Czy Xbox Series S będzie obciążeniem dla nowej generacji?
Konsola może hamować rozwój branży gier.
Zapowiedź Xbox Series S spotkała się z entuzjastyczną reakcją wielu osób i dziennikarzy - konsola oferuje doznania z nowej generacji w stosunkowo niskiej cenie. Niepokojące są jednak wypowiedzi niektórych deweloperów, sugerujących, że urządzenie negatywnie wpłynie na przyszłe gry.
Przypomnijmy: Series S to słabsza i tańsza (w Polsce będzie dostępna za 1349 zł) wersja modelu X. Największe różnice w porównaniu do mocniejszego brata tkwią w układzie graficznym o mocy 4 teraflopsów (w droższym modelu to 12,5 teraflopsów) i pamięci RAM, której będzie 10 GB, czyli o 6 GB mniej.
Microsoft przekonuje, że dzięki wspólnej architekturze obu konsol, wspomniane rozbieżności nie będą miały znaczenia przy projektowaniu gier. Firma twierdzi, że wystarczy jedynie obniżyć rozdzielczość i jakość tekstur, by produkcje działały na mniej wydajnym urządzeniu.
Opinie deweloperów, które pojawiły się jednak tuż po zapowiedzi Xbox Series S, każą się zastanawiać, czy faktycznie tak będzie. Przykładowo David Mickner ze studia Infinity Ward uważa, że słabsza maszyna zapewne stanie się tak zwanym „wąskim gardłem”, hamującym rozwój tytułów.
Microsoft zapewnia, że produkcje będą najpierw powstawały z myślą o modelu X i dopiero potem optymalizowane pod kątem S. Jak jednak zwraca uwagę programista Axel Gneiting ze studia id Software, gry i jej elementy zazwyczaj tworzy się pod najsłabsze urządzenie na rynku.
Największym problemem tańszego Xboksa jest mniejsza ilość RAM-u, co podkreślają także nasi koledzy z redakcji Digital Foundry. Niedobory w tym elemencie już się dają we znaki - potwierdzono, że sprzęt tytuły z poprzednich generacji uruchomi bez ulepszeń dostępnych na Xbox One X - nie ma więc mowy o rozgrywce w 4K i 60 FPS.
Ponadto pamięć odpowiada nie tylko za tektury i rozdzielczość, ale również inne aspekty gier - między innymi fizykę, sztuczną inteligencję i generowanie wirtualnego świata. Wiedząc, że w modelu S do dyspozycji jest mniej RAM-u, deweloperzy mogą być zmuszeni iść na kompromisy, rezygnując z części pomysłów gameplayowych.
W przeciwieństwie do grafiki, niektórych elementów nie można bowiem łatwo przeskalować, dostosowując do słabszego urządzenia - najczęściej wymagałoby to przeprojektowania całej gry. Niewykluczone, że taka sytuacja negatywnie odbije się na tytułach, zwłaszcza multiplatformowych i od studiów first-party Microsoftu.
Niektórzy przekonują jednak, że kłopotu nie będzie, bo od dawna produkcje są optymalizowane pod mniej wydajne komputery, co przecież nie ogranicza twórców. To prawda, ale tylko częściowa: wraz ze startem nowej generacji, minimalne wymagania sprzętowe na PC zazwyczaj rosną, dając projektantom większe pole manewru.
Na tle rozważań o negatywnym wpływie Xbox Series S na gry interesująco przedstawia się PS5. Konsola trafi do sprzedaży tylko w jednej konfiguracji, co oznacza, że studia Sony mogą skupić się na pełnym wykorzystaniu jej mocy - nawet jeśli sprzęt na papierze jest słabszy od Xbox Series X, istnieje możliwość, że pozycje dedykowane urządzeniu będą ładniejsze i bardziej rozbudowane. Platforma może okazać się miejscem, gdzie dokonają się innowacje w obszarze wirtualnej rozrywki.
Na razie wydaje się to mało prawdopodobne, ale można wyobrazić sobie też sytuację, w której skuszeni brakiem ograniczeń zewnętrzni wydawcy i deweloperzy zdecydują się wydawać produkcje tylko na PlayStation 5 i PC - jak uczyni Bethesda w przypadku Deathloop. Kluczem okażą się jednak wyniki sprzedaży: jeżeli tańszy Xbox odniesie sukces (na co są duże szanse) twórcy nie będą mogli go pomijać, by nie stracić potencjalnych klientów.
Osobną kwestią jest, czy Microsoft ma plan awaryjny, jeżeli model S rzeczywiście zacznie hamować rozwój branży. Pewnym rozwiązaniem mogłoby być zintegrowanie konsoli z xCloud, czyli usługą grania w „chmurze”. Maszyna mogłaby posłużyć za klienta dostępowego, a niewykluczone, że dzięki mocy urządzenia udałoby się zmniejszyć zużycie internetu, bo część obliczeń wykonywana byłaby lokalnie, a nie na zewnętrznych serwerach.
Na razie jest oczywiście za wcześnie, by ocenić, czy tańszy Xbox faktycznie okaże się „grzechem pierworodnym” nowej generacji. Projektując sprzęt koncern z Redmond powinien być w końcu świadom ewentualnych trudności - można się spodziewać, że w odpowiedni sposób rozwiązał potencjalne problemy. To nie oznacza, że należy zignorować obawy deweloperów, choć o ostatecznym wpływie urządzenia na wirtualną rozrywkę przekonamy się najwcześniej za kilka lat.