Dark Souls 3 - Recenzja
Mroczna perfekcja.
Dziś premiera Dark Souls 3 na PC, Xbox One i PlayStation 4. Z tej okazji przypominamy naszą recenzję najnowszej gry From Software. Artykuł opublikowaliśmy 4 kwietnia.
*
Dark Souls 3 to spektakularne zwieńczenie kultowej trylogii. Gra jest piękna i trudna, lecz jednocześnie - najbardziej przystępna ze wszystkich odsłon serii.
Powstajemy z grobu jako bezimienny Nierozpalony, uformowany z popiołów. Wstępujemy do upadłego królestwa Lothric, by „przywrócić" Władców Pogorzelisk na trony w Kapliczce Zjednoczenia, wcześniej pokonując ich w walce.
Czeka nas długa podróż przez mroczny i brutalny świat, który zachwyca od samego początku. Miejsce pełne upiorów, szkieletów i zbłąkanych pielgrzymów, gdzie śmierć czyha na każdym kroku.
Jak przystało na studio From Software, fabuła gry nie jest oczywista i nie została przedstawiona w przystępny sposób. Otrzymujemy szczątkowe informacje w filmie wprowadzającym i kilku innych poprzedzających pojedynki z bossami. O reszcie dowiadujemy się z rozmów z nielicznymi postaciami niezależnymi oraz wyczytujemy w opisach przedmiotów czy oręża.
Historia jest złożona. By zrozumieć ją w całości, niezbędna jest znajomość poprzednich odsłon serii. Jednak ze względu na przyjemność samodzielnego odkrywania losów upadłego królestwa, nie będziemy zagłębiać się w szczegóły.
Przygodę rozpoczynamy od prostego kreatora, w którym dokonujemy wyboru typu postaci, płci i wyglądu. Klasy różnią się od siebie wyłącznie startowymi statystykami. Nic nie stoi na przeszkodzie, by wraz z postępami w grze przekuć rycerza w czarodzieja.
Tradycyjnie, dla zaawansowanych graczy istnieje opcja rozpoczęcia zabawy bohaterem bez przydzielonych punktów doświadczenia. Tak jak w pozostałych grach z serii, kolejne poziomy zdobywamy przy użyciu dusz ulatujących z zabitych przeciwników. Po śmierci tracimy je, ale mamy szansę na ich odzyskanie, jeśli dotrzemy do miejsca poprzedniego zgonu.
Przemieszczamy się po lokacjach, od czasu do czasu natrafiając na wygasłe ogniska. Po rozpaleniu i usadowieniu się przy ich żarze, restartują się wszyscy zabici przeciwnicy, a my odzyskujemy zdrowie i butelki Estusa, przywracające „życie” oraz punkty many.
Poprzez miejsca z paleniskiem uzyskujemy także możliwość natychmiastowego przenoszenia się do każdego innego wcześniej rozpalonego ogniska. Jest to opcja dostępna od początku zabawy. Nie musimy zdobywać specjalnego przedmiotu umożliwiającego podróżowanie, tak jak w pierwszej odsłonie Dark Souls.
Istotnie skraca to zbędne przemieszczanie się w kółko po tych samych, ogromnych lokacjach. Jest też ukłonem w stronę osób, które dopiero zaczynają przygodę z cyklem, ponieważ sprawia, że gra jest przystępniejsza.
Takich ukłonów wobec początkujących jest znacznie więcej. Sam początek gry to banalny samouczek, w którym uczymy się rozgrywki od podstaw. Pierwszy boss nie stanowi w zasadzie żadnego wyzwania, a już chwilę po tym jak się z nim rozprawimy, trafiamy do Kapliczki Zjednoczenia.
W Kapliczce poznajemy kilku bohaterów niezależnych, w tym również tych, z którymi mieliśmy kontakt w poprzednich odsłonach Dark Souls. Bez obawy o utratę życia, możemy podwyższyć poziom postaci, wykuć lepszy oręż czy zakupić nowe przedmioty. To bezpieczna przystań - hub, do którego będziemy ciągle powracać.
Legendarny dla serii poziom trudności wzrasta powoli. Osoby zaznajomione z poprzednimi produkcjami From Software, przejdą przez pierwsze dwie krainy bez przeszkód. Dopiero w Osadzie Nieumarłych - obszar, który wygląda jak żywcem wyjęty z Bloodborne - pojawiają się pierwsze trudności i zagrożenia.
Co istotne, o ile wcześniej zdobywaliśmy „człowieczeństwo”, by przybrać ludzką formę, tym razem poszukujemy „żaru”. Po jego rozpaleniu wzrasta pasek życia, widzimy znaki przyzywania innych graczy. Po śmierci natomiast żar tracimy, aż do kolejnego rozpalenia. Choć działanie człowieczeństwa i żaru jest bardzo zbliżone, to zmiana ma uzasadnienie fabularne.
Rozgrywka ponownie polega na ostrożnym stąpaniu po ziemi i rozglądaniu się za niebezpieczeństwem. Czasem czyha ono schowane za rogiem, innym razem spada z sufitu. Nie brakuje również przeróżnych pułapek - zapadających się pod naszym ciężarem podłóg, przycisków w posadce uruchamiających kusze ukryte w ścianach i wiele więcej.
Najczęściej jednak wroga widzimy z oddali. Mamy czas, by przygotować się do walki. A co przeciwnik, to nowe wyzwanie, wymagające zastosowania odmiennej taktyki. Klasycznie dla serii promowana jest ostrożność i chowanie się za potężną tarczą. Niemniej, teraz przeciwnicy są szybsi i agresywniejsi niż wcześniej. Mają również szerszy wachlarz ruchów i zadają więcej ciosów w jednej serii.
Jak zwykle kapitalnie wypada animacja sterowanej przez nas postaci. Każdy ruch, uderzenie mieczem czy włócznią są świetne. Czuć siłę uderzenia i plasknięcie, gdy cios trafi celu.
Choć bez wątpienia mamy do czynienia z typową dla Dark Souls mechaniką, mocno wymieszano ją jednak z elementami znanymi z Bloodborne. Środek ciężkości przesuwając z obrony do ataku. Walka jest bardziej dynamiczna i efektowna.
Dzięki dużemu arsenałowi uzbrojenia, odnajdą się tutaj zarówno gracze preferujący walkę dystansową, jak również lubiący dzierżyć powolny, lecz potężny młot czy wręcz przeciwnie - szybkie sztylety. Na znaczeniu zyskały czary. Zniknął limit użycia każdego z nich, a zastąpiono go paskiem many. Opcji jest mnóstwo.
Dodano system ciosów specjalnych, unikatowych dla każdego typu broni. Może to być szybsze strzelanie z łuku, potężna szarża czy bardzo mocny cios toporem. Co ważne, by wykonać atak specjalny broń musimy trzymać bez tarczy w drugiej ręce.
Wykonując wspomniane ataki zużywamy pasek many. Jest to interesujące urozmaicenie, choć stanowi raczej dodatek do podstawowej walki niż rozwiązanie istotnie wpływające na rozgrywkę.
Następujący po sobie bossowie, także ci opcjonalni, są fantastyczni i wielu z nich zapada w pamięć. Jedni giną szybko, drudzy nieco wolniej, a są też i tacy, których uda się pokonać dopiero za dwudziestym podejściem. To przerażająco wyglądające, majestatyczne istoty, których ruchów i zadawanych ciosów musimy się uczyć, by wrócić ze zdobytą wiedzą i raz jeszcze stawić im czoła. To oczywiście najlepsza część gry i bezsprzecznie stanowi o jej sile.
From Software znalazło złoty środek pomiędzy zatrzymaniem przy Dark Souls zaawansowanych graczy, którzy poszukują trudnej i wymagającej rozgrywki, a osobami dopiero rozpoczynającymi przygodę z grami japońskiego dewelopera.
Podczas walk z wybranymi bossami, możemy skorzystać z pomocy innych Nierozpalonych, którzy zostawiają na ziemi znaki przywołania. Dark Souls 3 - tak jak poprzednie części - łączy zabawę dla pojedynczego gracza z grą sieciową. Naszą rozgrywkę mogą także nawiedzić inni ludzie, chcący na nas napaść.
Zobacz także: Dark Souls 3 - Poradnik, Solucja - kompletny opis przejścia, przewodnik walk z bossami i sekrety gry
Lothric składa się z kilkunastu krain, a większość z nich połączono ze sobą bezpośrednio ścieżkami. Tak zbudowany świat sprawia, że zwiedzamy go w poszukiwaniu ukrytych przejść, pobocznych postaci czy opcjonalnych przeciwników. W grze umieszczono masę niełatwych do odszukania przedmiotów i broni, które odnajdziemy tylko wtedy, gdy zajrzymy do każdego kąta.
Świat gry jest bez wątpienia piękny i zróżnicowany. Zwiedzimy wielkie zamczysko, katedrę, przytłaczające katakumby czy bagna, a na tym oczywiście nie koniec. Wszystko to z wyjątkowymi przeciwnikami przypisanymi do danego miejsca.
Graficznie produkcja prezentuje się bardzo dobrze, a wręcz świetnie na tle dwóch poprzednich odsłon. Dotrzymuje kroku Bloodborne i nie odstaje od współczesnych produkcji, oferując piękną i spójną wizję artystyczną. To typowe dark fantasy. Mroczne, brudne i przygnębiające - skąpane w ciemnych kolorach, gdzie od czasu do czasu zza chmur wyjrzy słońce. Jednak mrok nie jest tak przytłaczający jak w pierwszej części.
Dark Souls 3 to gra wybitna oraz fenomenalne ukoronowanie serii. Piękna wizualnie, z fantastyczną wizją artystyczną i równie znakomitą ścieżką dźwiękową. Pokazująca wielki i zróżnicowany świat, wypełniony po brzegi interesującą treścią. Utalentowane studio From Software to wyjątkowi rzemieślnicy, którzy własny koncept doprowadzili do perfekcji. Co najważniejsze, bez żadnych kompromisów.