Skip to main content

Dajmy już spokój bohaterom

Rzecz o kontynuacjach.

W grach wideo scenarzyści popełniają ten sam błąd co w filmach. Nie dajemy umrzeć bohaterom i nie kreujemy w ich miejsce nowych. Terminator jest już starszy od węgla kamiennego, Indiana Jones nie chce odejść na emeryturę, a Mick Jagger ciągle śpiewa.

Zaprzeczamy nawet obietnicom zamknięcia opowieści, bo jak dobrze wiemy można to ominąć. Wystarczy stworzyć prequel (Metal Gear Solid 5), a nawet restart serii (Tomb Raider). Dlaczego tak rzadko wychodzimy poza ten schemat?

Akcja Gears of War 4 toczy się wiele lat po wojnie z Szarańczą. Pojawia się nowe zagrożenie i ponownie aktywowane są jednostki COG. Marcus Fenix jest już stary (lub martwy), więc jak najłatwiej przyciągnąć odbiorcę? Robiąc z jego syna głównego bohatera!

Najprawdopodobniej tylko krewny słynnego weterana będzie mógł powstrzymać kolejną wojnę. Przecież dobrze wiemy, że o losach konfliktów globalnych decyduje jeden człowiek z karabinem...

Z Master Chiefem żegnaliśmy się już kilka razy, a on wciąż wraca. Co z tego, że Halo: ODST pokazało, że Halo to niekoniecznie postać, a świetne uniwersum? Przygoda z Locke'iem w Halo 5: Guardians udowadnia, że mógłby być świetnym nowym, flagowym bohaterem serii.

Dlaczego więc scenarzyści ciągną na siłę bohaterów przez każdą część, zupełnie jakby niczym innym gra nie mogła się obronić? To nie Super Mario World. Wspomniane pozycje nie mają w tytule imion bohaterów, a nawiązują szerzej do całego wykreowanego świata.

Nie o taką przyszłość walczył Marcus. Jego syn miał być stolarzem.

Doświadczyliśmy już wielu przeciągniętych kontynuacji, które niepotrzebnie wskrzeszają bohaterów. Duke Nukem Forever, Postal, Final Fantasy XIII: Lightning Returns wykazały dostatecznie, że znane persony nie są gwarancją sukcesu.

Czasami też nie ma potrzeby ciągnięcia historii jednej postaci, tylko dlatego, że ludziom się dobrze kojarzy. Przygody Maxa Payne'a w Brazylii nie wymagały wcale Maksa. To byłaby równie dobra gra, gdyby Rockstar wybrał innego protagonistę.

Przypadek tej produkcji dziwi najbardziej, gdyż twórcy porzucili całą otoczkę „noir”, zmienili klimat przygody, a nawet wizerunek samego bohatera. W tytule jednak pozostawało imię Maksa.

Pierwsze plotki na temat kolejnego God of War sugerują, że Kratos zapuści włosy i ruszy na bogów Asgardu. Po co? Przecież nordycka mitologia jest równie bogata i posiada własnego boga wojny - Tyra. Może pora na zmianę protagonisty? Mściwy wiking podbijający Asgard by się nie sprzedał?

Studio Bioware obala ten mit. Każda odsłona Dragon Age toczy się w tym samym świecie, ale jest widziana z perspektywy kogoś innego. Mass Effect Andromeda wyraźnie żegna się z Komandorem Shepardem i pozwoli wcielić się w Pathfindera. Można? Można.

Uncharted 4 to podobno ostatnia przygoda Nathana Drake'a. Podobno, bo chłopak jeszcze nie jest taki stary.

Dzięki takim rozwiązaniom społeczność fanów nie skupia się na jednej postaci, a na całym wykreowanym dziele. To jak z Gwiezdnymi Wojnami, które ludzie kochają nie za jednego Hana Solo, a za całą rebelię, Imperium, miecze świetlne, X-Wingi i dźwięki w kosmosie.

Ekonomiczna obawa inwestorów i mylne przekonanie, że konkretny bohater gwarantuje sukces gry prowadzi tylko i wyłącznie do wtórności kolejnych części i braku wyraźnego postępu.

Gears of War 4 przedstawi nam zapewne dokładnie taki sam wizerunek świata, jaki już poznaliśmy w poprzednich odsłonach serii, a przecież nie musiało tak być. Świat widziany z perspektywy członka Stranded, czyli walczących o przetrwanie obywateli, którzy nie mają przeszkolenia militarnego - to mogłoby być czymś zupełnie nowym, świeżym.

Czy to naprawdę aż takie trudne, by pożegnać się z utartymi schematami i spróbować czegoś zupełnie nowego? Gry to nie tylko konkretne nazwiska - to piękne, bogate światy i historie. Bohaterowie umarli, ale świat nadal trwa. Pokażcie nam go z innej perspektywy.

Zobacz także