Dawn of War 3 robi wrażenie i budzi wątpliwości
Efektowne bitwy, dyskusyjne pomysły.
Na londyńskim pokazie zorganizowanym przez firmę SEGA mogliśmy przyjrzeć się strategii Warhammer 40,000: Dawn of War 3 od studia Relic Entertainment. Wyczekiwana przez wielu produkcja z pewnością imponuje skalą i efektownymi potyczkami, ale nie obyło się bez nieco dziwnych rozwiązań.
Prezentowane demo pozwalało przyjrzeć się fragmentowi misji Kosmicznych Marines - jednej z trzech frakcji dostępnych w grze. Bohater Gabriel Angelos z wielkim młotem, na początku w pojedynkę, rozprawiał się z grupami polujących na niego Eldarów.
Nie trzeba było czekać długo, by na pomoc przybył wielki Imperialny Rycerz, czyli wojownik w ogromnym i potężnym pancerzu bojowym. Jedną specjalną zdolnością zlikwidował kilka oddziałów wrogich jednostek, co tylko potwierdziło jego niesamowitą moc.
- Największe jednostki zawsze były fascynujące w Dawn of War, tym razem postanowiliśmy jeszcze podkręcić skalę - zaznaczył Stephen MacDonald, producent wykonawczy gry.
Zarówno potężne maszyny, jak też bohaterów, przyzwiemy na pole bitwy korzystając ze specjalnych punktów, których pula zwiększa się wraz z upływem czasu misji czy potyczki. To bez wątpienia imponujący dodatek, a deweloperzy zapewniają, że zadbają o odpowiedni balans.
- Niektórzy bohaterowie wiążą się z mniejszym kosztem, dlatego możemy wprowadzić ich na pole bitwy wcześniej. Silniejsze jednostki możemy wprowadzić w późniejszej fazie meczu.
W każdym scenariuszu skorzystamy maksymalnie z trzech jednostek bohaterów. Ich dobór zdeterminuje w pewnym zakresie nasz styl rozgrywki. Przykładowo, wybór trzech tańszych zmusi do agresywnego podejścia. Nie będziemy mogli bowiem pozwolić sobie na zwlekanie, bo upływ czasu będzie wiązał się z zagrożeniem wprowadzenia potężniejszych herosów przez oponenta.
Po krótkim wprowadzeniu i prezentacji bohaterów deweloper siedzący przy komputerze zajął się rozbudową bazy - na początku stworzył baraki, by wyprodukować paru Marines. W Dawn of War 3 powraca tradycyjne konstruowanie budynków znane z pierwszej odsłony serii. Zajmiemy się też przejmowaniem punktów na mapie, by pozyskiwać zasoby.
Bitwy wyglądają imponująco, z pewnością otrzymamy najbardziej efektowną odsłonę cyklu. Nadal możemy też dostrzec drobne detale, jak choćby brutalne ciosy wykańczające, które przyciągały uwagę w pierwszej części. Tym razem jednak trochę giną one w natłoku fajerwerków graficznych i są mniej widoczne - kamera jest bardziej oddalona, musi bowiem objąć większy obszar ze względu na potężne maszyny.
W prezentowanym demie na ekranie znalazło się w jednym momencie około stu jednostek. Kierujemy wieloma oddziałami. To robi wrażenie, ale wprowadza też lekkie poczucie chaosu. Deweloperzy podkreślają jednak, że wszystko będzie dla graczy odpowiednio czytelne.
- Nie chcemy, by dochodziło do sytuacji, gdy gracz nie wie, co właśnie zabiło jego oddział. Wszystko jest odpowiednio sygnalizowane - powiedział producent.
Faktycznie, gdy na ziemi mają wylądować pociski, w konkretnych punktach pojawiają się żółte okręgi zwiastujące eksplozję. Taki efekt wydaje się trochę nie na miejscu, ale przynajmniej nie ma teraz mowy o przegapieniu wrogiego granatu.
Deweloperzy zdecydowali się przygotować jedną kampanię, w której przeplatają się misje trzech frakcji - Eldarów, Marines i Orków. Twórcy chcą w ten sposób zachęcić odbiorców do przetestowania różnych armii i nauczyć podstawowych strategii każdej strony konfliktu.
Fabuła opowie o poszukiwaniach tajemniczego artefaktu, potężnej broni, o którą będą rywalizować bohaterowie i ich oddziały. Co ciekawe, podczas prezentacji zaznaczono, że w końcu wszyscy natkną się na „nowe zagrożenie podnoszące głowę” - to wyraźna sugestia dotycząca kolejnej frakcji. Czyżby Chaos?
- Nie będziemy nikomu psuć niespodzianki, musicie po prostu poczekać - odpowiedział z uśmiechem MacDonald na pytanie o czwartego zawodnika w kampanii. Nie da się ukryć, że dla odmiany miło byłoby zobaczyć w grze inne „mroczne” siły - Nekroni albo Tyranidzi pasowaliby jak ulał.
Każda z dostępnych frakcji będzie cechować się innym stylem rozgrywki, co było do przewidzenia. Kierując Space Marines jesteśmy w stanie przyzywać na pole bitwy zrzucane z orbity kapsuły z posiłkami, co pozwoli utrzymać stałą presję - a przy okazji zmiażdżyć paru wrogów. Eldarowie mają polegać na taktyce „uderz i uciekaj”, nie mogliśmy jednak zobaczyć przykładów.
Wszystkie aspekty gry w jakiś sposób intrygują, ale nie zawsze pozytywnie. Pierwszym elementem budzącym wątpliwości jest nowy system osłon. Twórcy rezygnują z rozwiązań znanych z poprzedniej części i cyklu Company of Heroes. W Dawn of War 3 osłona występuje pod postacią okrągłych umocnień, które należy przejąć, by zyskać premię do obrony.
Trzeba przyznać, że to dziwne podejście. Brak osłon środowiskowych oraz kierunkowych i ograniczenie barier tylko do jednego rodzaju zdaje się w pewien sposób zubażać rozgrywkę. Wszystko przez większą niż zwykle skalę bitew.
- Na ekranie dzieje się tyle, jest tyle jednostek, że podejście do osłon z naszych innych gier po prostu by się nie sprawdziło - stwierdził producent. - Nowy system jest przede wszystkim czytelny. Widzę osłonę, przejmuję ją i mam ochronę.
Chaos potyczek dużych armii wymusił też kolejne uproszczenie, czyli zrezygnowanie z sojuszniczego ognia. Wywoływane przez nas wybuchy i eksplozje nie zranią podległych nam żołnierzy. Zarządzanie oddziałami w skali mikro będzie więc nieco mniej istotne. Efekt przygważdżania ogniem sprowadzono do absolutnego minimum, jest praktycznie nieobecny.
Warto też zaznaczyć, że choć wykonanie modeli stoi na wysokim poziomie, a ogólna jakość oprawy jest naprawdę porządna, to nieco mieszane odczucia wywołuje wygląd lokacji. Powierzchnia planety wygląda niemal jak żywcem wyjęta z Diablo 3 - otoczenie to barwy pastelowe i łagodne.
Połączenie obecności bohaterów z Dawn of War 2 oraz większych starć i rozbudowy bazy z pierwszej odsłony serii wydaje się trafionym pomysłem. Pewne obawy rodzi jednak część rozwiązań, system osłon i brak obrażeń od sojuszniczego ognia, które mogą spłycić rozgrywkę.
Prezentowana w Londynie misja była jednak niezbalansowanym pokazem zdolności i jednostek, a nie zwyczajną potyczką. W przyszłości chętnie sprawdzimy więc osobiście jak wymagający i angażujący jest Dawn of War 3. Na chwilę obecną nowa gra studia Relic budzi tyle samo emocji, co wątpliwości.