Skip to main content

Daylight - Recenzja

Przejmująca atmosfera to nie wszystko.

Cztery lata temu ukazała się Amnesia: Mroczny Obłęd i odniosła znaczący sukces, który przyczynił się do popularyzacji horrorów z widokiem pierwszoosobowym. Efekt? Premiery wielu dobrych, ale też wielu nieudanych produkcji. Daylight wzbudza mieszane uczucia. Atmosferę grozy zbudowano bardzo dobrze, ale podstawa rozgrywki jest trochę nieprzemyślana, a nawet nieco uboga.

Produkt Zombie Studios nie zaskakuje otoczką. Niestety, ponownie mamy do czynienia z wątkiem opuszczonego szpitala psychiatrycznego. Wciąż więc z nadzieją czekamy na horror, który zaproponuje ciekawsze i bardziej oryginalne okoliczności przyrody. Wariacje na temat nawiedzonego domu zdecydowanie się już przejadły.

Opowieść jest nawet intrygująca, tym bardziej że odkrywamy ją samodzielnie w miarę postępów. Wcielamy się w młodą dziewczynę, która po odzyskaniu przytomności w zrujnowanym ośrodku musi się z niego wydostać. Błądząc po korytarzach, zbieramy wycinki z gazet, notatki i listy, które powoli nakreślają historię szpitala.

Dodatkową siłą motywującą do dalszych poszukiwań jest chęć poznania tożsamości i przeszłości bohaterki. Nie wiemy kim jest, jak - i dlaczego - trafiła do takiego miejsca. Odpowiedzi nie dostarcza nawet zakończenie. By zrozumieć co się wydarzyło, musimy bardzo dokładnie przestudiować znalezione w trakcie eksploracji dokumenty.

„Parę nieprzemyślanych rozwiązań wystarczyło, by powstał horror, który tylko wybija się ponad przeciętność.”

Daylight - Gameplay

Sarah co jakiś czas się odzywa. Nie byłoby w tym nic dziwnego ani nic złego, gdyby jej kwestie dotyczyły elementów wątku fabularnego, gdyby na głos analizowała znalezione dokumenty. Twórcy postanowili jednak, że bohaterka ograniczy się wyłącznie do wyrażania swojego strachu. W różnych momentach słyszymy więc, że się boi, albo zastanawia się, co wydało dziwny dźwięk, który usłyszeliśmy.

Takie wypowiedzi wydają się sztuczne, nie pozwalają w pełni wczuć się w klimat i przypominają, że gracz tylko steruje inną postacią. To tylko utwierdza w przekonaniu, że w horrorach najlepiej sprawdza się główny bohater, który w ogóle się nie odzywa.

Twórcom udało się świetnie skonstruować ponurą, mroczną atmosferę spowitego mgłą tajemnicy szpitala. To w głównej mierze zasługa udanego udźwiękowienia, które pogłębia niepokój odbiorcy. Nastrój grozy to zdecydowanie największa zaleta Daylight, choć trzeba zaznaczyć, że gra zachęca, byśmy ten nastrój sami psuli.

Rozgrywka polega na przemierzaniu korytarzy w ośrodku, w jego podziemiach, w piwnicy. By przedostać się do kolejnej lokacji, musimy znaleźć artefakt odblokowujący przejście. Na ekranie smartfona - służącego też za latarkę - automatycznie nakreślona zostaje mapa części budynku, którą zwiedzamy. Bardzo trudno się zgubić, opłacalny jest po prostu nieustanny bieg, który pozwala szybko zdobyć pełny szkic układu korytarzy.

Dopiero po ukończeniu rozgrywki zacząłem się zastanawiać, skąd w szpitalu wzięło się tyle świetlików i flar...

Bieganie nie ma żadnych negatywnych konsekwencji. W wielu horrorach nie możemy hałasować, musimy poruszać się cicho. W Daylight to nie ma znaczenia. Przeciwnicy pojawiają się w losowych momentach, możemy uciec lub stawić czoła niebezpieczeństwu zapalając czerwoną flarę i świecąc nieznajomym w twarz. Świadomość, że pozostawanie w biegu jest najprostszym sposobem wyjścia z lokacji szkodzi przejmującemu klimatowi.

Ponadto, element otwierania zamkniętych magiczną pieczęcią drzwi szybko staje się powtarzalny. Po użyciu klucza przechodzimy zazwyczaj do mniejszego obszaru, gdzie musimy uruchomić prosty mechanizm, który pozwoli przedostać się do kolejnego labiryntu korytarzy. Tu z kolei ponownie musimy lokalizować artefakt i zablokowane wyjście. Rozczarują się wszyscy liczący na ciekawe łamigłówki czy nawet proste, ale zróżnicowane zadania.

Irytujący jest również fakt, że aby podnieść magiczny klucz - może to być książka lub zabawka, w zależności od poziomu - musimy najpierw znaleźć zamknięte drzwi. W przeciwnym razie, jeżeli najpierw dotrzemy do pokoju z artefaktem, po prostu nic się nie dzieje.

Podczas wędrówki oświetlamy drogę nie tylko latarką w telefonie, ale też zielonymi świetlikami (ang. glowsticks). Wskazują one przy okazji obiekty, z którymi możemy wejść w interakcję. Trzeba przyznać, że efekty graficzne towarzyszące korzystaniu z dodatkowych źródeł światła są naprawdę imponujące, podobnie jak generowane cienie. Trudno jednak jakość oprawy docenić w pełni, gdy środowiska są zazwyczaj przeciętne, a nawet nieciekawe.

Historię poznajemy analizując notatki i dokumenty

Cechą charakterystyczną Daylight są generowane losowo lokacje. To ciekawe rozwiązanie, choć może nie do końca pasujące do horroru. W każdym razie - nie ograniczono się tylko do zmiany układu tych samych korytarzy. Przy drugim podejściu trafiamy do zupełnie nowej części szpitala, której za pierwszym razem w ogóle nie odwiedziliśmy.

Grę można ukończyć w dwie godziny. Oczywiście, jeżeli klimat kogoś zafascynuje, możliwe będzie wielokrotne rozpoczynanie nowej przygody, która za każdym razem będzie nieco inna. Jak jednak zaznaczyłem wcześniej - do pełnego poznania historii wystarczy analiza zebranych notatek, powtórne przejście gry nie jest konieczne.

Ostatni problem, który warto opisać, dotyczy wersji PC i ustawień graficznych. Zabrakło suwaka odpowiedzialnego za szerokość pola widzenia, a wartość ustalona przez twórców jest odczuwalnie za niska. Nie jestem zazwyczaj wrażliwy na tym punkcie, ale w przypadku Daylight po dwudziestu minutach rozgrywki moje oczy miały dość. Musiałem zmniejszyć rozdzielczość i grać w oknie, by zminimalizować dyskomfort.

Daylight oferuje przejmującą atmosferę i budzi niepokój. To bardzo ważna zaleta, lecz nie da się zignorować aspektów, które zaburzają mroczny klimat. Parę nieprzemyślanych rozwiązań wystarczyło, by powstał horror, który tylko wybija się ponad przeciętność.

6 / 10

Zobacz także