Czy Watch Dogs spełni obietnice?
Wrażenia z prezentacji gry oraz nowe fragmenty rozgrywki.
Głośna w ostatnich tygodniach debata na temat oprawy graficznej w Watch Dogs zdaje się już przycichać, ale zostawiła po sobie wielu zawiedzionych fanów. Oczywiste jest, że w czasie pięcioletniego cyklu produkcyjnego koncepty zmieniają się i ewoluują. Wygląda na to, że twórcy mają teraz więcej dobrych wiadomości na temat grafiki. Ale czy uda się przyciągnąć z powrotem graczy, którzy zdążyli odwrócić się od najnowszej produkcji Ubisoftu, i którzy poczuli się oszukani pierwszym zwiastunem z targów E3 w 2012 roku?
Częścią tej obietnicy było miasto, które bohater może w pełni kontrolować. Realizację tej zapowiedzi należy oceniać w zależności od zaangażowania w wykreowaną przez twórców hakerską fantazję. Oczywiście, nie możemy kontrolować wszystkiego i na miejscu są odpowiednie ograniczenia. Zamiast „własnoręcznie” włamywać się na serwery, częściej wciskamy po prostu jeden klawisz, aktywujący odpowiednią umiejętność lub wyświetlający krótkie informacje na temat przechodniów. Po pewnym czasie, gdy już znudzi nam się generowanie stłuczek na ulicach za pomocą wciśnięcia przycisku, proces szybko stanie się dokładnie tym - magicznym przyciskiem. Wciskamy i gotowe.
Niemniej, zastosowany poprawnie arsenał Aidena Pearce'a może być zabójczo efektywny. Wyposażeni w gadżety rodem ze Splinter Cell, wyłączamy światła, by oślepić strażników, zdalnie detonujemy skrzynie z granatami, aktywujemy alarmy samochodowe lub uruchamiamy okoliczne maszyny, by wywołać zamieszanie. Elementy te sprawdzają się dobrze podczas zabawy w otwartym świecie, ale najwięcej frajdy dostarczają podczas zamkniętych zadań, gdy czuć, że o odpowiednie rozmieszczenie kamer i urządzeń elektronicznych zadbała ręka projektanta poziomów. Często otrzymujemy kilka ścieżek, by na przykład móc zinfiltrować obiekt po cichu lub postawić na otwarta walkę.
A kampania fabularna oferuje wiele okazji do przetestowania całego zakresu hakerskich zdolności, choć rozgrywkę zaczynamy z podstawowymi aplikacjami na wirtualnym telefonie. (Pozostała część tego akapitu zawiera spoilery na temat początku fabuły - przyp. red.) Watch Dogs rozpoczyna się od pościgu, który szybko wymyka się spod kontroli, a siostrzenica bohatera ginie w wyniku jego czynów. Czas akcji przeskakuje rok do przodu, gdy kontrolowaną postać opanowała rządza zemsty.
„Oczywiście, nie możemy kontrolować wszystkiego i na miejscu są odpowiednie ograniczenia.”
Samouczek zrealizowano na słynnym stadionie Wrigley Field w Chicago, gdzie szybko zaczynamy z łatwością ogłuszać i odwracać uwagę wrogów. Pearce napuszcza na siebie gangsterów i policjantów w ramach przysłowia „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”, a następnie naraża życie setek osób na trybunie, prezentując wykorzystanie jednej ze zdolności na pełną skalę, w zaaranżowanej sekwencji. To interesujący sposób na zakończenie poziomu i świetny przykład wspomnianej, hakerskiej fantazji, ale wrażenie burzy nieco fakt, że rozwój wypadków i panikę na stadionie możemy tylko obserwować.
Po serii zadań wprowadzających gra otwiera się szerzej, oferując miejsce do zabawy z poszerzającym się arsenałem gadżetów. Jedno z zadań rozgrywa się w fabryce. Po zakradnięciu się na miejsce okazuje się, że wpadliśmy w pułapkę i mamy zaledwie dwie minuty na przygotowanie do odparcia ataku. Nagle akcja zamienia się w coś przypominającego gatunek tower defence, a Pearce biega po budynku z nowo znalezionymi ładunkami wybuchowymi, zastawiając pułapki w kluczowych punktach. Następnie włamujemy się za pomocą telefonu do pobliskiego dźwigu i obserwujemy pole walki z góry, zdalnie detonując kolejne bomby, zrzucając granaty i strzelając z karabinu snajperskiego. Właśnie takie zadanie utwierdzają w przekonaniu, że otwarty świat Watch Dogs ma sporo interesującej treści do zaoferowania.
Eksploracja wszystkich zakamarków zajmie sporo czasu. Standardowe ukończenie gry to około 35-40 godzin - przyznał dyrektor kreatywny Jonathan Morin w rozmowie z Eurogamerem. Jednak na zobaczenie wszystkiego poświęcimy nawet sto godzin. Wartość wydaje się być wiarygodna - na mapie znaleźć można oszałamiającą liczbę zadań pobocznych i innych atrakcji, skutecznie odciągających od kampanii. Po krótkiej przejażdżce samochodem możemy znaleźć między innymi generowane losowo misje z bohaterami niezależnymi w opałach - jedynie pierwsze zadanie tego typu jest obowiązkowe i służy jako wprowadzenie do zdolności profilowania przechodniów na ulicach. Na całe szczęście jest tu także dużo więcej kombinacji niż tylko stereotypowa „księżniczka w opałach”.
„Do zobaczenia jest tak wiele, że może to być nieco przytłaczające. Niektóre zadania poboczne pasują tematycznie do głównej kampanii, ale inne są chyba zbędne.”
Ujawniono już także misje z rzeczywistością rozszerzoną, wyświetlające symbole i portale obcych w świecie gry. Teraz przedstawiono jednak następne i bardziej rozbudowane aktywności poboczne, jak „Cyfrowe Pułapki”, wprowadzające do Watch Dogs nieco nadprzyrodzonych elementów. Całość przypomina miniaturowe wersje pamiętnego Far Cry 3: Blood Dragon.
Po załadowaniu programu „Szaleństwo” zadaniem będzie złapanie przeciwników rodem z Ghost Rider, przejeżdżając ich samochodem lub kręcąc bączki w większych grupach. Następne są „Pajęcze Czołgi”, gdzie kontrolujemy wielkiego robota-pająka, wyposażonego w ciężkie karabiny, rakiety i pazury, do rozprawiania się z przechodniami i samochodami na ulicach. Ośmionogi pojazd opancerzony może wspinać się po dowolnej powierzchni - od ścian wieżowców do drugiej strony mostów - i skakać na spore odległości. Obie z opisywanych mini-gier mają nawet własne drzewka umiejętności i bonusy od odblokowania.
Do zobaczenia jest tak wiele, że może to być nieco przytłaczające. Niektóre zadania poboczne pasują tematycznie do głównej kampanii (ataki na kryjówki gangów, wyścigi na lądzie i wodzie czy zostawianie przedmiotów dla innych graczy), ale inne są chyba zbędne. Czy rzeczywiście potrzebujemy kolejnego bilardu, rzutek i możliwości gry w szachy? Wydaje się, że spędzony czas można było przeznaczyć na inne dziedziny świata gry.
Dużo bardziej przydatne są płynne tryby wieloosobowe, niektóre z nich równie interesujące, co misje w głównej kampanii fabularnej. O tych opcjach informowaliśmy już wcześniej, gdy Ubisoft po raz pierwszy prezentował sposoby na dołączenie do świata innego gracza, gdzie możemy na przykład włamać się do jego telefonu, co często skutkuje karkołomnym pościgiem.
Wyścigi sieciowe mówią same za siebie - to najmniej dynamiczny tryb, z ustalonym startem i metą oraz głosowaniem na kolejną trasę. Dużo ciekawszy jest tryb „Dekodowania”, gdzie gracz musi posiadać plik na swoim telefonie przez określony czas. Tutaj potyczka może toczyć się także w drużynach, co oznacza nie tylko kolegów w postaci ochroniarzy, ale również armię dobrze uzbrojonych i inteligentnych przeciwników po drugiej stronie.
Nie udostępniono jeszcze możliwości gry na tablecie, ograniczając się do pokazu w formie wideo. W tym trybie wróg będzie mógł zaatakować nasz świat z pomocą dedykowanej aplikacji na iOS lub Androida. Zobaczy mapę w niższej rozdzielczości, a do dyspozycji otrzyma jednostki policji i helikoptery, co może pomóc lub przeszkodzić w wykonaniu zadania. Jest też bonusowy tryb „wolnej amerykanki”, gdzie nie ma żadnych zasad, poza możliwością oznaczania postaci jako wrogów lub przeciwników.
Wielka piaskownica, jaką przygotował Ubisoft Montreal, jest na pewno imponująca - w kampanii fabularnej, w zadaniach pobocznych czy w sieci. Trudno nie zastanawiać się jednak, czy twórcy przeznaczyli siły na odpowiednie elementy. Nie chodzi tu o przedłożenie ilości ponad jakość, ale o dostarczenie takiego rodzaju otwartego świata, gdzie określenie „nowa generacja” oznacza więcej niż ładniejsza grafika i proste triki wpływania na otoczenie.
Watch Dogs ukaże się 27 maja na PC, PlayStation 3, PS4, X360 i Xbox One. Później tytuł trafi także na Nintendo Wii U.