Skip to main content

Dead Nation: Apocalypse Edition - Recenzja

Stayin' alive.

Twórcy gier kochają zombie z prostego powodu. Nie ma przecież wśród amerykańskich instytucji rządowych czy australijskiej biurokracji osoby, która publicznie broniłaby umarlaków przed totalną egzekucją na rozmaite, bardziej i mniej subtelne sposoby. Zombie możemy zabijać do woli, rzucać w ich skupiska granaty i rozłupywać głowy, a obrońcy moralności i stowarzyszenia przeciw przemocy w grach wideo mogą nam co najwyżej zarzucić brak odpowiedniego refleksu.

Studio Housemarque - autorzy ciepło przyjętego Resogun - nie zwalniają tempa i tym razem proponują powrót do świata opanowanego przez hordy nieumarłych. Dead Nation pierwotnie ukazało się w 2010 roku na PlayStation 3, a wydana właśnie wersja Apocalypse Edition przeznaczona jest na PlayStation 4 i od razu ląduje w ofercie marcowego PS Plus.

Wznowieniu towarzyszy odświeżenie pierwotnej formuły w zasadzie o detale. Przede wszystkim rozdzielczość została podniesiona do pełnego HD, a rozgrywka oferuje stabilne 30 klatek na sekundę (stwierdzone na podstawie fruwających umarlaków). Mroczny świat wygląda więc jeszcze ciekawiej, ładniej i chyba bardziej przekonująco niż wcześniej.

Zobacz na YouTube

Już wersja PS3 zachwycała piękną grą świateł i przywiązaniem do szczegółów każdego odwiedzanego miejsca - w edycji na PS4 możemy tym wszystkich zachwycać się ponownie i z jeszcze większym apetytem wyglądać zombiaków, niegodnych zresztą stąpania po ubitej ziemi.

Dead Nation to rasowa strzelanka, której akcję obserwujemy wyjątkowo z góry. Wcielamy się w bohatera lub bohaterkę i ruszamy przez zniszczone miasto w przygodę, której jedynym celem jest mordowanie kolejnych napotykanych zombie. Gra podzielona jest na rozdziały, a te składają się z zamkniętych etapów. Lokacje zaprojektowane są dość schematycznie, ale w prostocie siła - dobre rozmieszczenie poszczególnych elementów otoczenia pozwala cieszyć się zabawą i wznosić na wyżyny własnych umiejętności.

Gra jest trudna i jest to jej niewątpliwa zaleta. Już od poziomu normalnego może sprawiać pewne problemy w dalszych rozdziałach, ale prawdziwa jazda zaczyna się na wyższych poziomach trudności, gdzie palce zaczynają boleć jak po wytężonym treningu, a w głowie huczy od strzałów i świszczących w powietrzu rozpłatanych ciał. Jeśli zginiemy na polu walki, cały etap musimy powtórzyć od początku. Mniej cierpliwi mogą poczuć swędzenie za głową. To oznaka, że czas spróbować ponownie i się nie poddawać!

Jeśli nie mieliśmy do czynienia z oryginałem i z podobnymi tytułami na konsolę, pierwsze minuty mogą być nieco kłopotliwe. Lewą gałką sterujemy postacią, prawą zaś ruchem jej ciała, a co za tym idzie - broni. Potrzeba troszkę czasu, aby się przyzwyczaić, ale potem nie będziemy już wyobrażali sobie, że można by to rozwiązać inaczej.

„Gra jest trudna i jest to jej niewątpliwa zaleta.”

Coś tu się kopci

Zaczynamy ze zwykłym karabinem snajperskim. Otaczające ciemności i padający deszcz przeszywa światło naszej latarki i laserowy celownik. Przemierzając uliczki zbieramy pieniądze, pozostawione przez truposzów, w bagażnikach samochodów czy w ukrytych skrzyniach. Każdy etap kończy się zapisem stanu gry oraz zamykaną bramką, której zombie nie są w stanie pokonać. Tutaj odnajdziemy też sklep, w którym możemy wydać zebrane pieniądze na zakup nowych, odblokowanych broni oraz gadżetów w postaci granatów, min, koktajli Mołotowa czy flar. Wreszcie też kupujemy modyfikacje oraz zmieniamy elementy naszego pancerza - te odnajdujemy w lokacjach, dlatego warto się rozglądać i dokładnie przeczesywać zakamarki.

Fantastyczna jest równowaga pomiędzy bronią i gadżetami. Podstawowy karabin ma nieograniczony zapas amunicji, ale wszystkie pozostałe już trzeba uzupełniać we wspomnianych sklepach (modyfikacje zwiększają pojemność zapasu). Trzeba więc umiejętnie stosować broń, szybko analizować sytuację, często wycofywać się i ponownie nacierać. Ważne jest dobre korzystanie z granatów czy koktajli Mołotowa, bardzo pomocne są flary. Na drogach spotykamy też wybuchające beczki, a porzucone samochody mogą stanowić ostatni ratunek - po ostrzelaniu wybuchają.

Przy zmianie broni głośniczek z Dual Shock 4 informuje nas, jaką obecnie bronią się posługujemy - niby proste, ale urocze. Dokładnie tak samo, jak „Save the last human” w Resogun.

A do tego nie zabawiamy się tylko z jednym typem zombie. Z każdym rozdziałem pojawiają się mocniejsi wrogowie - rozmaite mutacje, na które szybko znajdziemy sposób, ale które wnoszą świeżość, urozmaicenie i wymagają dodatkowej koncentracji. Nie ma wytchnienia: cały czas przemy przed siebie i strzelamy do wszystkiego, co się rusza.

O ile samotne przejście kampanii fabularnej, wraz z wbudowanym dodatkiem Road of Devastation, przynosi masę atrakcyjnej zabawy, piękno Dead Nation tkwi w kooperacji. Rozgrywka nabiera rumieńców, gdy przechodzimy grę ze znajomym - i to zarówno znajdującym się daleko od nas, jak i ewentualnie siedzącym obok, na kanapie. Całość dopełnia światowy ranking, który podzielony jest na poszczególne państwa świata. Wszędzie na świecie, gdzie w tej chwili gra się w Dead Nation, a kolejne zombiaki zostały odesłane na wieczne potępienie, zliczane są punkty. W ten sposób możemy obserwować, jak z hordą radzą sobie gracze w poszczególnych krajach.

Być może gra ma mało skomplikowaną fabułę, gdzieniegdzie wyśrubowany poziom trudności i miejscami brakuje jej świeżości, ale z nawiązką wynagradza to klimat, oprawa i znakomita rozgrywka. Miodność podniesiona zostaje naturalnie do potęgi, gdy stajemy do walki ramię w ramię ze znajomym. Cóż poradzić. Dead Nation: Apocalypse Edition to kawałek świetnej gry.

8 / 10

Zobacz także