Skip to main content

Daniel Kłosiński: Pięć najlepszych gier 2016 roku

Wzloty i upadki.

W tym cyklu każdy z naszych autorów i dziennikarzy przedstawia pięć najlepszych gier mijającego roku.

Rok 2016 miał swoje wzloty i nieco więcej upadków, a wśród najważniejszych trendów wymienić można otwarte światy, sztukę przetrwania w Early Access, rosnące znaczenie esportu i usuwanie dwukropków z tytułów gier.

Już w podsumowaniu ubiegłego roku narzekałem na nadmiar otwartych światów. Deweloperzy nie posłuchali i kontynuowali zalew: Far Cry Primal, The Division, Homefront: The Revolution, Mirror's Edge Catalyst, No Man's Sky, Mafia 3, Watch Dogs 2, Final Fantasy 15...

Poza zestawieniem mam choćby The Witness

W mojej opinii wszystkie te produkcje łączy tylko jedno, może z wyjątkiem ostatniej - to spore rozczarowania. Zmęczenie otwartymi światami osiągnęło punkt krytyczny i obawiam się o deweloperów, którzy zamierzają kontynuować trend w przyszłym roku.

Miejmy nadzieję, że moda zacznie się powoli odwracać i otrzymamy nieco większy nacisk na fabułę. Niekoniecznie muszą to być zamknięte korytarze z przerywnikami, ponieważ już Rise of the Tomb Raider, Uncharted 4: Kres Złodzieja, Deux Ex: Rozłam Ludzkości i Dishonored 2 pokazały, jak sprawnie zaoferować otwarte lokacje i interesującą opowieść bez miliona znaczników na mapie.

Jednocześnie warto zwrócić uwagę na fakt, że gry w tym roku duże sprzedawały się raczej słabo. Ceny rosną, ale w nielicznych oficjalnych raportach i nieoficjalnych doniesieniach rysuje się obraz dość ponury: Titanfall, Watch Dogs 2, Call of Duty: Infinite Warfare, Dishonored 2 - wszystkie poniżej oczekiwań. Przyczyny są różne, ale ogólnie - jest nieciekawie.

Wszystko to przekłada się na dość ponury obraz kończącego się roku, ale to nie do końca prawda. Cieszy coraz większe zainteresowanie Steamem wśród japońskich wydawców, ale w takiej sytuacji najlepiej poradzili sobie twórcy niezależni. Darkest Dungeon, The Witness, Firewatch, Superhot, Stardew Valley, Samorost 3, Shadow Tactics i wiele, wiele innych to już nie „indyki”, a dojrzałe i dopracowane produkcje, często dużo ciekawsze od kolejnego sequela w dużej serii.

Nie wypada jednak tyle zrzędzić przy wymienianiu najlepszych gier tego roku. Oto i one.

1. Inside

Nagroda za najbardziej zapadającą w pamięć produkcję roku. Twórcy z Playdead już za sprawą Limbo udowodnili, że potrafią tworzyć platformówki z zagadkami logicznymi, ale wraz z Inside idą o krok dalej - mniej skomplikowane wyzwanie dla szarych komórek, ale bardziej rozbudowana kreacja świata i historia.

Limbo, ale lepsze

Efektem jest świetna opowieść, nadal tajemnicza i pozostawiająca bardzo dużo wyobraźni gracza. Zastanawiamy się nie tylko nad pokonaniem kolejnego wyzwania logicznego, ale także nad tym, co rzeczywiście dzieje się z naszą postacią. To że zagadki są prostsze w porównaniu z Limbo, nie jest większym problemem - nadal przyjdzie się zaciąć na dłuższą chwilę, ale ogóle tempo zabawy jest idealne.

Inside pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi, ale to tylko kolejna zaleta gry. Zakończenie i inne elementy przygody pozostają z nami na bardzo długo, aż w końcu wybierzemy się na jakieś forum dyskusyjne i przeczytamy inne teorie - tylko po to, by zdać sobie sprawę, ile smaczków przegapiliśmy.

2. Stardew Valley

A to produkcja na drugim końcu skali i całkowite przeciwieństwo Inside, czyli moje wyróżnienie za największy relaks tego roku. Choć jesteśmy ograniczeni czasem i cyklem dobowym, to w Stardew Valley nikt nas nie pogania, nie rozwiązujemy zagadek logicznych (chociaż...), a fabuła jest szczątkowa (ale obecna!).

Stardew Valley to idealna pozycja na pół godziny, by wpaść, złowić rybkę, zebrać plony, ubić kilka potworków w kopalni i przejść do innych zajęć - nie z poczuciem bezmózgiego zabijania czasu, ale spełnienia obowiązku. Można też przysiąść na dłużej i naprawdę zagłębić się w multum czynności, jakie przygotował samotny twórca - a jest w czym wybierać.

Jasne, początek kampanii może nieco się dłuży, ale to tylko potęguje satysfakcję z rozwoju naszego gospodarstwa i przygotowania sprawnej produkcji. Oczywiście, jeśli zechcemy. Nic nie stoi na przeszkodzie, by skupić się nie na płodach rolnych, lecz na szeregu innych dochodowych zajęć. Spokój, sielanka, wolność wyboru - czego chcieć więcej?

3. Quantum Break

Bardzo smutny przykład gry, której niezależne studia nie są już w stanie wyprodukować, ze względu na wysokie koszty - przedstawiciel umierającego gatunku liniowych gier akcji. Jasne, mamy Naughty Dog, ale twórcy Uncharted nie muszą przejmować się budżetem, bo sprzedają nie tylko gry, ale i konsole. Tymczasem Remedy Entertainment postawiło na współpracę z Microsoftem, co było tylko gwoździem do trumny dla Quantum Break.

Remedy, wróć!

Sam zainteresowałem się tytułem dopiero po debiucie na Steamie. Nie żałuję ani sekundy: otrzymałem zamkniętą, ciekawą i spójną opowieść, bez otwartego zakończenia i planów na sequele. Sensowna opowieść o podróżach w czasie? Brzmi mało prawdopodobnie, a jednak się udało.

Do tego interesujące postacie, świetne lokacje oraz przyjemne strzelanie i umiejętności. Nawet serial mi się podobał, a nietypowe rozwiązania techniczne w oprawie graficznej nie przeszkadzały, a kreowały unikatowy styl. Szkoda, że Remedy najpewniej nie podejmie się już czegoś podobnego w przyszłości.

4. Wiedźmin 3: Krew i Wino

Zdecydowanie najlepsza grą RPG ostatnich dwunastu miesięcy. Nie dość, że dodatek do gry wydanej w ubiegłym roku, to jeszcze słabsze z dwóch rozszerzeń do polskiego hitu. Wydaje się, że taka sytuacja nie najlepiej świadczy o kondycji gatunku, ale jakość produkcji z nawiązką rekompensowała miłośnikom brak większego wyboru w grach tego typu.

Krew i Wino to po prostu solidna porcja tego samego, co otrzymaliśmy w Dzikim Gonie. Na tym opis można by zakończyć - mówimy przecież o jednym z najlepszych tytułów ostatnich lat, więc powrót do mrocznego uniwersum fantasy to zawsze wyjątkowo satysfakcjonujące wrażenia, zwłaszcza w takim wykonaniu.

Najważniejsza jest oczywiście nowa talia do gwinta, ale świetnie wypada także słoneczne Toussaint, łączące sielankowe winnice z mrocznymi tajemnicami i zbrodniami. Nie ma tu nic przełomowego, błędów oryginału nie próbowano naprawiać, a fabuła wypada słabiej od Serc z Kamienia - ale absolutnie nie można się oderwać, nawet na chwilę.

5. Shadow Tactics: Blades of the Shogun

Największa niespodzianka roku i kolejna bardzo udana produkcja niezależna w zestawieniu. Podkreślić należy choćby profesjonalne podejście do prac. Nie musieliśmy przedzierać się przez kolejne aktualizacje w wersji Early Access - otrzymaliśmy po prostu gotowy produkt z mnóstwem etapów, zabawą na długie godziny, dobrą optymalizacją, a nawet wersją demo. Godne naśladowania.

Już nie tęsknię za Commandos

Shadow Tactics przemówi zapewne do dość wąskiej grupy odbiorców, którzy z rozrzewnieniem wspominają czołganie się poza zasięgiem zielonych trójkątów w serii Commandos. Ja należę do tej grupy, a przejście do realiów feudalnej Japonii wypadło fenomenalnie i ani przez chwilę nie zatęskniłem za II wojną światową.

Do tego ciekawa fabuła, postacie z własnymi osobowościami, dziesiątki kombinacji przeróżnych umiejętności, prześliczne lokacje, a nawet możliwość włączenia japońskich głosów - pełen zestaw. Spędziłem już godziny na ciągłym wczytywaniu ostatniego szybkiego zapisu i nie zamierzam przestawać.

Zobacz także