Dark Souls i wybór poziomu trudności
Czy łatwy tryb zaszkodziłby grze?
Cykl Souls od studia From Software to nie najtrudniejsze gry w historii, ale nie da się ukryć, że są to tytuły wymagające - szczególnie, jeżeli porównamy je do większości współczesnych, wysokobudżetowych produkcji.
Niejeden zainteresowany mrocznym uniwersum gracz odbił się jednak od Dark Souls czy też Bloodborne, gdy zginął od ciosu przeciwnika, który pojawił się nagle praktycznie znikąd. Często wystarczy jeden błąd w pozornie prostej potyczce, by ponieść porażkę.
Śmierć to oczywiście część zabawy, ale nie dla wszystkich. Dla wielu to przede wszystkim frustracja. Konieczność ponownego przechodzenia części lokacji i rozprawiania się z wyeliminowanymi nieco wcześniej oponentami niektórych - wcześniej lub później - odrzuca. Można to zrozumieć.
Tak samo można zrozumieć zainteresowanie niezwykłym światem wszystkich gier From Software. Sporo graczy chciałoby na własną rękę, ale bez stresu i zdenerwowania, poznawać tajemnice i strzępki historii, które skrywają ulice Yharnam w Bloodborne czy ponure krainy Lordran w Dark Souls.
Dlaczego im tego nie umożliwić?
Sam jestem jednym z tych, którzy grają w kolejne odsłony „Soulsów” przede wszystkim po to, by w miarę możliwości poznać otoczkę fabularną, wątki różnych postaci, a także by eksplorować fantastycznie zaprojektowane lokacje.
Przyznaję - pokonywanie kolejnych trudności i satysfakcja płynąca ze skutecznego pozbywania się trudniejszych wrogów to wspaniałe doznania. Z drugiej strony jednak, jestem też osobą, która celowo obniża poziom trudności w niektórych tytułach, a w efekcie rozumiem tych, którzy chcieliby zobaczyć „easy mode” w serii Souls.
Najlepszym przykładem jest cykl Uncharted. Walka zaczęła sprawiać frajdę dopiero w czwartej części, ale i tak zawsze była tylko dodatkiem do tego najważniejszego elementu - czyli historii, atmosfery z filmu przygodowego i ciekawych postaci. Bez skrępowania klikałem więc „Łatwy” i cieszyłem się płynną przygodą.
W grach typu Bayonetta czy Metal Gear Rising cenię wyzwanie, ale lubię też raz ukończyć taką produkcję na najłatwiejszym poziomie. To wtedy najlepsza forma relaksu. Nie trzeba przejmować się super-kombosami, a po prostu uderzać kogo popadnie i podziwiać efektowny spektakl.
Osobny, łatwiejszy tryb gry w Dark Souls czy Bloodborne byłby idealny dla tych, którym zależy wyłącznie na atmosferze świata i zwiedzaniu klimatycznych zakątków. Może nawet pokusić się o wprowadzenie zapisywania stanu gry w dowolnym momencie?
Wrogowie zadawaliby mniejsze obrażenia i nie dochodziłoby do sytuacji, gdy bohater ginie od dwóch czy trzech szybkich ataków, w ciągu paru sekund. To w zupełności wystarczyłoby do wyeliminowania poczucia bezradności - nawet jeżeli jest ono częścią uroku serii Souls.
Obecność opcji z łatwiejszą rozgrywką nie miałaby żadnego wpływu na weteranów oczekujących tradycyjnej zabawy. Zresztą, twórcy mogliby ukryć różne drobne smaczki, odniesienia i przedmioty tylko w trudniejszym trybie. Wtedy miłośnicy wymagającej walki nie mieliby pretensji, że „mniej wytrwali” odkryją różne sekrety szybciej i bez wysiłku.
W przypadku cyklu Souls mamy do czynienia z filozofią stanowiącą, że deweloper ma zawsze rację. Balans rozgrywki i poziom wyzwania jest w każdym momencie taki, jak ustalą twórcy. Projektanci mogliby zmienić podejście, ale zapewne się tego nie doczekamy - i wielu nie pozna przez to fascynujących światów i ich historii.