzał, ale mniejszy zasięg, czy też pociski naprowadzające się na cel.
Dysponujemy też atakiem specjalnym, który zadaje więcej obrażeń - także możemy go ulepszać i zmieniać dzięki złotym monetom. Użycie takiej zdolności zużywa jedną z kart, które pojawiają się obok wskaźnika naszego życia. Jeżeli poczekamy, aż wszystkie karty się załadują i nie użyjemy dodatkowego strzału, będziemy mogli skorzystać z jeszcze potężniejszej super-mocy, która zużyje od razu wszystkie karty.
Różnorodność zabawy to więc nie tylko inne walki z bossami, ale też inny dobór ulepszeń. Szybko orientujemy się, że zmiana wyposażonych bonusów czy modyfikacji bohatera może znacznie ułatwić jakąś potyczkę. Oczywiście wszystko w ramach rozsądku - na szczęście nigdy nie jest zbyt prosto. Dodatkowe urozmaicenie wyzwania to możliwość, a czasem konieczność, odbijania się od niektórych wrogów czy obiektów po skoku.
Etapy, w których zmierzamy do mety - a czasem na końcu także czai się boss, choć zazwyczaj mniej skomplikowany niż ci samodzielni - mają tylko jedną wadę. Chodzi o brak jednego punktu kontrolnego przed najtrudniejszym, ostatnim fragmentem obszaru. Nawet w serii Souls nie musimy biec do ostatniego wroga od początku lokacji.
Trzeba też zaznaczyć, że choć gra działa bez zająknięcia na Xbox One, laptopach czy komputerach stacjonarnych, to nie polecamy wersji PC z Windows Store - ze względu na problemy ze znikającymi save'ami lepiej zainteresować się edycją Steam lub GOG.
Cuphead nieraz nas zdenerwuje - to nieuniknione. Bez frustracji nie byłoby jednak tego miłego, błogiego stanu ulgi i radości po pokonaniu każdego etapu. Jeżeli nie boicie się zręcznościowych wyzwań, nie możecie po ten tytuł nie sięgnąć.
Platforma: Xbox One, PC - Premiera: 29 września 2017 - Wersja językowa: angielska - Rodzaj: zręcznościowa, platformowa - Dystrybucja: cyfrowa - Cena: ok. 86 zł - Producent: Studio MDHR - Wydawca: Studio MDHR