Skip to main content

Cyberpunk 2077: Widmo wolności - Recenzja

CD Projekt Red w znakomitej formie.

Eurogamer.pl - Rekomendacja odznaka
CD Projekt Red jest w znakomitej formie i raz jeszcze pokazuje, jak powinno się robić rozszerzenia do gier. Widmo wolności w wielu aspektach jest lepsze od „podstawki”. Pozycja absolutnie obowiązkowa dla każdego posiadacza gry.

Widmo wolności ma wszystko, czego można oczekiwać od dużego dodatku - mnóstwo nowej zawartości, szeroki wachlarz nowych postaci, angażującą fabułę, świetne zadania poboczne i… gwarancję uczucia pustki po napisach końcowych, kiedy żałujemy, że ta przygoda już się skończyła. Trochę tu Bonda, trochę Call of Duty, ale przebija się też czar Wiedźmina 3, którego w bazowym Cyberpunku 2077 był pewien deficyt. CD Projekt jest śmielszy, ma więcej luzu i fantazji, a pewność siebie studia widać niemal na każdym kroku, co skutkuje większym niż do tej pory rozmachem. Jeśli chodzi o skalę, zdecydowanie bliżej dodatkowi do Krwi i wina niż Serc z kamienia. Ukończenie Phantom Liberty zajęło mi ok. 22 godzin - w tym czasie przeszedłem fabułę, zobaczyłem wszystkie zakończenia i wykonałem wszystkie większe zadania poboczne.

Fabuła jest wpisana w „podstawkę” i zaczyna się bardzo spokojnie - od telefonu. Po drugiej stronie słuchawki jest niejaka Songbird, która twierdzi, że wie o problemie V i może nam pomóc, o ile udamy się do Dogtown, dzielnicy o najgorszej reputacji w Night City. Na miejscu okazuje się, że dziewczyna jest genialną netrunnerką zdolną porozumieć się z V poprzez wywołanie projekcji w Relicu. Fabuła szybko się rozkręca, bo Songbird zleca nam uratowanie prezydentki Nowych Stanów Zjednoczonych Ameryki (NUSA), której transportowiec rozbija się w Dogtown po zestrzeleniu z nieba. Pani prezydent Rosalind Myers udaje się wyjść bez szwanku, ale netrunnerka gdzieś znika. Co stało się z dziewczyną i kto tak naprawdę odpowiada za atak? Tego musi się dowiedzieć V, wraz z pomocą nowych znajomych.

Oprócz Songbird, przez cały wątek fabularny towarzyszy nam Solomon Reed, wybudzony z „uśpienia” agent specjalny rządowego wywiadu, w którego wcielił się Idris Elba (a w polskiej wersji Mirosław Baka). Z pewnością ta postać była bardziej apatyczna niż oczekiwałem, ale im dalej w las, tym bardziej przyzwyczajałem się do jego spokojnego usposobienia. Bohaterów jest oczywiście znacznie więcej - mamy przykładowo okazję poznać bliżej tajemniczego jegomościa z „podstawki” - i wszystkie są świetnie zagrane. To ludzie z krwi i kości, a własnymi tajemnicami i motywami, co ma ogromne znaczenie przy podejmowaniu kluczowych decyzji w dalszej części historii. Johnny Silverhand nie zapomniał o V i wciąż szyderczo się uśmiecha, kiedy raczy nas swoimi wkurzającymi docinkami. Długowłosy rockman to orędownik walki z systemem, więc bardzo nie podoba mu się, że V trzyma teraz z agentami federalnymi, dając się wciągnąć w szpiegowską grę jak w bagno.

Główni bohaterowie są pełni charakteru

CD Projekt opisuje Widmo wolności jako thriller szpiegowski i faktycznie dodatek jest przesiąknięty takim klimatem, ale zaskoczyło mnie, ile jest tu dobrej akcji i scen pompujących adrenalinę. Paradoksalnie rozszerzenie jest bardziej widowiskowe od podstawowej gry, a niektóre sekcje czerpią wprost z kampanii fabularnych Call of Duty - mamy przykładowo okazję przez lunetę karabinu snajperskiego obserwować poczynania naszego kompana, pomagając mu przedostać się za linię wroga i wykonując skoordynowane zabójstwa. Już na początku gry musimy też szaleńczo uciekać od ogromnej maszyny, by potem stanąć z nią w szranki u boku prezydentki - która, notabene, jest twardą babką i sama potrafi się bronić.

Dodatek wprowadza nowe walki z bossami - zarówno w wątku fabularnym, jak i zadaniach pobocznych

Twórcy bardzo sprytnie operują jednak tempem akcji i nigdy nie przesadzają z jej zagęszczeniem. Po widowiskowej scenie następuje wyciszenie, podczas którego czekamy na kolejny punkt kulminacyjny. Osią ścieżki fabularnej wciąż są jednak elementy szpiegowskie, więc wejdziecie na wielką imprezę dla śmietanki towarzyskiej Night City, na której nie powinno was być, będziecie rozmawiać z wrogiem będąc w przebraniu, weźmiecie udział w hazardowej grze, w której chodzi o coś więcej niż pieniądze, a ze srebrnej teczki wyjmiecie wypasiony pistolet z tłumikiem, podarowany przez znajomą agentkę. Jest tu też sporo polityki - zarówno lokalnej, jak i międzynarodowej - a V stopniowo dowiaduje się, kto pociąga za sznurki w Dogtown i NUSA.

Wychodzi z tego zaskakująca mieszanka, nieco mocniej doprawiona i zrealizowana z większym wyczuciem niż „podstawka”, a najlepsze jest to, że Phantom Liberty stawia gracza w sytuacjach, które są dla niego kompletną nowością - nie tylko fabularnie, ale również gameplayowo. Kiedy myślałem, że CD Projekt już niczym mnie nie zaskoczy w ramach opowieści fabularnej, dodatek całkowicie zmieniał zasady zabawy. Gra się w to tak, jak ogląda się świetny szpiegowski film, a napięcie cały czas wisi w powietrzu.

Będąc szpiegiem, trzeba umieć obcować z osobami z wyższych sfer

Omijając spoilery, powiem tylko, że w kluczowym dla fabuły momencie ścieżka się rozgałęzia i V musi stanąć po jednej z dwóch stron, a twórcy tak bardzo postarali się, żeby wybór nie był łatwy, że do samego końca zastanawiałem się, co zrobić. Decyzja przekłada się na całkiem spory fragment gry, bo obie ścieżki skutkują nie tylko innym rozwojem wypadków, ale całkiem innymi sekcjami w ogóle, z unikalnymi lokacjami i przeciwnikami. I choć jedno z zakończeń dodatku wydaje się nieco właściwsze, to - jak to bywa w grach CDP - nic nie jest tu czarno-białe i po ostatniej scenie nie jesteśmy pewni, czy postąpiliśmy słusznie. A potem wchodzą napisy końcowe i nowy utwór Dawida Podsiadło w tle, by jeszcze bardziej rozbić nas emocjonalnie.

Dwie ścieżki to jednak nie wszystko, bo po głównej decyzji można jeszcze dość mocno wpłynąć na przebieg fabuły poprzez kolejne wybory - i w rzeczywistości zakończeń dodatku jest znacznie więcej niż dwa. Warto sprawdzić wszystkie, choć lepiej zrobić to po pewnym czasie, żeby się wam nie pomieszały. A jakby tego było mało, dodatek wprowadza nowe zakończenie do „podstawki” - o ile podejmiemy odpowiednią decyzję w Widmie wolności. Nie wiem, czy spodoba się każdemu, ale według mnie to najlepszy dostępny finał historii V - mocny i całkiem długi wątek stworzony dla prawdziwych fanów gry.

Obok świetnych postaci, gwiazdą dodatku jest dzielnica Dogtown i ona też świetnie pokazuje, że dopiero w ramach Widma Wolności CD Projekt w pełni rozwinął cyberpunkowe skrzydła. To miejsce zdecydowanie różni się od reszty Night City, ale nie w taki sposób, jak Toussaint różniło się od pozostałej części mapy w Wiedźminie 3. W dodatku do Dzikiego Gonu to zmiana nastroju i kolorystyki wywoływała pozytywny szok, natomiast w tym przypadku natychmiast rzuca się w oczy większa ilość detali i większa gęstość otoczenia. Od razu widać, że to dodatek przeznaczony tylko na PC i „nową” generację konsol.

Brzydkie, ale piękne

Jeśli planujecie grać na PC, to musicie wiedzieć, że wasze komputery z pewnością odczują, kiedy wjedziecie do Dogtown. W najbardziej wymagających środowiskach z mnóstwem „ozdobników” i postaci spadek klatek jest natychmiast odczuwalny, a i na konsoli PS5 zdarzają się chrupnięcia (choć aktualizacje mogą poprawić stabilność). W zamian otrzymujemy jednak najbardziej obfitującą w detale dzielnicę miasta snów, a różnica wizualna jest tak znacząca, że wygląda to właściwie jak nowa gra. Może nie jak sequel, ale część „1.5” - już tak.

Dogtown to dzielnica równie przytłaczająca i ponura, co - dzięki kunsztowi projektantów - zachwycająca. Policja z Night City nie ma tu wstępu, więc nikt nie pilnuje porządku. Rządy sprawuje Kurt Hansen, wojskowy watażka i handlarz bronią, który dowodzi grupą zbrojną o nazwie Barghest, której przedstawicieli spotkacie niemal wszędzie. „Bargheści” w teorii powinni pełnić rolę funkcjonariuszy, ale wolą zajmować się swoimi sprawami. Panuje tu wszędobylski bałagan: na ulicach pełno jest gruzu i piachu, a starych wraków samochodów nikomu nie chce się ściągnąć z szos.

Dogtown jest bardziej ponure niż pozostałe dzielnice Night City, ale kolorów tu nie brakuje

To miała być ostoja dla najzamożniejszych, ale przez konflikt NUSA z Night City prace przerwano. Niedokończone betonowo-stalowe molochy straszą więc wystającymi drutami zbrojeniowymi, a na tle nieba zarysowuje się mnóstwo porzuconych żurawi budowlanych. Jest tu jednak sporo ciekawych punktów orientacyjnych. Dawny stadion przerobiono na czarnorynkowy bazar z nielegalnym sprzętem, mieszkańcy mogą rozerwać się w klubie nocnym w kształcie ogromnej neonowej piramidy, a Kurt Hansen zadbał, żeby obrzydliwie bogaci obywatele miasta mogli spotkać się na szczycie jego prywatnego wieżowca, gdzie odbywają się imprezy z koncertami.

Niezwykła siła Widma wolności leży też w zadaniach pobocznych i właśnie w tym aspekcie dodatek znacznie bardziej niż „podstawka” przypomina mi wspaniały kunszt CD Projektu w opowiadaniu drobnych i angażujących historii. O ile w bazowym Cyberpunku 2077 nie brakowało niezłych zadań pobocznych, o tyle kontrakty stanowiły nieco słabszy element. Ciekawa fabuła może i tam była, ale raczej schowana w SMS-ach i na opcjonalnych drzazgach (odpowiednikach notatek), które można było znaleźć na misji. Tym razem deweloperzy postarali się bardziej: do tego stopnia, że z przyjemnością podejmowałem się nie tylko zadań pobocznych, ale też wszystkich kontraktów.

W kontrakty włożono tyle samo pracy i serca, co w resztę zadań pobocznych

Może zabrzmi to trywialnie, ale w każdym zadaniu coś się dzieje. Oczywiście, że wszystko polega na strzelaniu, skradaniu i hakowaniu, ale cała otoczka i fundamenty fabularne pękają w szwach od błyskotliwych pomysłów. A to zleceniodawca nie powiedział nam całej prawdy i finalnie musimy zadecydować, po czyjej stronie stanąć, a to pod koniec zlecenia coś się sypie i trzeba improwizować, a to wysłuchujemy szczegółów zlecenia w pozycji leżącej na rozłożonym fotelu w samochodzie, bo rozmówczyni boi się, że ktoś ją zobaczy. Porównanie do Wiedźmina 3 aż ciśnie się na usta, tym bardziej że czasami musimy wybrać właśnie mniejsze zło - zgodnie z naszym sumieniem. Czy pozostać lojalnym wobec klienta i fixera, czy posłuchać dopiero co poznanej osoby, której argumenty brzmią bardzo przekonująco i rzucają nowe światło na sprawę? Cieszy mnie też, że jest tu więcej opcji rozwiązania problemów przez wybranie kwestii dialogowej związanej z pochodzeniem V lub umiejętnościami postaci. Dzięki temu unikamy walki, więc działa to jak perswazja w klasycznych grach RPG.

Oprócz tych większych zadań pobocznych i kontraktów w Dogtown znajdziemy też dwie mniejsze atrakcje - zrzuty zaopatrzenia i misje kurierskie. W ramach tych pierwszych należy wypatrywać lecących z nieba skrzynek, które po wylądowaniu zazwyczaj stają się celem Barghestu lub lokalnych gangów. Trzeba się więc przebić przez wrogów, ale w nagrodę dostajemy naprawdę potężne losowe przedmioty. Z kolei misje kurierskie polegają na zawinięciu jakiegoś samochodu sprzed nosa wrogom, a następnie dostarczeniu go znajomemu fixerowi - najczęściej broniąc się przed dodatkowymi przeciwnikami w trakcie jazdy. Co ciekawe, obu tych aktywności możemy podejmować się w zasadzie w nieskończoność, bo w pewnym stopniu są one generowane losowo i wciąż przybywają nowe.

Misje kurierskie robią użytek z nowości dodanej w aktualizacji 2.0, czyli walki w pojazdach

Widmo wolności rozwiązuje też wielką zagadkę z Cyberpunk 2077, czyli czym jest najniższa sekcja w drzewku rozwoju postaci. Tajemniczy atrybut to umiejętności Relica, które Songbird odblokowuje nam na początku dodatku, aby dowieść swoich netrunnerskich umiejętności. By kupować te zdolności, potrzebujemy specjalnych atutów Relica, które zdobywamy poprzez hakowanie rozsianych po mapie terminali z zastrzeżonymi danymi. Nowe możliwości mogą dość mocno wpłynąć na nasz styl gry. Pozwalają np. wycofać się z walki, gdy popełnimy błąd podczas skradania czy znajdować na ciałach wrogów wrażliwe punkty, które mogą wywołać impuls elektromagnetyczny podczas walki.

Zmian gameplayowych i niespodzianek jest jednak więcej, a wszystko świetnie współgra z premierą aktualizacji 2.0, która czyni z Cyberpunk 2077 właściwie nową, wreszcie kompletną grę. Całkowicie przeprojektowane drzewka umiejętności w połączeniu ze zdolnościami Relica i masą nowych broni umożliwiają tworzenie potężnych i szalonych buildów. Nowe samochody wyposażone w działka i wyrzutnie rakiet oraz mechanika strzelania w pojazdach pozwala toczyć walkę za kółkiem. Maksymalny poziom postaci zwiększono też do 60., żeby można się było dłużej pobawić rozwojem V.

Bugi się zdarzają, ale nie są na tyle poważne, żeby blokować postępy

Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie bugi. Nie ma ich wiele - z pewnością nie tak jak w premierowym Cyberpunk 2077 - ale jednak dają się odczuć i zauważyć. NPC „zatopieni” w ziemi i cień pozostający po postaci, która zniknęła. Pistolet przyklejony do otwartej dłoni postaci w scenie przerywnikowej. Zbugowane drzwi, które uparcie nie chcą się otworzyć i naprawiają się dopiero po wczytaniu zapisu. SMS, którego da się wysłać, mimo że nie powinno tak być, bo zadanie z nim związane się już zakończyło. Na szczęście nie natknąłem się na żaden błąd, który zablokowałby mi postępy, ale przed CD Projekt jest jeszcze trochę szlifierskiej pracy.

W kontekście rozszerzeń do gier, Widmo wolności to jednak absolutna klasa światowa. Mając już wszystkie najważniejsze fundamenty gry, CD Projekt mógł skupić się na konstrukcji świata, zaskakującej historii, która porywa bardziej niż „podstawka” i zadaniach pobocznych, które aż chce się robić jedno za drugim. Rozszerzenie dało mi tyle wspaniałej frajdy, że żałuję, że będzie to jedyny duży dodatek do Cyberpunk 2077. Trudno mi jednak wyobrazić sobie lepsze pożegnanie z historią V.

Ocena: 10/10

Plusy:
+ Fantastyczny wątek fabularny, łączący wątki szpiegowskie ze sporą dawką akcji
+ Trudne do podjęcia wybory, które pozostawiają gracza z uczuciem niepewności
+ Wybory przekładają się na sporo różnych zakończeń i dwie odmienne ścieżki fabularne
+ Dogtown to najbardziej imponująca wizualnie dzielnica Night City
+ Świetnie napisani, wielowymiarowi bohaterowie
+ Jeszcze więcej możliwości rozwoju postaci
+ Zadania poboczne, które zaskakują i opowiadają angażujące mini-historie
+ Klimatyczna muzyka aż po napisy końcowe
Minusy:
- Okazjonalne błędy

Recenzja została przygotowana na podstawie egzemplarza dostarczonego nieodpłatnie przez wydawcę.

Zobacz także