Skip to main content

Dead by Daylight - Recenzja

Zabawa w chowanego.

Udane przeniesienie założeń filmowych slasherów do gry wideo. Efekty potrafią wywołać sporo emocji, ale szybko odczuwamy powtarzalność.

Banalne zasady gry, porządna dawka adrenaliny i trochę frustracji - tak można w skrócie podsumować Dead by Daylight. Propozycję dla wszystkich, którzy chcą poczuć się jak w filmie w stylu „Piątek, trzynastego”.

Podstawy są bajecznie - czy raczej: koszmarnie - proste. W zamkniętej lokacji znajduje się czwórka bezbronnych nastolatków i jeden seryjny morderca. Celem młodzieży jest ucieczka, a zabójca musi upolować przerażonych ludzi.

Wcielając się w jedną z potencjalnych ofiar musimy mieć oczy dookoła głowy. By aktywować bramy prowadzące na wolność, trzeba uruchomić pięć generatorów - na całej mapie zawsze jest ich więcej, by nie doprowadzić do sytuacji bez wyjścia, gdy do włączenia pozostaje jeden i morderca po prostu przy nim czeka.

Skradamy się więc, chowamy za murkami, drzewami, nie śpieszymy się niepotrzebnie, by nie spłoszyć przypadkiem ptaków i nasłuchujemy, cały czas podążając w stronę najbliższego generatora. Gdy zabójca jest blisko, muzyka odpowiednio się zmienia, a atmosfera się zagęszcza - choć Dead by Daylight to produkcja stawiająca wyłącznie na grę sieciową, potrafi przestraszyć.

Po dotarciu do urządzenia wystarczy tylko przytrzymać jeden przycisk. Jednocześnie musimy jednak uważnie patrzeć w jeden punkt na ekranie, bo możliwe, że pojawi się konieczność wciśnięcia drugiego klawisza we wskazanym momencie - jeżeli nam się nie uda, generator wybuchnie, zwracając uwagę szaleńca.

Zobacz na YouTube

Konieczność uważnego czuwania przy naprawie i wypatrywania quick-time eventu to przemyślany mechanizm. Nie możemy swobodnie rozglądać się dookoła, a to sprawia, że jesteśmy lekko spanikowani.

Jako przedstawiciel młodzieży obserwujemy akcję z perspektywy trzeciej osoby, co daje przewagę w zabawie w chowanego. Możemy też wcisnąć przycisk, by biec szybciej. Często jednak nie uda się wszystkiego dobrze zaplanować, zaczniemy uciekać za późno i nie możemy zgubić mordercy.

Kiedy zostajemy złapani, maniak wiesza nas na jednym z kilku haków. Jesteśmy wtedy zdani na łaskę towarzyszy, którzy mogą nas zdjąć. Samodzielne uwolnienie się graniczy z cudem i jest obarczone ryzykiem natychmiastowego zgonu. Po uruchomieniu pięciu generatorów nastolatki mogą skorzystać z dwóch bram - otworzyć przejście i uciec z odgrodzonej lokacji z traumą na całe życie.

Tymczasem wcielanie się w mordercę to zupełnie inny styl gry. Kamera przechodzi w tryb pierwszoosobowy, co sprawia, że pole widzenia jest ograniczone. Nie możemy też używać sprintu, cały czas poruszamy się ze stałą prędkością. Jesteśmy też mniej zwinni niż nasze ofiary.

Potencjalne ofiary mogą sobie pomagać w potrzebie

Twórcy przygotowali - na razie - trzech różnych zabójców. Jeden może szarżować z piłą mechaniczną, drugi rozstawia pułapki na niedźwiedzie, trzeci jest dziwacznym upiorem potrafiącym znikać. Niezależnie jednak od naszego wyboru, każdy łowca, by złapać cel, musi powalić go na ziemię. By to uczynić, należy uderzyć uciekającego dwa razy główną bronią.

Tu pojawiają się pierwsze oznaki chęci zbalansowania rozgrywki kosztem lekkiej irytacji. Po trafieniu ofiary, morderca musi chwilę odczekać, by zadać drugi cios, a nawet odrobinę zwalnia. By zabójca nie miał zdecydowanej przewagi, nie może też po prostu zabić ofiary. Zawsze należy zawiesić pokonanego na haku - wtedy najtrudniej będzie mu wrócić do gry, chyba że pomoże jeden z kolegów.

Granie mordercą jest idealne, gdy nie mamy towarzyszy do wspólnej gry, ale wcielanie się w ocalałych razem ze znajomymi to świetne przeżycie. Korzystając z komunikacji głosowej można na bieżąco układać i realizować plan działania - umawiać się, kto odwróci uwagę łowcy, kto zajmie się generatorami, informować nawzajem o niebezpieczeństwie.

W trakcie kolejnych rozgrywek zdobywamy punkty doświadczenia, które wydajemy w trakcie rozwoju - wykupujemy różne talenty i bonusy, które pomagają dłużej przetrwać, skracają czas używania specjalnej zdolności mordercy. Odblokowujemy też różne przedmioty zmieniające wygląd postaci.

Morderca jest silny i nie można go pokonać, ale nie jest szczególnie zwinny, a świat obserwuje z perspektywy FPP

Szkoda, że Dead by Daylight troszkę za szybko staje się powtarzalne. Tryb z generatorami to jedyny dostępny rodzaj zabawy. Trochę różnorodności wprowadza obecność kilku map, ale układ obiektów jest na wszystkich podobny. Szkoda, że nie otrzymaliśmy więcej opcji rywalizacji oraz zabawy w kotka i myszkę.

Nie obyło się też bez błędów, które przykro widzieć w - teoretycznie - wersji finalnej. Niedopracowane animacje, przenikanie tekstur i dziwne wykrywanie trafień to główne przykłady; na szczęście dostrzegalne tylko czasami, a nie bez przerwy, w każdej rundzie.

Dead by Daylight potrafi przestraszyć, a udane łowy bywają satysfakcjonujące. Brak zróżnicowanych trybów gry sprawia jednak, że po kilkunastu godzinach nie mamy ochoty na kolejną powtórkę z krwawej rozrywki, chyba że trójka znajomych zawsze jest gotowa do wspólnej zabawy.

7 / 10

Zobacz także