Skip to main content

I zdarzył się cud. Recenzja Dead Island 2

Tak się robi gry o zombie.

Eurogamer.pl - Rekomendacja odznaka
Dead Island 2 okazało się być bardzo dobrą grą, na którą warto było czekać 10 lat. Ma pewne wady, ale jednocześnie potrafi zapewnić dużo zabawy i z uśmiechem na twarzy siedziałem przyklejony do konsoli aż do momentu wyczyszczenia mapy z ostatniego questa.

Już w zeszłym miesiącu miałem okazję zagrać w przygotowane przez wydawcę demo Dead Island 2, więc częściowo wiedziałem, czego się spodziewać - tytuł zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Miałem jedynie obawy, czy po dobrym początku produkcja nie straci „pary” w kolejnych rozdziałach. Nic z tych rzeczy - gra pozostaje angażująca do samych napisów końcowych.

Największą zasługą są tutaj świetnie napisane główne postacie - możemy wybrać jedną z sześciu. Swoją przygodę w „Piekielnym LA” ukończyłem jako Jacob - widoczny między innymi na okładce - i naprawdę go polubiłem. Odzwierciedla on niejako ton całej produkcji. Chociaż większość czasu sypie żartami i stara się zachować dobry humor, to potrafi też być śmiertelnie poważny, albo modlić się na głos do swojej zmarłej matki, gdy czuje żal, bo nie udaje mu się kogoś uratować. Tak, tytuł zawiera też garść poruszających scen, a nie wszystkie wątki kończą się happy endem.

Zabawne dialogi postaci i ciekawe notatki zachęcają do eksploracji i wykonywania misji pobocznych

Historia przedstawiona w grze jest angażująca, chociaż momentami dość sztampowa. Podejrzewam jednak, że jest to celowy zabieg twórców, bo postacie często same żartują z utartych fabularnych klisz i schematów. Opowieść śledzimy od momentu, gdy nasza postać próbowała wydostać się samolotem z otoczonego kordonem wojska Los Angeles. Niestety na pokładzie maszyny wykryto zarażonego i została ona natychmiast zestrzelona. W takiej sytuacji los łączy nas z grupą innych osób, które także przeżyły katastrofę - arogancką gwiazdą filmową, jej strachliwym asystentem oraz niezbyt bystrym ochroniarzem.

Szukając pomocy protagonista odkrywa, że podobnie do bohaterów pierwszego Dead Island jest odporny na przemianę w zombie. Poprzez radio kontaktujemy się z Doktorem Reedem, który oferuje nam ewakuację w zamian za pobranie krwi do stworzenia szczepionki - od tego momentu przez większość gry naszym celem staje się podróż przez całą metropolię, aby dotrzeć do tajemniczego naukowca.

Każdy z dostępnych bohaterów i bohaterek ma swój unikalny charakter (oraz odmienny zestaw statystyk) i zapewne wielokrotnie będę powracał do świata gry, aby zobaczyć wydarzenia z perspektywy innych dostępnych protagonistów - chociaż same cutscenki i kwestie postaci niezależnych zawsze są takie same i pasują „uniwersalnie” do słów każdej grywalnej postaci. Postacie drugoplanowe również wykreowano bardzo ciekawie i znaczna większość jest charakterystyczna oraz szybko zapada w pamięć.

Walka z żywymi trupami daje masę frajdy, chociaż potrafi być wymagająca

Mamy między innymi aktorkę, której towarzyszem przetrwania jest niezbyt rozgarnięty fan. Aby dodać chłopakowi otuchy, gwiazda musi ciągle „roleplayować” kosmiczną wojowniczkę z filmu, w którym grała. W innej lokacji trafimy na nietypowe trio zabarykadowane w restauracji: bojaźliwego kulturystę, wiecznie „zjaranego” surfera i sarkastycznego kucharza, który mimo wszystko stara się utrzymać lokal w czystości i porządku.

Niesamowite, ale wielokrotnie powracałem do szeregu dostępnych w grze „baz”, aby po prostu posłuchać interakcji między mieszkańcami świata gry. Dużo czasu spędziłem też na zwiedzaniu lokacji. Praktycznie w każdym zakamarku świata gry znajdziemy porozrzucane notatki albo audiologii dodające nieco tła do przeżywanej historii. Są one podzielone na kategorie tematyczne i chyba najbardziej podobała mi się „Początek”.

Pod tym szyldem znajdujemy zapiski z pierwszych dni kataklizmu, gdy zachowania ludzi były skrajnie różnie. Jedni panikowali i robili zapasy, inni starali się żyć normalnie i np. wciąż zamawiali jedzenie z dowozem pomimo grasujących na ulicy truposzy, jeszcze inni całkowicie negowali istnienie zombie. Twórcy mówili we wcześniejszych wywiadach, że pandemia koronawirusa znacznie wpłynęła na ton gry i faktycznie, sam znam osoby, które w czasie lockdownu przejawiały podobne postawy. Nadaje to grze nieco więcej realizmu, bo jakby nie patrzeć, każdy z nas może się w jakiś sposób utożsamić z mieszkańcami świata gry.

Na selfie z idolem jest już chyba trochę za późno

Samo „Piekielne LA” nie jest w pełni otwartą przestrzenią. Zamiast tego, miasto podzielono na szereg odblokowywanych kolejno dzielnic, będących mniejszymi lub większymi mapami do eksploracji. Chociaż wątek główny zabiera nas na dość liniową wycieczkę po całej metropolii, to po odblokowaniu systemu szybkiej podróży możemy wracać do wcześniej odwiedzanych osiedli, aby wykonać pojawiające się wraz z postępami w głównej kampanii zadania poboczne.

Zarówno misje główne, jak i poboczne nie są specjalnie skomplikowane. Przez większość czasu gra prowadzi nas za rączkę, dokładnie wskazując, gdzie mamy się udać i co zrobić. Nawet jeśli czasem tytuł wymaga od nas np. przeczesania obszaru i znalezienia czegoś samemu, albo wykonania prostej zagadki logicznej, to mogę na palcach jednej ręki wyliczyć momenty, gdy faktycznie „zaciąłem” się na dłuższy czas. Pod tym względem Dead Island 2 jest produkcją bardzo przystępną i niewymagającą.

Z drugiej strony mamy walkę, którą napędza autorski system FLESH, odpowiadający za destrukcję ciał zombie. Potyczki są bardzo przyjemne, a rozłupywanie łomem głowy potwora czy odstrzelenie mu strzelbą nogi (z anatomicznymi wręcz detalami) przez całe kilkanaście godzin zabawy cieszy cały czas tak samo. Jest to mechanika naprawdę imponująca - możemy dosłownie odcinać przeciwnikom kończyny kawałek po kawałku, a bijąc truposza po głowie ciosy odrywają kolejne fragmenty skóry i mięsa.

Trafieniem w szczękę oderwiemy żuchwę, która będzie smętnie zwisać po jednej stronie twarzy albo odpadnie całkiem, a od silnego kopnięcia prosto w nos, nieumarłemu mogą groteskowo wypaść oczy. To samo z użyciem rozpuszczalnika czy płomieni, które całkowicie zniszczą skórę potwora na swój unikalny sposób. Jednocześnie starcia potrafią być wymagające - szczególnie grając solo - i mimo masy radości z masakrowania wrogów, trzeba mieć oczy z tyłu głowy i nie dać się przytłoczyć masie zombie albo zaskoczyć jednemu z kilku typów mini-bossów.

Tytuł też praktycznie cały czas obsypuje nas nowymi kartami umiejętności, które pozwalają coraz lepiej dostosować zdolności postaci do naszych potrzeb. Z czasem odblokujemy też specjalne karty dające bardzo potężne bonusy, ale też dotkliwe kary, dodając do gry nieco systemu ryzyka i nagrody. Na pochwałę zasługuje także optymalizacja. O ile wcześniej udostępnione demo na PC cierpiało na dość mocny stuttering, tak ogrywane przeze mnie teraz wydanie PS5 działa bez zająknięcia w 60 klatkach na sekundę.

W czasie rozgrywki nie natrafiłem też na większe problemy techniczne. Dosłownie raz zaciąłem się w otwieranych drzwiach (pomogło wczytanie punktu kontrolnego), a w jednej scence NPC zapadł się pod podłogę i wystawała mu tylko głowa - tak więc nic, co by zbytnio przeszkadzało w rozgrywce i tego typu usterki zapewne szybko zostaną naprawione. No dobrze, ale czy Dead Island 2 ma w takim razie jakieś wady? Szczęście w nieszczęściu tylko dwie, ale moim zdaniem bardzo felerne.

Ekonomia gry i system craftingu wykonane zostały bardzo kiepsko. Przede wszystkim, do każdej operacji na stole warsztatowym potrzebujemy pieniędzy, a im mocniejsza broń w dalszej części gry, tym więcej musimy zapłacić. Sprawia to, że mniej więcej od połowy kampanii przestałem w praktycznie w ogóle zaglądać do warsztatu. Co z tego, że mam plecak wypchany zbieranymi wszędzie częściami, skoro nie mogę ich użyć przez brak gotówki?

Od połowy gry mamy kieszenie pełne części, ale nie ma z nich pożytku. Ulepszanie, modyfikacja czy naprawa broni kosztuje krocie, a zwykle po chwili i tak znajdujemy coś jeszcze silniejszego

To jednak schodzi na dalszy plan, bo nowe bronie znajdujemy co rusz, a łupy skalują się do poziomu naszej postaci. Sprawia to, że ulepszanie posiadanej broni jest i tak kompletnie nieopłacalne, bo po chwili znajdujemy jeszcze potężniejsze narzędzie mordu. Powoduje to też inny problem - przeciwnicy także skalują swój poziom razem z naszym i podczas zabawy nie czuć żadnego postępu. Najbardziej pospolity zombie, czyli „Szwędacz”, to takie samo zagrożenie w pierwszych minutach zabawy, jak i przy rozgrywaniu epilogu.

Mimo pewnych potknięć, Dead Island 2 jest świetną grą. Wciąga i bawi od początku do końca i naprawdę widać tu kunszt deweloperów. Sam wątek główny kończy się niczym sezon dobrego serialu: wyraźnie daje nam do zrozumienia, że to jeszcze nie wszystko, intencjonalnie zostawiając nas z pewnymi niedopowiedzeniami. Nie wiem, czy twórcy szykują jakieś fabularne DLC albo już myślą o pełnoprawnej kontynuacji, ale mogę powiedzieć jedno - chcę więcej Piekielnego LA i będę czekał z niecierpliwością.

Ocena: 8/10

Plusy:
+ Wciągająca i pełna humoru historia
+ Jeśli już zdarzają się poważne momenty, to potrafią naprawdę chwycić za serce
+ Plejada zapadających w pamięć postaci
+ Satysfakcjonujący, ale jednocześnie wymagający system walki
+ Zadania główne i poboczne są równie interesujące
Minusy:
- Od połowy gry crafting staje się niepotrzebny
- Brak poczucia postępu, przeciwnicy skalują się razem z nami
- Po zakończeniu czuć lekki niedosyt
- Powtarzające się modele specjalnych zombie

Platforma: PC, PS4, PS5, Xbox One, Xbox Series X/S - Premiera: 21 kwietnia 2023 - Wersja językowa: polska (napisy) - Rodzaj: FPS, komedia, co-op - Dystrybucja: cyfrowa, pudełkowa - Producent: Dambuster Studios - Wydawca: Plaion - Testowano na: PlayStation 5

Dead Island 2 - recenzja została przygotowana na podstawie egzemplarza dostarczonego nieodpłatnie przez wydawcę.

Zobacz także