Dead Synchronicity: Tomorrow Comes Today - Recenzja
Zdążyć przed końcem świata.
Czy może być coś gorszego od obudzenia się bez wspomnień? Pobudka w świecie, który lada chwila może przestać istnieć. Dead Synchronicity to interesująca gra przygodowa przedstawiająca ponury obraz ludzkości po wielkiej katastrofie z perspektywy człowieka pozbawionego pamięci.
Przygodę rozpoczynamy w zniszczonej przyczepie pośrodku obozu dla uchodźców, którzy stracili domy i dobytek w obliczu katastrofy, nazwanej Wielką Falą. Kataklizm doprowadził do upadku cywilizacji, miasta leżą w gruzach, kontakt z resztą świata jest praktycznie niemożliwy, a próbujące zapanować nad sytuacją wojsko szybko zmieniło się z obrońców w oprawców.
Bohater zna tylko swoje imię. Do obozu trafił dzięki uprzejmości pewnej rodziny. Jej członkowie znaleźli go po katastrofie, otoczyli opieką przez długie tygodnie śpiączki. Teraz sami potrzebują pomocy. Michael rozpoczyna poszukiwania lekarstwa, które może pomóc choremu synowi jego dobroczyńców. Przy okazji próbuje dowiedzieć się czegoś o swojej przeszłości.
Dead Synchronicity to dość klasyczna przygodówka point'n'click osadzona w ponurych realiach. Na każdym kroku stykamy się z okrucieństwem i obłędem ludzi, którzy przeżyli katastrofę. Nawet z pozoru niewinni prędzej czy później okazują się mieć coś na sumieniu. Najbardziej uderzającym symbolem post-apokaliptycznego świata jest park samobójców, odwiedzany przez osoby niezdolne funkcjonować w nowej rzeczywistości.
Nie opuszcza nas wrażenie, że jesteśmy okropnej rzeczywistości Michaela. Podejmujemy trudne decyzje, a nieraz okoliczności i działanie w imieniu większego dobra zmuszają do złych uczynków. Zauważamy wtedy, że wcale nie różnimy się zbytnio od nieprzyjemnych i budzących niechęć postaci niezależnych, które spotykamy.
Twórcy zastosowali kilka sprytnych zabiegów, które ukazują konsekwencje naszych działań. Często czujemy się przez to nieswojo. W przypadku Dead Synchronicity to z pewnością spora zaleta, budująca gęstą i ponurą atmosferę.
Rozgrywka nie zaskakuje pod żadnym względem, jest po prostu porządna. By dotrzeć do ważnego miejsca lub zdobyć potrzebne informacje musimy znaleźć odpowiednie przedmioty i „użyć ich”na konkretnej osobie albo obiekcie. Większość zagadek jest dość logiczna, a podpowiedzi rzucane przez Michaela pozwalają przebrnąć przez co trudniejsze wyzwania. Większym problemem jest zazwyczaj znalezienie potrzebnych narzędzi.
Kiepsko rozwiązano kwestię podróżowania. Kiedy chcemy przejść do oddalonej lokacji, twórcy zmuszają nas do przejścia przez wszystkie ekrany po drodze, sztucznie wydłużając tym samym czas gry. W podobny sposób irytują powracające wspomnienia Michaela - co pewien czas zatrzymujemy się wtedy, by zobaczyć odmieniony świat i wysłuchać jednej z kilku linijek tekstu, które szybko zaczynają się powtarzać.
Mimo drobnych zgrzytów bardzo oryginalna oprawa graficzna i dobrze dobrana do niej muzyka świetnie budują ponurą atmosferę Dead Synchronicity. Świat i jego mieszkańcy przedstawieni w odcieniach szarości i brązu wydają się zimni i nieprzyjaźni, a żywe kolory używane są tylko wtedy, gdy twórcy chcą nam przypomnieć jak wiele się zmieniło. Klimat burzy tylko nieco sztuczna gra niektórych aktorów.
Otrzymujemy interesującą historię, która kończy się po paru godzinach w najgorszy możliwy sposób - zostawiając gracza bez odpowiedzi na ważne pytania i bez poczucia, że udało nam się cokolwiek osiągnąć.
Po finałowych scenach mamy wrażenie, że przygoda bohatera nie miała sensu, co zdecydowanie obniża odbiór całości. Dead Synchronicity - mimo intrygującego klimatu - ostatecznie rozczarowuje.