Defiance - Recenzja
Połączenie sieciowej gry akcji z serialem zapowiadało się intrygująco. Wyszło jednak przeciętnie.
Połączenie w spójną całość serialu telewizyjnego i sieciowej gry akcji, dostępnej na trzech platformach, to założenie bardzo ambitne, a pomysł - innowacyjny. Patrząc na Defiance, przynajmniej w chwili obecnej, trudno jednak mówić o przełomie.
Produkt studia Trion Worlds jest bardzo nietypowym przedstawicielem gatunku. Podstawowym założeniem twórców stało się bowiem to, abyśmy w trakcie gry zupełnie nie czuli, że mamy do czynienia z MMO. Jest to jednocześnie wadą i zaletą Defiance. Model rozgrywki, wzorowany na grach akcji z otwartym światem, sprawia, że walka bywa ciekawa i dynamiczna. Często jednak przemierzając pustkowia zdarza się, że najbliższy gracz oddalony jest o kilkaset metrów, przez co większość przygód przeżywamy w pojedynkę.
Defiance, dzielący uniwersum z serialem, ma zachęcać telewidzów do gry, a graczy do oglądania serialu. Główny wątek fabularny jest mocno powierzchowny, przeciągając nas przez serię niemal identycznych zadań, poprzetykanych kiepsko zagranymi przerywnikami filmowymi. Wiedza o świecie bez problemu zmieści się na pojedynczej kartce zeszytu.
W chwili obecnej ciężko też traktować grę jako wprowadzenie do telewizyjnego odpowiednika, gdyż garstka „misji epizodycznych”, w których pojawiają się główni bohaterowie serialu - Nolan i Irisa - nie wzbudza wobec nich żadnego zainteresowania.
Gracz wciela się w Arkhuntera. To łowca skarbów - specjalista w zdobywaniu rozrzuconych po pustkowiach artefaktów obcych, znanych jako Votan. Wraz z niezbyt sympatycznym przywódcą jednej z mega korporacji wyruszamy w okolice San Francisco, by zdobyć pewien wyjątkowo cenny obiekt - narzędzie służące do terraformingu. Nasz zleceniodawca chce użyć technologii Votan, by naprawić szkody, jakich doznała planeta podczas wojny z obcymi.
Proces tworzenia postaci rozpoczynamy od wyboru mało znaczącej biografii. Wybieramy też, czy jesteśmy człowiekiem, czy obcym (nie ma to wpływu na grę) oraz dobieramy wygląd. Możliwości modyfikacji jest całkiem sporo, jednak niedługo po wkroczeniu do szaro-burego świata gry przekonujemy się, że nasza postać nie wyróżnia się niczym na tle innych Arkhunterów. Wrażenie to pogłębia dodatkowo fakt, że twórcy zrezygnowali z tradycyjnych w grach MMO klas postaci. Zamiast tego, każdy bohater wyposażony jest we wszczep EGO, który czyni z niego super żołnierza i umożliwia dostęp do kilku specjalnych zdolności.
W sumie, niezależnie od rasy postaci, mamy do dyspozycji jedną z czterech umiejętności: hologram, wzmocnienie broni, nadludzką szybkość i niewidzialność, które dodatkowo modyfikujemy wykupując i rozwijając pasywne zdolności wspomagające. W miarę zdobywania doświadczenia i nowych umiejętności odblokowujemy wszystkie cztery moce EGO, lecz w danej chwili możemy posługiwać się tylko jedną.
O tym, ile umiejętności wspomagających - perków - znajduje się w naszej dyspozycji, decyduje z kolei wartość EGO Power - statystyki, która odpowiada także za odblokowanie kilku innych elementów gry, takich jak choćby nowe misje kooperacyjne czy mapy w trybie Player vs Player. Moc naszego EGO wzrasta w miarę, jak wykonujemy misje i eksplorujemy świat.
„Od samego początku pełnimy funkcję kiepsko opłacanego i niezbyt szanowanego najemnika, któremu na każdym kroku powtarza się, że zastąpienie go kimś innym nie będzie zbytnim problemem.”
Od samego początku pełnimy funkcję kiepsko opłacanego i niezbyt szanowanego najemnika, któremu na każdym kroku powtarza się, że zastąpienie go kimś innym nie będzie zbytnim problemem. Przez większość czasu jesteśmy jedynie biernym obserwatorem lub milczącym towarzyszem jednego z kilku bohaterów niezależnych, których ciężko uznać za interesujących lub chociaż sympatycznych.
Niemal każda z tych postaci próbuje nas wykorzystać lub oszukać tylko po to, by chwilę później zrobić to ponownie w kolejnej misji. To sprawia, że zaczynamy się zastanawiać, czy w ogóle warto te misje wykonywać, szczególnie że ich przebieg jest bardzo podobny. Niestety, jeśli chcemy uzyskać dostęp do ostatniego z pięciu obszarów gry, zmuszeni jesteśmy ukończyć znaczną część kampanii.
Czy wykonujemy misję główną, czy poboczną, naszym celem jest przejechanie z jednego do drugiego punktu, zabicie wszystkich przeciwników w zasięgu wzroku, naciśnięcie przycisku akcji w kilku miejscach i powrót po nagrodę. Czasem, w ramach urozmaicenia, otrzymamy dostęp do jednej ze specjalnych broni, jednak pojawiają się one w grze zdecydowanie zbyt rzadko i działają za krótko - zazwyczaj do wyczerpania amunicji.
Na szczęście, Defiance oferuje kilka możliwości ucieczki od rutyny misji fabularnych. Poza zadaniami wykonywanymi zgodnie ze wspomnianym schematem, na mapie świata rozmieszczone są wyzwania, żywcem wyjęte z gier akcji - przejazdy na czas oraz strzelaniny, w których musimy zabić określoną liczbę wrogów czy zdobyć punkty. Stanowią one całkiem niezły test naszych umiejętności, chociaż ze względu na bardzo uproszczony model fizyki, prowadzenie pojazdu nie przypomina zbytnio tego, co znamy z gier wyścigowych.
„Strona techniczna Defiance nie prezentuje się najlepiej. Ogromna struktura menu jest nieprzejrzysta i ciężko odnaleźć interesującą nas informację.”
Podróżując po świecie gry natkniemy się na drobne wydarzenia losowe, zazwyczaj wymagające od nas zabicia kilku przeciwników. Mniej więcej co godzinę pojawiają się również Arkfalle - deszcze kryształów, które stanowią największy skarb dla Arkhunterów. W tego rodzaju wydarzeniach biorą już udział dziesiątki graczy. Naszym celem jest pokonanie nacierających na kryształy fal przeciwników w określonym czasie. Kulminacją jest walka z bossem.
Nagrody otrzymywane podczas Arkfalli pozostawiają sporo do życzenia. Deszcze kryształów zazwyczaj trwają pół godziny. Jeśli w tym czasie wykonywalibyśmy zadania poboczne, zgromadzimy o wiele więcej doświadczenia i scrip, darmowej waluty w Defiance. Losowe przedmioty jako bonus za wysiłek rzadko wynagradzają włożony w zabawę czas. Nie zmienia to faktu, że zbiorowe bitwy rozgrywane podczas Arkfalli potrafią sprawić sporo frajdy.
Na marginesie dodajmy, że gracze, którzy nie przyczyniają się aktywnie do walki z potworkami, ale znajdują się na danym obszarze mapy, wykonując misje lub wyzwania, także otrzymują nagrody za Arkfalle. Trudno powiedzieć, czy jest to zamierzone rozwiązanie. Otrzymywanie nagród za coś, w czym się nie uczestniczyło, jest jednak niesprawiedliwe.
Tymczasem dla miłośników gier drużynowych przygotowano kilka dodatkowych atrakcji. Pierwszą z nich są misje kooperacyjne, w których drużyny złożone z czterech graczy przebijają się przez dziesiątki wrogów, by dotrzeć do końcowego bossa. Trzeba przyznać, że walka z bardzo zróżnicowanymi przeciwnikami finałowymi, pojawiającymi się w tym trybie, jest całkiem ciekawa, a kooperacja sprawia wrażenie najbardziej dopracowanej części Defiance.
Nieco gorzej prezentuje się gra w trybie Player vs Player, czyli popularnym PvP. O ile ciężko zarzucić coś konstrukcji poziomów, na których rozgrywane są potyczki, o tyle sama walka, ze względu na bardzo wysokie tempo, jest chaotyczna i niemal pozbawiona taktyki, chyba że gramy na zestawie słuchawkowym ze znajomymi.
Największe z potyczek tego typu, nazywane Shadow Wars, toczą się na głównej mapie gry. Zadaniem każdej z 64-osobowych drużyn jest przejęcie i utrzymanie jak najdłużej punktów kontrolnych. Zwycięska drużyna otrzymuje scrip, doświadczenie oraz specjalną walutę Echelon, jednej z frakcji - zleceniodawców.
Mówiąc o misjach, trudno nie wspomnieć o modelu walki, który jest jednym z najbardziej udanych elementów Defiance. Strzelanie wymaga faktycznych umiejętności, dzięki czemu moce wszczepu EGO są dodatkiem, a nie fundamentem gry. Wrogowie atakują zazwyczaj z wielu stron jednocześnie, dlatego mobilność stanowi klucz do przetrwania. Model walki nie jest jednak perfekcyjny. Zdarzają się opóźnienia w wykonywaniu komend, takich jak rzut granatem czy aktywacja EGO. Czasami, będąc pod ostrzałem z wrogiego granatnika, musimy wielokrotnie naciskać przycisk mocy, by faktycznie ją aktywować.
Strona techniczna Defiance nie prezentuje się najlepiej. Ogromna struktura menu jest nieprzejrzysta i ciężko odnaleźć interesującą nas informację. Defiance nie oferuje samouczków, które pomogą lepiej poznać wszystkie aspekty. Na początku przechodzimy jedynie podstawowe przeszkolenie.
W wersji pecetowej Defiance wygląda przyzwoicie, jednak szaro-bure, postapokaliptyczne krajobrazy prezentują się gorzej niż w poprzedniej grze studia Trion Worlds - Rift. Tymczasem wersja konsolowa jest wyraźnie brzydsza, i pełna problemów z grafiką oraz stabilnością. Twórcy zapowiedzieli, że obecnie koncentrują się na poprawianiu wszystkich błędów. Potem zajmą się płatnymi dodatkami.
Gra nie ma abonamentu. Kupujemy po prostu wersję cyfrową lub pudełkową. Postępy zaś są na tyle szybkie, że nie jesteśmy zmuszeni do wydawania prawdziwych pieniędzy na dodatkową walutę.
Największym problemem Defiance są niespełnione obietnice. Gotowy produkt znacznie różni się od tego, co zapowiadali twórcy przed premierą. Gra sprawia wrażenie niekompletnej i niedopracowanej. Zamiast przełomowego, świeżego tytułu otrzymaliśmy wyróżniającą się, lecz ledwie przeciętną grę MMO.