Skip to main content

Deadfall Adventures - Recenzja

Polski Indiana Jones.

Osadzenie Indiany Jonesa w pierwszoosobowej grze akcji, łączącej eksplorację, rozwiązywanie zagadek i strzelaniny to ciekawa koncepcja. Deadfall Adventures od polskiego studia The Farm 51 skrywa ambitne założenia, ale wykonanie okazało się przeciętne.

Początek przenosi nas do Egiptu z 1938 roku, gdzie archeolog Jennifer Goodwin wpada w tarapaty podczas poszukiwania skarbów. Z kłopotów ratuje ją James Quatermain od razu nasuwający na myśl wspomnianego Indianę. Szybko się okazuje, że przewijającym się przez ekran postaciom, a dwójce bohaterów w szczególności, po prostu brakuje ikry.

James stara się być jednocześnie twardy, zabawny i porywczy, podobnie jak postać wykreowana przez Harrisona Forda. Jednak zdecydowanie brakuje mu charyzmy filmowego odpowiednika. Wypowiadane sekwencje starają się być dowcipne, ale wypadają słabo i schematycznie. Relacje zacieśniające Jamesa ze stereotypową Jennifer też niczym nie zaskakują i prowadzą po mocno wydeptanych już ścieżkach fabularnych z nazistami, Rosjanami i Arabami w tle.

Zwiastun polskiego Deadfall Adventures

Po zagłębieniu się w egipskie piramidy tytuł nabiera trochę rozmachu. Odczuwa się to zwłaszcza po najmocniejszej stronie gry, czyli zagadkach. Pojawiające się łamigłówki są ciekawym urozmaiceniem zabawy, przy których można spędzić nieco czasu. W większości nie są zbyt skomplikowane, ale wymagają uwagi i koncentracji. Przy niektórych trzeba posłużyć się notatnikiem, który James otrzymał od swojego dziadka. Znajdują się w nim podpowiedzi do rozwiązania pewnych zagadek.

A tych jest całkiem sporo i to dość różnorodnych. W jednych musimy obrać właściwą drogę przez fragment najeżony pułapkami, w innych odpowiednio ustawić symbole otwierające przejście, a w kolejnych odpowiednio skierować promienie słoneczne z wykorzystaniem luster czy ułożyć puzzle. Nic odkrywczego, ale w dobie gier akcji nastawionych jedynie na walkę, to miłe i wciągające urozmaicenie.

Oprócz łamigłówek należy też uważać na wszelkiego rodzaju pułapki, takie jak ładunki wybuchowe zaczepione o linkę. Chwila nieuwagi w stawianiu kolejnych kroków i padamy trupem. Trzeba na nie uważać nie tylko na głównych ścieżkach, ale również podczas eksploracji pomieszczeń. W zakamarkach poukrywano różnego rodzaju skarby, w wykrywaniu których pomaga nam kompas. Kiedy w pobliżu znajduje się cenna rzecz, to wskazówka pokaże nam kierunek do niej. Po niektóre skarby wystarczy się schylić, natomiast żeby dostać się do innych, trzeba trochę pokombinować.

Aby zachęcić do eksploracji i szukania skarbów autorzy uczynili z nich coś w rodzaju waluty, za którą można rozwijać bohatera. Istnieje kilka ścieżek umożliwiających podniesienie zdolności związanych z bronią czy parametrami Jamesa. Fajne założenie w praktyce mocno kuleje, bowiem nabytych umiejętności praktycznie nie odczuwa się w trakcie gry. Z bonusami pokroju większego poziomu zdrowia czy szybszego przeładowania broni czy też bez nich, wrażenia z rozgrywki pozostają praktycznie te same.

„Po zagłębieniu się w egipskie piramidy tytuł nabiera trochę rozmachu. Odczuwa się to zwłaszcza po najmocniejszej stronie gry, czyli zagadkach.”

Sama walka też pozostawia sporo do życzenia. Pojedynki są sztywne, jak nasi przeciwnicy chowający się jedynie za osłonami lub wybiegający nam prosto pod lufę. Strzelanina może sprawiałaby radość, gdyby było czuć moc dostępnych broni. Tymczasem wydawane przez nie dźwięki i konieczność wpakowania całej serii w jednego nieprzyjaciela, nie pozwalają czerpać przyjemności z tego elementu. Ponadto przeciwnicy mają irytującą tendencję do upadania na ziemię i wstawania po chwili, przez co nie wiadomo, czy ktoś, kogo rzekomo zastrzeliliśmy, zaraz się nie podniesie.

Pomimo dużego wyboru broni ze wszystkich karabinów i pistoletów strzela się podobnie. Praktycznie nie uświadczymy żadnego odrzutu strzelając z MP-40 czy snajperki. Pytanie tylko, po co w grze znajduje się umiejętność zniwelowania odrzutu lub drżenia broni podczas celowania?

W celu zróżnicowania zwykłych pojedynków od czasu do czasu stawiamy czoła mumiom. Do ich zabicia nie wystarczy jednak zwyczajny ostrzał. Najpierw trzeba potwora odpowiednio naświetlić latarką, w której wyczerpuje się bateria, a dopiero potem skorzystać z broni palnej. Rozwiązanie znane z Alana Wake'a potrafi podnieść poziom adrenaliny zwłaszcza, gdy mumii pojawia się więcej. Jednak z czasem takie pojedynki powszednieją i nie zmieniają ogólnie, słabego poziomu walki.

Jeszcze jeden trailer

Produkcja cierpi też na wiele błędów technicznych. Bohater nie może nawet zanurzyć stopy w płytkiej wodzie, ponieważ od razu ginie. James w ogóle nie wykazuje się zbyt dużą sprawnością i nie może wskoczyć nawet na kilkucentymetrowe podwyższenia. I tak zamiast przedostać się do bazy przeskakując przez siatkę po skrzyniach ułożonych jedna na drugiej, trzeba wpaść na pomysł, jak otworzyć główną bramę.

W grze nie brakuje też niewidzialnych ścian czy drobniejszych błędów, przez które nie można czasami trafić we wroga stojącego na siatce nad nami. Z kolei podczas jednej z walk z bossem, ten nie ma żadnych problemów, aby ostrzeliwać bohatera przez kamienny filar.

Pochwalić za to należy ładne widoki. Tytuł przenosi nas od gorącego Egiptu, poprzez mroźną Arktykę, kończąc na dżungli. I o ile poziomy rozgrywane we wnętrzach wyglądają przeciętnie, o tyle w przypadku otwartych przestrzeni oddalone krajobrazy są niczego sobie.

Deadfall Adventures miał potencjał, który nie został wykorzystany przez słaby system walki i sporo błędów technicznych. Same zagadki, to nieco zbyt mało, by produkcja wspięła się na wyższy pułap.

5 / 10

Zobacz także