Skip to main content

„Czarne Lustro” rozczarowuje. Recenzja szóstego sezonu

Czekaliśmy cztery lata - dostaliśmy półprodukt.

„Czarne Lustro” powraca po dłuższym czasie. Seria, która dotychczas nie zaliczała żadnych wpadek, tym razem po raz pierwszy pokazała swoją gorszą stronę. Po obejrzeniu całego sezonu mogę śmiało powiedzieć, że twórcy nie mają tej samej świeżości, jak na początku serii.

UWAGA: w tekście znajdują się spojlery na temat fabuły serialu.

Szósty sezon „Czarnego Lustra” przyniósł nam pięć całkiem długich odcinków. Każdy z nich trzeba traktować jako oddzielny film pod jednym szyldem, bo nie tylko historie różnią każdą odsłonę serialu, ale także sposób ich opowiadania.

Czarne Lustro - recenzja, serial
Salma Hayek to spore zaskoczenie, ale jej występ jest bardzo dobrze odbierany. W każdym razie jej obecność w serialu jest według mnie pozytywnym akcentem

Za scenariusz wszystkich odcinków szóstego sezonu odpowiedzialny jest Charlie Brooker. Scenarzysta wcześniej napisał historię kilku odcinków „Czarnego Lustra”, pojawiał się w „Czarne Lustro: Bandersnatch”, a ostatnio wyreżyserował – także dla Netflixa – „Świat oczami Cunk”. Ten raczej humorystyczny i bardzo swobodny ton pojawił się w najnowszym sezonie „Czarnego Lustra”. Odniosłem wrażenie, że to właśnie twórca scenariusza oszczędnie wprowadza elementy dramatyzmu, premiując zabawne i proste sekwencje, gagi i krótkie, humorystyczne wstawki. Gdyby nie chodziło o „Czarne Lustro”, to taka konwencja całkowicie by mi odpowiadała, ale jednak ta frywolna atmosfera momentami zaczęła mi przeszkadzać.

Według mnie największą wartością „Czarnego Lustra” było to, że serial potrafił nas zaskakiwać. Oryginalność serii polegała przede wszystkim na nieszablonowym, ciekawym puentowaniu każdej historii, a w najnowszym sezonie widać, że twórcy jakby zrezygnowali z takiego sposobu zakończenia fabuły. Przez to poszczególne odcinki tracą niestety swój wydźwięk, bo zaledwie w dwóch z nich udało się utrzymać dramaturgię, która została zwieńczona efektownym podsumowaniem. Ten serial był tak dobry, podejmował tak ważne problemy i nie dawał nam jasnych odpowiedzi, że można było dyskutować o tym w gronie znajomych. A szósty sezon jakoś szczególnie mnie nie zainteresował.

Czarne Lustro - recenzja, serial
Nie czuć w tym serialu tego, co mieliśmy okazję odczuwać w poprzednich odsłonach. Coś w tym szóstym sezonie nie działa tak, jak powinno

„Czarne Lustro” doszło już do takiego momentu, w którym może nawiązywać do samego siebie. Na przykład w pierwszym odcinku pojawiło się odwołanie do kliniki San Junipero, czyli odcinka z poprzedniego sezonu. To samo zrobił Netflix, ponieważ w tej samej części obśmiał samego siebie. Wprowadził do fabuły odcinka niemalże identyczną platformę streamingową o nazwie Streamberry, różniącą się tylko nazwą, która wykorzystuje prawa licencyjne i działa na szkodę użytkowników. Pojawiło się poza tym wiele ciekawych wątków, zwłaszcza tych dotyczących obecnych realiów, czyli technika deep-fake, sztuczna inteligencja i wiele innych.

Dotychczas „Czarne Lustro” koncentrowało się na pokazaniu pewnej wizji przyszłości. Była to przyszłość bliższa, dalsza, ale zawsze wiązało się to z ukazaniem konsekwencji skorelowanych z technologią, niebezpieczeństwami techniki i tego rodzaju sprawami. Szósty sezon wyraźnie od tej koncepcji odchodzi. Tylko dwa z pięciu odcinków ewidentnie pokazują nam dystopijną rzeczywistość i trudno powiedzieć, dlaczego twórcy zrezygnowali z czegoś, co z takim dużym powodzeniem interesowało widzów i przyciągało ich uwagę. Muszę przyznać, że jestem trochę zawiedziony takim zabiegiem twórców.

Czarne Lustro - recenzja, serial
Pierwszy odcinek był chyba najbardziej charakterystyczny dla starego dobrego „Czanego Lustra”. Pozostałe odcinki wyraźnie od niego odstają

Szósty sezon „Czarnego Lustra” jest nierówny. Wiadomo, że w poprzednich sezonach też mieliśmy z tym do czynienia, ale choć uważam, że ta odsłona jest raczej średnia, to pojawiły się odcinki bardzo słabe i nijakie. Nie zdradzając fabuły, mogę szczerze powiedzieć, że najgorsze odcinki to dwa ostatnie, czyli czwarty i piąty. Jeden z nich jest w ogóle niejasny i niezrozumiały. Twórcy nie zadbali o spójny scenariusz, co nie zdarzało im się wcześniej. A tym razem dostaliśmy odcinki, o których fabule zapomniałem po seansie.

Pozytywną stroną szóstej odsłony „Czarnego Lustra” są bez wątpienia trzy pierwsze odcinki. Tam znajdujemy znany z dawnych sezonów brutalny, niespodziewany rozwój akcji. Zwłaszcza odcinek trzeci, który został osadzony w kosmosie, jest pewnym nawiązaniem i kontynuacją poprzednich części z serii.

Czarne Lustro - recenzja, serial
Odcinki zostały trochę rozwleczone

W serialu wystąpiło wielu znanych i rozpoznawalnych aktorów. Na przykład Aaron Paul, którego pamiętamy z „Breaking Bad”, pojawił się w odcinku trzecim, Salma Hayek zadziwiła nas swoją obecnością w pierwszej części, poniekąd także wspomniana została Cate Blanchett. Poza tym obsadę zdominowali aktorzy raczej nieznani albo mało rozpoznawalni, ale mimo to casting był całkiem udany. W kwestii gry aktorskiej nie mam większych uwag.

Mówiąc wprost. Szósty sezon „Czarnego Lustra” mógłby być lepszy. Mogę nawet śmiało powiedzieć, że wszystkie sezony, które ukazały się w trakcie tych 12 lat, wyglądały lepiej od tego. Za mało było tu dramaturgii, za dużo rozwleczonych historii i niewiele znaczenia. To nadal ciekawa, diagnozująca rzeczywistość produkcja, ale już nie dostarcza nam rozrywki z najwyższej półki i tego charakterystycznego dreszczyku emocji. Obawiam się, że seria może zmierzać w złym kierunku, chociaż mam nadzieję, że szósty sezon to zwykły wypadek przy pracy i nie mamy do czynienia z efektem równi pochyłej.

Ocena: 6/10

Zobacz także