Demówki naszego dzieciństwa. W te grałem na okrągło
Kiedyś to było, nie?
Ci, którzy wychowali się w latach 90., dobrze pamiętają, jak trudno było zdobyć gry w tamtym czasie. Mimo że większość tytułów pojawiała się już u nas w oficjalnej dystrybucji, mało kto mógł sobie pozwolić na oryginalne wersje najnowszych produkcji - zwłaszcza gdy było się nastolatkiem.
Dlatego dużą popularnością cieszyły się wtedy wersje demonstracyjne, często dodawane do magazynów o grach lub - w późniejszym czasie - łatwe do pobrania z Internetu. W niektóre z nich zagrywałem się bez końca, nie przejmując się ograniczeniami i powtarzalnością rozgrywki.
FIFA World Cup 2002
Jeżeli ktoś twierdzi, że wszystkie gry z serii FIFA to „jedno i to samo”, powinien zagrać w specjalną, mundialową odsłonę produkcji z 2002 roku. A przynajmniej w wersję demonstracyjną, w której walczyły ze sobą reprezentacje Meksyku i Urugwaju. Mecz trwał cztery lub pięć minut, ale nie przeszkadzało mi to spędzać z demem FIFY World Cup 2022 długie wieczory.
Gra oferowała skokową zmianę względem FIFY 2001 zarówno pod względem grafiki i animacji postaci, ale też zachowania sztucznej inteligencji. Trudno dziś powiedzieć, by oferowała fotorelalistyczne doświadczenie, jednak było ono na tyle sugestywne, że ograniczenia wersji testowej nie miały szans z dziecięcą fantazją. Pamiętam, że odwzorowałem na kartce papieru oficjalne tabele rozgrywek, dzięki czemu mogłem wyobrazić sobie, że prowadzę do boju polską reprezentację przez cały turniej aż do zdobycia tytułu mistrzów świata.
Gilbert Goodmate. Fangoryjskie dziwy
Nie wiem, skąd na dysku mojego komputera wzięło się demo tej uroczej przygodówki „point and click”, ale godzin spędzonych z nim nie zapomnę nigdy. Wycinek rozgrywki przedstawiał początek historii, w którym dziadek tytułowego Gilberta zostaje zaatakowany przez nieznaną, zakapturzoną postać. Gracz musiał naprawić drewnianą windę, by udać się do położonego w dolinie miasta i ruszyć za rzezimieszkiem.
Choć wersja demo pozwalała tylko na parę minut zabawy, spędziłem z nią stanowczo zbyt wiele czasu. Jednym z powodów było to, że gra nie posiadała polskiej wersji językowej, przez co każde słowo musiałem sprawdzać w słowniku. Głównie jednak dlatego, że koncept wersji demonstracyjnej był mi wtedy obcy i szczerze wierzyłem, że istnieje jakieś rozwiązanie łamigłówki, które pozwoli mi ukończyć zadanie i poznać dalszą część fabuły.
Half-Life: Uplink
Half-Life: Uplink było nietypowym demem. Choć prezentowało możliwości technologiczne gry Valve i silnika Source, nie było wycinkiem produkcji, lecz zupełnie niezależnym dziełem. Tytuł powstał 12 lutego 1999, już po wydaniu pełnej wersji gry, i można go było z łatwością zdobyć za pośrednictwem Internetu.
Wydarzenia przedstawione w demie nie były częścią głównego wątku, choć miejscem akcji był znany dobrze kompleks Black Mesa. W grze można było zobaczyć wiele elementów świata Half-Life, takich jak headcraby, zombie, vortigaunty i gargantuę. Wersja testowa nie była też pozbawiona tego wyjątkowego, niepokojącego klimatu gry, który uczynił pełną wersję tak kultową pozycją. Mimo że zabawa była zaplanowana na piętnaście do trzydziestu minut, zaraz po ukończeniu zaczynałem przygodę od nowa.
Harry Potter i Kamień Filozoficzny
Magiczny świat Harry’ego Pottera od zawsze miał w moim sercu szczególne miejsce. Gdy dowiedziałem się, że istnieje gra opowiadająca historię młodego czarodzieja, musiałem ją mieć. Niestety, udało mi się zdobyć jedynie wersję demonstracyjną, która pozwalała ukończyć lekcję obrony przed czarną magią u profesora Quirrella.
Podczas zajęć Harry uczył się zaklęcia Flipendo - niekanonicznego i niezbyt sprecyzowanego czaru, który pozwalał zarówno znokautować gnoma, jak i rozbić dzbanek czy wydobyć ze zbroi kilka magicznych Fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta. W demie spotkaliśmy między innymi Draco Malfoya, Rona, bliźniaków Weasley, Filcha i Albusas Dumbledore’a, a także mogliśmy przebiec się po Sali Wejściowej. Zabawa na dwadzieścia minut, w której spędziłem kilkanaście godzin.
Tropico (2001)
Moją przygodę z symulatorami ekonomicznymi zapoczątkowało demo gry Tropico. Wersja testowa pozwalała wziąć udział w samouczku, który nie był jednak ograniczony czasowo i posiadał całkiem dużo opcji zabawy. Naszą tropikalną wyspę można było więc rozbudowywać tak długo, jak tylko mieliśmy na niej wolne parcele lub mieszkańcy wysypy nie zbuntowali się przeciwko naszym rządom.
Gdy już byłem starszy, nabyłem pełną wersję gry, a w kolejnych latach przechodziłem każdą kolejną część serii. Co zrozumiałe, nie mogę też doczekać się siódmej odsłony, która nieoficjalnie została już zapowiedziana przez twórców. Oby była tak udana, jak demo „jedynki” z 2001 roku.