Skip to main content

Darkest Dungeon - Recenzja

Mroczna przygoda.

Lochy, potwory i obłęd - to Darkest Dungeon w pigułce. Mroczne RPG oferuje wysoką jakość i klimat, który sprawia, że trudno odejść od gry.

Ufundowana na Kickstarterze produkcja od Red Hook Studios to silnie inspirowana prozą H.P. Lovecrafta opowieść o walce z szaleństwem i niepojętym, niesamowicie potężnym przeciwnikiem. Chociaż nie zobaczymy tutaj kreatur z mitologii Cthulhu, w mrocznych podziemiach spotkamy szaleńców mówiących w zakazanych językach, potwory z niepokojąco dużą liczbą macek i inne paskudztwa rodem z sennych koszmarów.

W fabułę wprowadza głęboki głos naszego przodka, który szukając zakopanych pod ziemią tajemnic uwolnił przedwieczne zło. Zadaniem gracza jest naprawić błędy poprzednika, formując czteroosobowe drużyny najemników i wysyłając ich, by oczyścili okolice rodowej posiadłości, a następnie zeszli do najciemniejszego z lochów i powstrzymali sługi ciemności.

Akcję obserwujemy z boku, a nasza drużyna gęsiego przemierza losowo wygenerowane korytarze i pomieszczenia. Póki na naszej drodze nie staną potwory, rozgrywka przebiega w czasie rzeczywistym, starcia natomiast toczone są w turach.

Wysyłani do podziemi najemnicy to mieszanka desperatów, przestępców i szaleńców. Wśród czternastu klas znajdziemy okultystów, rabusiów i błaznów wymachujących sierpami. Część wojowników jest wyraźnie lepsza od pozostałych, ale trudno nie docenić kreatywności twórców, którzy dość mocno odeszli od oklepanych archetypów.

Zobacz na YouTube

Przedstawiciele tej samej klasy mogą na pierwszy rzut oka wydawać się identyczni, podczas rozgrywki zdobywają jednak różne wady i zalety. Wiele cech ma znikomy wpływ na grę i służy bardziej do tworzenia klimatu niż poważnego modyfikowania zachowania bohaterów. Najbardziej uciążliwe możemy usunąć, ale i tak stanowią ciekawe urozmaicenie.

Wyprawy do podziemi to spore przedsięwzięcia, wymagające niemałych nakładów złota. Nasi bohaterowie potrzebują jedzenia, bandaży i rozmaitych narzędzi: łopat do rozbijania blokujących drogę barier czy kluczy, bez których najcenniejsze skarby pozostają niedostępne.

Ważnym narzędziem jest pochodnia. Z jednej strony, jej światło sprawia, że bohaterowie wolniej popadają w obłęd i łatwiej unikają zasadzek, z drugiej - w ciemnościach możemy znaleźć znacznie lepsze łupy, a szansa na trafienie krytyczne wzrasta. Balansowanie ryzykiem i nagrodami może mieć znaczący wpływ na przebieg rozgrywki.

Stworzenie niepokonanej drużyny jest właściwie niemożliwe - Darkest Dungeon dość szybko uczy pokory, bo przegrać możemy już podczas wprowadzenia. Losowość lochów i ich zawartości sprawia, że niejednokrotnie będziemy musieli wycofać się przed osiągnięciem celu lub poświęcić kilka postaci, by pokonać naprawdę silnego wroga.

Esencja radości w Darkest Dungeon

Poddając się tracimy co prawda potencjalną nagrodę, jednak śmierć najemnika może okazać się znacznie bardziej kosztowna - wyszkolenie nowego to robota na parę godzin. Sytuację może często uratować postać z umiejętnością zwiadu, zdolna odkryć czające się w korytarzach grupy wrogów i pułapki. Bohaterowie nie zdobywają doświadczenia za walkę, tylko za badanie lochów, więc ominięcie silnego przeciwnika może być rozsądną decyzją.

Nie oznacza to jednak, że jesteśmy w stanie uniknąć każdej potyczki. Prędzej czy później drużyna wejdzie do pomieszczenia pełnego skarbów i strzegących go wrogów. Starcia, choć proste mechanicznie, potrafią być niesamowicie brutalne. Oponenci biją mocno, zaklęcia leczące są dość słabe i zużywają cenne akcje, a duży poziom stresu i szaleństwa może doprowadzić śmiałków do zawału i śmierci równie łatwo, co macki, topory czy szczypce.

Spore znaczenie odgrywa pozycja postaci. Kapłan w pierwszej linii jest równie bezużyteczny, co wojownik w ostatniej, przez co ataki zmieniające formację potrafią poważnie namieszać. Dodatkowym utrudnieniem są także ciała wrogów - pokonani zostają na polu bitwy przez parę tur, sprawiając, że pierwszoliniowi herosi nie są w stanie dosięgnąć pozostałych wrogów.

Śmiertelność postaci - nawet, gdy gramy ostrożnie - jest duża, a gdyby tego było mało, po wyjątkowo trudnych misjach musimy często zainwestować trochę złota w leczenie stresu podopiecznych. Kuracja musi potrwać, więc korzystanie z jednej drużyny nie jest możliwe.

W mieście ulepszymy umiejętności i broń, zatrudnimy nowych najemników

Służąca za bazę wypadową osada z początku wygląda skromnie - to kilka opuszczonych budynków, stopniowo zapełniających się ludźmi. W miarę upływu czasu odbudowujemy zrujnowane miasteczko, zbierając rodowe pamiątki, którymi opłacimy rzemieślników, trenerów i lekarzy, by ci z kolei zadbali o dobro przyszłych pogromców potworów.

Darkest Dungeon nie byłoby tak ciekawym tytułem bez swojej unikalnej oprawy. Statyczne, dwuwymiarowe figurki postaci, ożywające nagle, gdy wdepniemy w pułapkę, potrafią sprawić, że podskoczymy w fotelu, a subtelna zmiana oświetlenia w miarę dogasania pochodni nasila atmosferę czającego się wszędzie obłędu.

Nie do przecenienia jest rola Wayne'a June'a, którego głęboki głos komentujący nasze działania i podkreślający błędy skutecznie buduje napięcie. Na jego tle nieco blado wypada muzyka, która choć dobrana została odpowiednio do tworzonego przez inne elementy klimatu, niezbyt zapada w pamięć.

Największym problemem produkcji jest fakt, że zaprojektowano ją z myślą o dziesiątkach godzin rozgrywki, ale oryginalnej, niepowtarzalnej zawartości starcza na kilkanaście. Narrator w końcu zaczyna się powtarzać, podobnie jak napotykane potwory.

Roznosiciele ulotek coraz bardziej natarczywi

Ważny jest element losowy, odpowiedzialny za wygląd podziemi, nabywane wady i zalety oraz decydujący o skarbach czy szansie na trafienie krytyczne. Twórcom udało się naprawdę dobrze zbalansować ten aspekt, przez co niemal nigdy nie czujemy, że przegraliśmy, bo mieliśmy pecha. To szczególnie ważne przy tak wysoko ustawionej poprzeczce trudności - porażka ze świadomością podjęcia złej decyzji jest lepsze niż seria „niesprawiedliwych” zgonów.

Darkest Dungeon to świetnie zrealizowana gra zapakowana w niesamowicie atrakcyjną oprawę audiowizualną. Grzmiący głos narratora i doskonale zrealizowana grafika to idealne dopełnienie wciągającej rozgrywki.

8 / 10

Zobacz także