Skip to main content

Czekając na dzwonek. 15 kultowych gier z informatyki

„Teraz możecie chwilę pograć.”

Wszyscy wiemy, że - przynajmniej jakiś czas temu - lekcje informatyki w większości szkół opierały się na schemacie „zróbcie zadanie, a potem możecie pograć”. Uczniowie raczej nigdy nie narzekali.

Jakiś czas temu na naszym facebookowym profilu zapytaliśmy Was, w co najczęściej graliście z kolegami na lekcjach. Odpowiedzi było mnóstwo - nie zabrakło też zaskakujących wspomnień.

Postanowiliśmy zebrać najczęściej pojawiające się odpowiedzi, a także te najciekawsze. Zapraszamy więc do przeglądu gier, w które grywało się na informatyce.


1. Prince of Persia

Choć do przejścia oryginalnej odsłony Prince of Persia wystarczy około pół lekcji (mniej więcej tyle wynosi rekord świata), byłby to nie lada wyczyn i powód do dumy. Gra była trudna, wymagała precyzji i opanowania, więc idealnie nadawała się do oblężenia komputera kolegi i wyczekiwania, kiedy przedziurawią go ostrza.

Podobnie jak pierwsza gra Jordana Mechnera, Karateka, Książe Persji mógł się pochwalić realistycznymi - jak na tamte czasy - animacjami. Z jednej strony wyglądało to imponująco, a z drugiej sprawiało, że główny bohater rozpędzał się i hamował dość powoli. Wtedy jednak mało komu to przeszkadzało.

Jeżeli po przejściu kilku fragmentów platformowych kolega trafił na walkę na miecze, zawsze znalazł się ktoś, kto mógł przejąć klawiaturę i rozprawić się ze złowieszczymi strażnikami. I tak do dzwonka.

Byle tylko wyhamować przed kolcami...

2. Jazz Jackrabbit

Pamiętacie muzykę z pierwszej odsłony Jazz Jackrabbit, która nie pasowała do rozgrywki? Nam zdecydowanie zapadła w pamięć. Nie zmienia to faktu, że w żadnej innej grze nie da się strzelać do armii żółwi bojowo nastawionym zielonym królikiem, który - jak się okazuje - królował na wielu szkolnych komputerach.

Jak można się domyślić, pomysł na rozgrywkę opiera się na baśni Ezopa, opowiadającej o sprytnym żółwiu pokonującym zająca w wyścigu. Głównym projektantem gry był nie kto inny, jak Cliff Bleszinski, który później pomógł stworzyć cykl Gears of War.

Dla wielu jest to tytuł, do którego powrót wiąże się z wielką nostalgią, bo była to gra dzieciństwa. Szczególnie, że to jedna z pierwszych produkcji przenoszących platformowo-strzelankową strukturę rozgrywki z konsol na komputery.

Rambo-królik nie był typowym bohaterem

3. Heroes of Might and Magic III

Trzecia część „Hirołsów” powszechnie uznawana jest do dziś za najlepszą odsłonę serii. Na pewno mogła się pochwalić niesamowitym klimatem i ciekawym projektem stworzeń zaczerpniętych z mitów i legend.

Tytuł był w Polsce niezwykle popularny, więc wielu graczy dopracowywało swoje strategiczne umiejętności, by potem w szkole pokazać, jak dobrze im idzie. Zwykle i tak nie starczało czasu na dłuższą rozgrywkę, bo zbyt dużo uwagi trzeba było poświęcić kolejnej prezentacji w Power Poincie.

Gracze pragnący przypomnieć sobie dawne czasy, mogą od 2015 roku nabyć wersję HD - wydaną na 20-lecie serii. Cechuje się ona jednak tylko umiarkowanym zmodernizowaniem warstwy graficznej.

Tak proste, tak stare, a nadal tak dobre...

4. Midtown Madness

Wcielenie się w pirata drogowego łamiącego każdy możliwy przepis było niezwykle relaksującą czynnością, pozwalającą odprężyć się między lekcjami. Tym bardziej, że Midtown Madness można było grać nie tylko w pojedynkę, ale też ze znajomym w sieci lokalnej.

Tytuł był jednym z pierwszych oferujących pełną swobodę przemierzania wirtualnego miasta, nie ograniczając gracza do ścigania się po zamkniętych torach. To pociągało za sobą chęć eksploracji i triumfalne okrzyki: „patrzcie, co znalazłem!”.

W grze znajdowały się charakterystyczne dla Chicago obiekty, jak Molo Marynarki Wojennej, Muzeum Historii Naturalnej, stadion baseballowy Wrigley Field (po którym oczywiście można było jeździć), czy Sears Tower.

Największą przyjemność sprawiało jednak sianie spustoszenia w mieście, najlepiej za pomocą dużych wozów, które najefektywniej taranowały samochody osobowe.

Obowiązkowy wyskok z podniesionego mostu

5. Scorched Earth

Czas na nieco starszą produkcję, protoplastę wszystkich gier o turowym strzelaniu, a także serii Worms. Mowa tu oczywiście o kultowym Scorched Earth, którego rdzeniem rozgrywki było wykorzystanie dwóch zmiennych: kąta wystrzału, oraz jego siły do zniszczenia pojazdu przeciwnika.

Czołgi ustawione były na dwuwymiarowych, pofałdowanych planszach. Jeden celny strzał wystarczył, żeby pozbyć się przeciwnika, przy czym trudność wykonania tego zadania uzależniona była od aktualnie używanych pocisków. Przykładowo, bomba atomowa pozwalała na zachowanie dużego marginesu błędu.

Gra wyróżniała się rozbudowanym trybem dla wielu graczy - przy jednym komputerze mogło się bawić aż 10 osób.

Kiedyś nie trzeba było aż tak wytężać wzroku (i wyobraźni), by dostrzec 2 czołgi

Nawet jeżeli zdarzali się obserwatorzy, bo chętnych było więcej niż slotów dla graczy, to oglądanie rozgrywki w Scorched Earth również było emocjonujące.

To tylko początek - zobaczcie kolejne gry prosto z lekcji informatyki na drugiej stronie!