Czy nowe ceny wysokobudżetowych gier zaszkodzą twórcom niezależnym?
Gracze będą bardziej uważać na wydatki.
Znamy już ceny gier na konsole nowej generacji. Niektóre tytuły - trafiające też na Xbox One i PS4 - zachowują poziom, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, ale sporo wydawców proponuje już kwotę 80 euro. W polskich sklepach widzimy ceny na poziomie 350 zł. Można się spodziewać, że z czasem większość wysokobudżetowych produkcji będzie kosztować właśnie tyle.
To na pewno cios dla portfeli użytkowników, tym bardziej że na naszą niekorzyść zadziałał też przezlicznik 70 dolarów na 80 euro, zamiast tradycyjnego „jeden do jednego”. W takiej sytuacji gracze bez wątpienia będą przywiązywać większą wagę do tego, na jaki tytuł przeznaczą swoje pieniądze.
Możliwe, że wpłynie to na sprzedaż gier w ogóle, ale problem mogą mieć gry tańsze - produkcje niezależnych studiów i deweloperów. Te, za które płacimy 60 czy 80 zł. Jeżeli bowiem ktoś będzie oszczędzał na jeden, wymarzony tytuł wysokobudżetowy, to raczej zmaleje szansa, że wyda pieniądze na mniejszą grę - nawet wysoko ocenianą.
Już teraz niektórzy krytykują gry indie, których cena zbliża się do poziomu 100 zł, nawet jeśli oferują rozgrywkę na kilkanaście czy kilkadziesiąt godzin. Niezależne tytuły są często postrzegane jako produkty, które po prostu zawsze powinny być tanie. Dla wielu są tylko dodatkiem i odskocznią od wielkich blockbusterów.
Sytuacja będzie więc niepokojąca w nadchodzącej generacji. Niewykluczone, że sprzedaż mniejszych gier w okresie premierowym będzie spadać, ponieważ gracze będą odkładać takie zakupy na później, czekając na spadek cen czy różne wyprzedaże. Nie jest to jednak na rękę deweloperom i wydawcom tytułów indie.
Oczywiście już teraz część graczy odkłada w czasie zakup dużych gier, częściej wybierając „indyki”. Trudno jednak stwierdzić, jak dużą są częścią całej grupy potencjalnych nabywców. Nie wiadomo też, czy nie zmienią przyzwyczajeń.
Optymistyczny scenariusz zakładałby, że więcej odbiorców zignoruje największe nowości na PS5 i Xbox Series - przynajmniej do czasu przeceny - i zwróci uwagę na gry niezależne czy produkcje AA - o średnim budżecie. Nie jest to zresztą niemożliwe, tym bardziej że ceny next-genowych produkcji mają potencjał do zrewidowania swoich nawyków zakupowych. Zdecydowana większość to jednak gracze, którzy preferują tytuły wysokobudżetowe, tylko od czasu do czasu urozmaicając swoją bibliotekę grami indie.
Wielkie znaczenie w tym przypadku ma też usługa Game Pass. Wydaje się, że użytkownicy Xboksa w mniejszym stopniu odczują poziom nowych cen na poziomie 350 zł, choć w nadchodzącym okresie niewiele premierowych tytułów trafi do abonamentu Microsoftu. Subskrybcje tego typu mogą też być w pewnym sensie deską ratunku dla deweloperów mniejszych gier - twórcy niezależni nieraz podkreślali już, że udostępnienie swojej gry dla takiej usługi jest często opłacalne.
Na sytuację może też wpłynąć ewentualna, prawdopodobnie nieunikniona, podwyżka cen większych gier na PC. Tak jak w przeszłości wydawcy zareagowali na ceny konsolowe, tak zapewne zrobią też w tym przypadku - choć raczej nie od razu. Przykładem może być choćby Godfall, za który na PC zapłacimy 239 zł, a na PS5 już 349 zł.
Czarne scenariusze nie muszą się oczywiście sprawdzić. Gry niezależne, mimo regularnych premier tytułów reprezentujących podobne gatunki (na przykład roguelite), wciąż częściej oferują gameplayowe innowacje i interesujące rozwiązania, których na próżno szukać w wysokobudżetowych produkcjach. Choćby dlatego zawsze warto będzie się nimi interesować i wspierać twórców.