Skip to main content

Destiny 2 - życie po fabule i dwudziestym poziomie

Grind czas zacząć.

Destiny 2 to z początku oczywiście głównie kampania fabularna - lepsza, przynajmniej pod względem struktury i spójności, niż ta z podstawowej wersji pierwszej części. Po drodze do finału awansujemy na kolejne poziomy, by w końcu osiągnąć level 20.

W wielu grach zdobycie ostatniego poziomu doświadczenia to zwiastun zbliżającego się końca zabawy, podobnie jak pokonanie ostatniego bossa. Destiny 2 nie jest jednak typową strzelanką. Napisy z nazwiskami deweloperów to tak naprawdę początek.

Szereg możliwości i dostępnych aktywności „po dwudziestce” jest naprawdę zadowalający. Mamy oczywiście Szturmy, w których z dwójką graczy przemierzamy specjalne lokacje, by na końcu zmierzyć się z bossem. Jest też rywalizacja w PvP.

Większe wrażenie robi jednak wszystko to, co możemy robić na różnych planetach - głównie dlatego, że system eksploracji, patrolowania dostępnych obszarów i wszelkiego rodzaju małych zadań i wyzwań jest praktycznie pod każdym względem lepszy niż w oryginale.

Publiczne wydarzenia to na razie najmniej czasochłonny sposób na zdobywanie cennych przedmiotów

Typowy dzień Strażnika na 20 poziomie to po części rutyna, ale - na razie - cały czas angażująca. Sprawdzamy, na której planecie aktywny jest tak zwany Punkt zapalny, motywujący do pomocy w publicznych wydarzeniach. To najpewniej do tej lokacji udamy się w pierwszej kolejności.

Otwieramy też listę wyzwań. Każdy obszar to trzy odmienne i nieskomplikowane zadania do spełnienia. Zabij dziesięciu wrogów konkretnego typu, odwiedź Ukryty sektor, złup trzy skrzynie. Lista zakupów. Wszystko to robimy jednak często przy okazji innych czynności - zmierzania od jednego publicznego wydarzenia do innego, szukając Przygód czy Patroli, czyli kolejnych prostych misji.

Na jednej planecie spędzamy więc średnio kilkadziesiąt minut. Później, dla odmiany, odwiedzamy Tygiel, żeby postrzelać do innych Strażników. Szczególnie, jeżeli gramy ze znajomymi, rywalizacja jest wyjątkowo angażująca - choć szkoda, że nie można wybrać nawet konkretnego trybu.

Mija więc godzina, być może półtorej. Wracamy do bazy, by porozmawiać z ważnymi postaciami, rozłożyć niepotrzebne przedmioty, odebrać nagrody i rozszyfrować engramy. No i pochwalić się emotkami przed zupełnie obcymi użytkownikami, załatwiającymi własne sprawy.

Wszystkie te powtarzalne czynności to tak zwany „grind”. Codziennie zajmujemy się właściwie tym samym, jak choćby w grach typu Diablo po osiągnięciu maksymalnego poziomu. Model walki jest jednak tak satysfakcjonujący, że powtarzalność ta nie jest bolesna.

Nie wszystkie aktywności są udane - powtarzanie fabularnych misji u Ikory to słaby element

Jest jednak coś dla tych, którzy szukają większego wyzwania - to Nocne Szturmy. Dobór odpowiedniej broni energetycznej jest tu niezbędny, a walczymy nie tylko z przeciwnikami, ale także z presją czasu. Dopiero co w grze zadebiutował też pierwszy rajd, który z pewnością zabierze godziny z życia każdego Strażnika.

Oczywiście już widać, że przydałoby się coś jeszcze. Mile widziane byłoby nawet przywrócenie czegoś tak błahego, jak wyścigów na pojazdach Sparrow. Gra ma potencjał, by zaoferować nieskomplikowane, nawet nie do końca poważne, ale sprawiające frajdę zajęcia. Dobrze, żeby twórcy za bardzo nie zwlekali z ich wprowadzeniem.

Jeszcze jedno wyzwanie, jeszcze jedna broń, być może znajdę kolejny engram. Może odpocznę od potworów i wskoczę ze znajomymi do Tygla na rundę PvP - przecież po fakcie też otrzymam jakąś nagrodę. Choć Destiny 2 nie jest idealne, to wszystkim czynnościom na jakimś etapie towarzyszy tu nutka podekscytowania - a o to tu chyba chodzi.

Zobacz także