Xbox One - Test
Sprzęt do gier czy przyszłość domowej rozrywki?
Xbox One - konsola czy nowa wizja centrum domowej rozrywki? Po kilku dniach obcowania z urządzeniem Microsoftu pewne jest jedno: sprzęt może poszczycić się wieloma intrygującymi i unikalnymi rozwiązaniami, a tego rodzaju alternatywne podejście również ma swoje zalety. Tymczasem podchodząc do testów zastanawialiśmy się, czy nie mamy przypadkiem do czynienia z urządzeniem, służącym do wszystkiego, ale nie wyróżniającym się ponad przeciętność w żadnym z elementów składowych. Czy funkcje multimedialne rzeczywiście są tak ważne, i czy - to kluczowe pytanie - w ogóle zadziałają poza USA?
Gdy otworzyliśmy pudełko, stało się jasne, że pod względem estetyki Xbox One stawia funkcjonalność nad formą, przywodząc na myśl bardziej praktyczne urządzenie niż elegancki i wyrafinowany sprzęt do gier. Z pudełka zerka Kinect - i niezła z niego bestia. Jest ciężki, duży, a kabel zasilający jest dłuższy, grubszy i solidniejszy, niż się spodziewaliśmy - niemalże przemysłowy. W następnej kolejności pudełko opuszczają jeden po drugim: nowy pad, zestaw słuchawkowy i zasilacz 250 W - mniejszy od tego, który towarzyszył pierwszemu modelowi Xboksa 360 i pod względem rozmiarów oraz designu bardziej zbliżony do wersji z 360S.
Po odsunięciu przykrywki naszym oczom ukazuje się Xbox One. Konsola rozmiarami i wagą przypomina pierwszego Xboksa, a gdy wyciągamy go z pudełka, naszą uwagę przykuwa odblaskowy, zbierający odciski palców plastik i matowe kratki wentylatora - a tych jest sporo, bo znajdziemy je na trzech ściankach urządzenia. Jakość wykonania jest odpowiednia, ale niczym nie zaskakuje: plastik lekko ustępuje pod naciskiem, a kratki wentylatora pozwalają się odgiąć. Pod względem designu konsolę wykonano dość sztampowo, zupełnie jakby miała zlać się z pozostałymi czarnymi pudełkami, które stawiamy pod telewizorem w salonie. Pomijając pseudo-chromowane plastikowe fragmenty i białe logo Xbox, pudło jest niemal całkowicie anonimowe.
„Pod względem designu konsolę wykonano dość sztampowo, zupełnie jakby miała zlać się z pozostałymi czarnymi pudełkami, które stawiamy pod telewizorem w salonie.”
Nie ma wątpliwości, że zawartość pudełka nie rozczarowuje, ale trudno zaprzeczyć, że 499 euro to cena, jaką zwykle płacimy za sprzęt z wyższej półki. W naszej opinii największym wyzwaniem, przed którym staje Microsoft, wcale nie jest konsolowy wyścig zbrojeń z Sony, a właśnie wysoka cena. Na rynku zaawansowanych technologii o sprzedaży w znacznym stopniu decyduje pierwsze wrażenie. Jakość wykonania produktu, który wypakowujemy z pudełka, ma dostarczyć pierwszego argumentu usprawiedliwiającego zakup, a ta sztuka konsoli Xbox One raczej się nie udaje.
Funkcjonalność ponad formą - taki był zamysł, który Xbox One realizuje w całej rozciągłości. Na dobrą sprawę mamy tu pełnoprawnego peceta w pudełku. Pierwsze włączenie konsoli zajmuje dobrą minutę i osiem sekund (ze stanu czuwania - dużo sensowniejsze 18 sekund). W tym czasie do pamięci ładuje się dopracowana, konsolowa wersja Windows 8 z interfejsem Metro. Wystarczy chwila, by sprzęt zintegrował się z otoczeniem.
Podłącz swój wielofunkcyjny dekoder typu STB (ang. set-top box) do wejścia HDMI konsoli, powiedz Xboksowi, jaki masz telewizor i - ewentualnie - amplituner, a konsola płynnie przejmie kontrolę nad salonem.
„Powraca niesławny zasilacz, tym razem pod postacią adaptera 250W - nieco tylko mniejszego od wersji z Xboksa 350S.”
„Xbox on”
Co prawda lepiej jeszcze nie wyrzucać pilotów, ale nie da się ukryć, że oparty na komendach głosowych interfejs użytkownika sprawuje się nad wyraz dobrze.
Najbardziej zdumiewające jest w tym wszystkim to, że łatwiej nawiguje się po interfejsie przy użyciu komend niż pada - system rozpoznawania mowy został bardzo doszlifowany. Tydzień temu wspominaliśmy, jak zaimponował nam podobny interfejs na PS4, ale Xbox One reaguje na znacznie większą liczbę komend. Praktycznie każdy element interfejsu - zarówno gry, jak i aplikacje - można uruchomić głosem, a z tego, co zdążyliśmy się zorientować, skuteczność ich rozpoznawania sięga 90 procent. [Chodzi oczywiście o komendy w języku angielskim. Nie wiadomo, czy wraz z przyszłoroczną premierą Xbox One w Polsce, konsola otrzyma wsparcie głosowe w naszym języku - dop. red.]
To od naszej świadomości tego, co należy powiedzieć - lub czego nie mówić - zależy trafność analizy głosu. Niektóre komendy trzeba poprzedzić słowem „Xbox”, inne niekoniecznie; niekiedy Kinect jest w trybie nasłuchu - kiedy indziej już nie. Dostrzegamy w tym dziwną niekonsekwencję. Dobrze sprawdza się podświetlanie na zielono określonych opcji interfejsu - gdy Kinect „nasłuchuje”, spodziewa się, że skorzystamy właśnie z nich, ale gdy tekst jest biały, trzeba samemu zainicjować tryb rozpoznawania mowy.
Niekiedy można odnieść wrażenie, że Microsoft stara się aż za bardzo - głosowe próby „kliknięcia” w odsyłacz albo przejścia na inną stronę w Internet Explorerze nie przynoszą spodziewanych rezultatów i lepiej by było, gdyby w ogóle zrezygnowano z tej opcji. Wprowadzenie innych komend - pogłośnienia/ściszenia, przewijania w górę/w dół - zajmuje z kolei za dużo czasu albo narzuca ograniczenia.
Ogólnie rzecz biorąc, rozpoznawanie głosu działa - i robi wrażenie. I tym lepiej, bo szybko okazuje się, że nawigacja oparta na komendach jest koniecznością. Wszystko z powodu pewnej dowolności, z jaką skonstruowano główny ekran menu, gdzie ograniczoną liczbę dostępnych pól wykorzystano do wyświetlenia ostatniej aktywności użytkownika. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że takie rozwiązanie utrudnia odnalezienie elementów niedostępnych na ekranie - jak choćby menu ustawień. Ponieważ nie znajdziemy go na stronie głównej, znaczniej łatwiej będzie powiedzieć „Xbox One go to settings” (Xbox One, ustawienia), niż przewijać kolejne karty interfejsu przy pomocy joypada. W standardowym menu musielibyśmy wybrać adekwatną aplikację (czyli najpierw ją znaleźć) i przewijać ekran aż trafimy na zakładkę opcji.
„Mamy tu konsolową wersję interfejsu Windows 8 opracowanego z myślą o komendach głosowych.”
Komendy głosowe stały się podstawowym interfejsem dyrygowania konsolą. Z jednej strony, to świetne rozwiązanie - bo działa. Z drugiej, sprawy nie wyglądają tak różowo, ponieważ takie rozwiązanie wymusiła nieintuicyjna konstrukcja interfejsu użytkownika. To odejście od prostego, ale skutecznego dynamic menus z PS4 (pomimo nazwy zakładki pozostają tam na swoich miejscach), i chociaż otrzymaliśmy możliwość „przypięcia” ulubionych aplikacji do ekranu na lewo od strony głównej menu, to mamy wrażenie, że owe „szpilki” mają wynagrodzić użytkownikowi nielogiczną strukturą interfejsu.
Menu dla początkujących
Jeśli spojrzeć na interfejs użytkownika z pewnej perspektywy, zauważymy, że menu współpracuje z trzema kategoriami zawartości: sygnałem telewizyjnym, grami i aplikacjami. W obrębie samego interfejsu znajdziemy raczej ograniczone funkcjonalności: do wszystkiego mamy dedykowane aplikacje, nawet do tak podstawowych funkcji, jak ustawienia czy odtwarzanie płyt CD i Blu-ray. Do tego dochodzą bardziej egzotyczne aplikacje pokroju nagrywarki, Internet Explorera czy Skype'a.
Pamięć konsoli pomieści dwie aplikacje funkcjonujące równolegle z daną grą lub telewizją. Między poszczególnymi elementami tej układanki przełączamy się dzięki całkiem zgrabnie sprawującym się komendom głosowym - „Xbox watch TV, Xbox go to settings, Xbox go to Forza Motorsport 5”. Jest też Snap - pozwalający na jednoczesne wyświetlanie aplikacji i filmu czy gier.
I tutaj sprawy zaczynają się komplikować: funkcja Snap wyświetlana jest w kolumnie po prawej stronie i zajmuje 25% ekranu. Oznacza to, że co prawda podczas rozgrywki/oglądania telewizji możemy sobie odpalić Internet Explorera, ale jeśli strony www nie przystosowano do wyświetlania w kolumnie o szerokości 480p, to raczej niewiele tutaj skorzystamy. Snap nabiera kolorów przy rozmowach przez Skype. Aplikację opracowano z myślą o pracy w trybie pełnoekranowym i w bocznym oknie, i rzeczywiście działa bardzo płynnie. Jednak aktywowanie funkcji Snap podczas rozgrywki może spowodować zatrzymanie gry, co raczej kłóci się z pierwotnym celem aplikacji - czyli jednoczesnym korzystaniem z obu okien. Plotki mówiące o tym, jakoby Snap nie działało, okazały się bezpodstawne - funkcjonalność zdała egzamin już w sierpniu, w wersji beta i niewiele od tego czasu uległo zmianie - tyle że można ją stosować w bardzo ograniczonej licznie sytuacji.
„Niewykluczone, że dzięki swoim medialnym funkcjom konsola zyska przychylność mniej hardcore'owych graczy. Rozczarowuje jednak nieobecność tych funkcji na kluczowych rynkach”
Inne sekcje interfejsu dopiero będą musiały sprawdzić się w praniu - jak choćby przewodnik po programach, odgrywający kluczową rolę w Microsoftowej wizji salonu. Podczas wizyty w USA widzieliśmy, jak działa ta integracja na różnych demach, ale gdy przygotowywaliśmy recenzję konsoli, nie oferowała ona wsparcia dla największej sieci satelitarnej w Wielkiej Brytanii, Sky TV. Przy populacji Wysp rzędu 60 mln mieszkańców, co przekłada się na 26,4 gospodarstw domowych, z oferty Sky korzysta niebagatelne 10,5 mln abonentów. I choć połowa z nich wykorzystuje sprzęt HD, to w dniu premiery Xbox One nie będzie współpracował z tymi urządzeniami. Zresztą, ze sprzętem największego konkurenta Sky, czyli Freeview HD, również. Wedle słów Microsoftu, konsola będzie oferowała wszystkie funkcje we wszystkich krajach, w których zadebiutuje, ale nie wiemy, kiedy to się stanie - a prawdę mówiąc, to w momencie premiery takie sprawy powinny być dopięte na ostatni guzik. Obiecano wiele - zapowiedzią tych właśnie funkcji Microsoft rozpoczął w maju, w Redmond, swoją ofensywę - ale na razie jakoś ich nie widać.
Takie przeoczenie może dziwić, ale chyba tylko podkreśla fakt, jak bardzo amerykańską konsolą jest Xbox One. Przykładowo, z obecności wejścia HDMI można wywnioskować, że wszyscy użytkownicy mają set-top box, ale przecież wiele telewizorów ma wbudowany dekoder, z którym, jak zakładamy, Xbox One raczej nie będzie kompatybilny.
Wejścia i wyjścia: HDMI i kabel optyczny
Wejście HDMI, w które wyposażono Xbox One, to intrygujący i unikalny dodatek, który powinien zapewnić współpracę urządzenia z każdym źródłem sygnału. Bez najmniejszych problemów podłączyliśmy do niego PS3, PS4 i Xboksa 360, przekonując się przy tym, że konsola radzi sobie z każdym formatem, jaki mieliśmy pod ręką - 480p, 720p, 1080i oraz 1080p - w 50 i 60Hz. Po podłączeniu urządzenie dopasowuje obraz do ustawień konsoli i serwuje mu upscaling. I chociaż pod wyjście HDMI można też podpiąć inną konsolę, to raczej nie polecamy takiego rozwiązania ze względu na wyraźny wzrost latencji. Nie przekreśla on korzystania z urządzenia - podczas przeskakiwania po kanałach dodatkowe opóźnienie raczej nie zwróci naszej uwagi, ale w trakcie rozgrywki zaczyna rzucać się w oczy.
Nie mamy jeszcze oficjalnego potwierdzenia, ale wszystko wskazuje na to, że Xbox One nie wspiera rozdzielczość 4K. Po podłączeniu do konsoli odpowiednio mocnego peceta, najwyższa opcja w ustawieniach wyświetlania to 1080p. Tego samego peceta można bez najmniejszych problemów podłączyć kablem HDMI pod ekran 4K i uzyskać obraz w rozdzielczości 4K przy 30 klatkach na sekundę, jednak jeśli podmienimy go na konsolę, Xbox One nie pozwala na wybór opcji wyższej od 1080p. Być może trafią na sprzęt Microsoftu w przyszłości, ale wspólny dla obu konsol nowej generacji interfejs HDMI 1.4a i tak raczej nie pozwoli na wyświetlanie obrazu w 60Hz. O ile problemu nie rozwiąże jakaś cudowna aktualizacja oprogramowania, to pozostaje już tylko liczyć na przepustowość HDMI 2.0.
„Xbox One oferuje całe mnóstwo opcji wyświetlania obrazu (w tym najbardziej niszowe), odtwarzania dźwięku i kalibracji.”
Obecnie z obu konsol nowej generacji to Xbox One oferuje więcej funkcji wyświetlania obrazu. PS4 z dostępnymi tam opcjami dźwięku cyfrowego oraz ograniczonego i pełnego zakresu RGB nie można nic zarzucić, ale twórcy Xbox One zadali sobie dodatkowy trud, by wesprzeć też najbardziej niszowe z opcji - w tym wyświetlacze przystosowane do 30-, i 36-bitowego RGB. Użytkownik może także skorzystać z profesjonalnych plansz do kalibracji, by ekranie wszystko wyglądało „jak należy”. Xbox One przysporzył nam problemów jedynie podczas wyprawy do Sztokholmu związanej z prezentacją Battlefielda 4, ale najwyraźniej był to wyjątek od reguły.
Podobnie jak PS4, również Xbox One jednocześnie przesyła informacje przez HDMI i kabel optyczny. Ten pierwszy zapewnia wsparcie dla dźwięku stereo, 5.1 LPCM, 7.1 LPCM i DTS, drugi zaś - dla LPCM stereo i DTS. To dobre i użyteczne opcje, oferujące najlepsze formaty dźwięku dostępne dla tych wejść.
„Xbox go to Forza Motorsport 5”
Czas w coś zagrać. Po włożeniu do napędu płyty z Forzą Motorsport 5 od pierwszego wyścigu dzieli nas tylko długość intro. Microsoft chciał zapewnić użytkownikom typowo konsolowe doświadczenie z gatunku „włóż i graj”, chociaż, identycznie jak na pececie, gra i tak instaluje się na 500GB dysku. Po przekroczeniu wymaganego minimum zrzuconych danych Forza 5 wprowadza gracza w podstawowe opcje gry, a tymczasem w tle na dysk zrzuca się reszta z 31,76 GB danych.
Nasz kolejny królik doświadczalny - Ryse - zachowywał się w mniej więcej ten sam sposób, chociaż w tutaj akurat nie uzyskaliśmy natychmiastowego dostępu do gry i musieliśmy poczekać na zakończenie obowiązkowej, pięciominutowej instalacji. Reszta plików z 34,94GB zainstalowała się już w trakcie rozgrywki. Około godziny i piętnastu minut później napęd Blu-ray przycichł, dając do zrozumienia, że wszystkie wymagane dane znalazły się już na dysku twardym konsoli. Prędkość zrzucania plików nie powala, ale chyba świadome rozwiązanie - dane są przesyłane cienką strużką, by nie blokować przepustowości dysku.
Wreszcie możemy zmierzyć, jak głośno pracuje nasz sprzęt, gdy główny procesor zaczyna pocić się z wysiłku. Wspominaliśmy już, że konsolę zaprojektowano tak, by w trybie czuwania wytrzymała dekadę - generację życia konsol - co poniekąd wyjaśnia wielkość obudowy. Gry pożerają dużo prądu, więc żeby uniknąć powtórki katastrofy zwanej RROD, podczas prac nad Xbox One priorytetem stało się chłodzenie i przepływ powietrza. Microsoft w pełni sprostał zadaniu.
„Xbox One jest tak cichy, że napęd Blu-ray pracuje głośniej od wiatraka - nawet gdy wymusiliśmy maksymalny pobór prądu.”
Bezczynność | Blu-ray | Gra | Gra + instalacja | |
---|---|---|---|---|
Temp. maks. | 35 °C | 37 °C | 49 °C | 49 °C |
Pobór energii | 65 W | 77 W | 125 W | 125 W |
Hałas: blisko | 42 dB | 43 dB | 42 dB | 43 dB |
Hałas: 1 metr | 40 dB | 41 dB | 41 dB | 41 dB |
Hałas: 3 metry | 40 dB | 40 dB | 40 dB | 40 dB |
Podczas rozgrywki pobór prądu sięgnął maksymalnie 125W, a konsola nagrzała się do 49°C (dokładnie nad procesorem, czyli faktycznie przy kratce). W pomieszczeniu panowała temperatura 23 °C - warunki możliwie najbardziej zbliżone do tych panujących podczas testu PlayStation 4. To 15W mniej od maksymalnego poboru PS4, przy zachowaniu niemal tej samej temperatury. Różnicę widać w poziomie hałasu: Xbox One jest zaskakująco cichym sprzętem - nie generuje praktycznie żadnego hałasu zarówno podczas nawigacji po menu i korzystania z mediów, jak i przy maksymalnym obciążeniu sprzętu - czyli po kilku dobrych godzinach zabawy z Ryse (co ciekawe, Forza 5 pobiera o 10W mniej). W ostatecznym rozrachunku napęd Blu-ray zachowuje się głośniej od wiatraka - to dobra wiadomość dla graczy (to jest, gdy gra już się im zainstaluje), ale gorsza dla wielbicieli filmów na BD - tutaj Xbox One ustępuje pola PlayStation 4. Może mnogość kratek wentylacyjnych w obudowie skutkuje swobodniejszym rozprzestrzenianiem się dźwięku.
Pozostałe odczyty intrygują - konsola w trybie bezczynności pobiera 65W, a jej wentylatory pozbywają się powietrza o temperaturze 35°C; z kolei w trybie gotowości pobór prądu spada do 19W. Włączenie systemu zajmuje 18 sekund, a gracz ma wtedy - przynajmniej w teorii - możliwość wznowienia rozgrywki od punktu, w którym ją przerwał. Proces zabiera dodatkowe 2,5 sekundy, ale brakuje mu stabilności - podczas testów zdarzało się zawieszanie się gier i restarty. Wielka szkoda, bo możliwość zatrzymania gry, wyłączenia konsoli i powrotu do rozgrywki po 20 sekundach od ponownego jej odpalenia brzmi bardzo intrygująco. Gwoli ścisłości ta funkcjonalność nadal jest w fazie „bety”, więc należy się spodziewać, że z czasem jej stabilność ulegnie poprawie.
Gdy już zainstalowaliśmy Forzę 5 i Ryse (oraz kilka innych tytułów do recenzji) skupiliśmy się na zarządzaniu dyskiem twardym. I tutaj robi się nieco dziwnie. Z tego, co zdążyliśmy się zorientować, Xbox One nie dysponuje aplikacją, w której użytkownik sprawdziłby, ile wolnego miejsca mu zostało albo gdzie wykasowałby pliki bez biegania po różnych sekcjach menu. Nie mamy też bezpośredniego dostępu do save'ów - które wraz z nagraniami z gier są synchronizowane z chmurą. To ciekawe, że użytkownik korzystający z najambitniejszego systemu operacyjnego, jaki kiedykolwiek stworzono z myślą o konsoli, jak nigdy wcześniej został odsunięty od swojej własności. Pod wieloma względami mamy tu do czynienia z zamkniętym pudełkiem - i to zamkniętym nawet szczelniej od Xboksa 360. Podobnie jak na PlayStation 4, również tutaj nie mamy choćby możliwości odtworzenia własnych plików wideo.
„Nowy kontroler do Xboksa One, podobnie jak DualShocka 4, wyposażono w świetnie pasujące do kciuka gałki analogowe. Największą innowację stanowią triggery z funkcją force feedback.”
Kinect 2.0: kontroler ruchu i nie tylko
Łatwo zlekceważyć Kinecta i uznać powrót tego urządzenia za ogromne faux pas ze strony Microsoftu. Po nieprawdopodobnym komercyjnym sukcesie - Kinect zyskał przecież status najlepiej sprzedającego się urządzenia wszech czasów w branży elektronicznej - strumień dedykowanych mu gier szybko zaczął wysychać, a kluczowe tytuły pokroju Fable: The Journey i Kinect Star Wars nie zyskały przychylności użytkowników. Wśród zapalonych graczy nowy Kinect traktowany jest niemalże z lekceważeniem - jako urządzenie o zmarnowanym potencjale, które w najmniejszym stopniu nie sprawdziło się w formie interfejsu i skończyło jako zwykły mikrofon do wprowadzania komend głosowych.
Choć Microsoft zdaje sobie z tego sprawę równie dobrze, co sami gracze, to jednak zdecydował się oddać w nasze ręce nową, poprawioną i - nie mylicie się - nawet większą pod względem gabarytów kamerę wyposażoną, ku naszemu zdziwieniu, w otwór na trójnóg. Kontynuując tradycję zapoczątkowaną przez swojego poprzednika, także nowy Kinect ma mechanizm chłodzący - na jego tylnej ściance umieszczono niewielki wiatraczek.
Zgodnie z oczekiwaniami kamera ma lepszą specyfikację techniczną, co przekłada się na szersze pole widzenia (Kinect dobrze sprawował się na krótkim dystansie, ustawiony na biurku w siedzibie Digital Foundry), analizator czasu przelotu (time-of-flight) oraz czujnik podczerwieni współpracujący z RGB i danymi głębi. W dokumentacji Microsoftu, która jakiś czas temu wyciekła do sieci, można znaleźć informacje o obniżeniu latencji o 30ms, co powinno przybliżyć czas reakcji na ekranie do wyników uzyskanych na joypadzie (poważniejszy problem stanowi latencja ludzkiego ciała). Kinect może też śledzić więcej szkieletów, lepiej radzi sobie z rozpoznawaniem użytkowników i, jak już wspominaliśmy, wynosi system rozpoznawania mowy na zupełnie nowy poziom. Czujnik niesie ze sobą nawet obietnicę analizy biometrycznej - najwyraźniej na podstawie delikatnych zmian odcienia skóry deweloperzy mogą odczytać tętno gracza.
„Trudno przewidzieć, jak nowy Kinect sprawdzi się w grach, ale w menu działa jak marzenie”
Zatem gdzie są gry? To ciekawe, ale w puli tytułów startowych nie znajdziemy popisowej aplikacji dla Kinecta. Brakuje tu megahitu, który pozwoliłby mu odzyskać twarz w oczach konsumentów, od których uzależniony jest sukces premiery tej konsoli - czyli zapalonych graczy. Nawet premiera Kinect Sports Rivals została przesunięta, a na rynek Xbox Live trafiło zaledwie jej demo w postaci etapu żywcem skopiowanego z Wave Racera. To raczej nie pozwoli nam rozstrzygnąć, jak bardzo usprawniono technologię czujnika ruchu - cechą charakterystyczną podskakiwania na falach jest to, że rośnie wtedy tolerancja latencji. Mieliśmy okazję oglądać imponujące dema, na których prezentowano nam szybkość działania Kinecta, ale w momencie premiery konsoli, na płaszczyźnie gier trudno znaleźć jakiekolwiek usprawiedliwienie dla tego kosztownego elementu wyposażenia. Biorąc pod uwagę nikłe wsparcie technologii w grach - nawet po stronie Microsoftu - głęboko zastanawiamy się, w jaki sposób gracz miałby wykorzystać Kinecta.
Oczywiście, zdaniem Microsoftu wykorzystanie ich czujnika ruchu nie ogranicza się wyłącznie do gier - urządzenie stanowi kluczowe narzędzie pozwalające zintegrować konsolę z salonem, i rzeczywiście nie można mu odmówić kilku fajnych funkcji. Integracja z komunikatorem Skype, gdy kamera śledzi ruchy gracza oddalając i przybliżając widok, rzeczywiście wypada imponująco, i niemal bezbłędnie radzi sobie z rozpoznawaniem użytkowników i żonglowaniem kilkoma loginami. Kontroler do Xbox One ma wbudowany emiter podczerwieni, co w połączeniu ze śledzeniem ruchów szkieletu pozwala na sparowanie joypada z użytkownikiem. Podobnie sprawy się mają z komendami głosowymi, które Kinect śledzi na podstawie pozycji, co oznacza, że jest w stanie powiązać poszczególne komendy z konkretnymi zalogowanymi użytkownikami.
Otrzymaliśmy dyskretny, dobrze działający system będący częścią Microsoftowej wizji domowego salonu, który niewiele jednak może zaoferować tradycyjnym użytkownikom Xboksa 360. To miło, że będziemy mogli skorzystać z tych wszystkich funkcjonalności, a przy projektowaniu urządzenia rozwiązano problemy trapiące jego poprzednika, ale to, co mieliśmy okazję zobaczyć, nie usprawiedliwia wysokiej ceny konsoli. Przynajmniej na razie.
„Dziwi brak gry, którą można by uznać za Kinectowy megahit. Kamera raczej nie może się poszczycić szacunkiem zapalonych graczy, a jedyną wysokobudżetową produkcją dostępną w dniu premiery będzie demo Kinect Sports Rivals”
Podsumowanie: czy tak wygląda przyszłość domowej rozrywki?
Nasze testy sprzętu kończymy przeważnie wydaniem werdyktu, ale prawdę powiedziawszy, zbyt mało czasu spędziliśmy jeszcze z konsolą Xbox One, by wysnuć wiążące wnioski - pomijając te, które znajdziecie powyżej. Przygotowując się do premiery urządzenia, Microsoft nieustannie aktualizuje funkcje konsoli i dostępne aplikacje - i mamy wrażenie, że szczególnie te ostatnie będą dopracowywane do ostatniej chwili. Chętnie poddalibyśmy testom ekwiwalent systemu „PlayGo” z PlayStation 4, ale w sklepie online Xbox One nie udało nam się nic takiego znaleźć.
Tymczasem, spędziwszy nieco czasu z nową konsolą Microsoftu i jej główną rywalką, stało się jasne, że każde z tych urządzeń opracowano z myślą o realizacji odmiennych celów. Sony udało się zmieścić wielką moc obliczeniową w małym, nierzucającym się w oczy, konsolowym opakowaniu, i chociaż PlayStation Camera nie dorasta Kinectowi do pięt, to jednak sprawdza się wystarczająco dobrze - i jako opcjonalny element wyposażenia nie winduje ceny konsoli.
Microsoft kierował się zupełnie inną wizją, spoglądając na rynek z dystansu i niekoniecznie koncentrując się na potrzebach i wymaganiach stawianych przez zapalonych graczy. Firma jest skłonna pójść na pewne ustępstwa pod względem mocy obliczeniowej, jeśli tylko zdoła zrewolucjonizować nasze salony - Microsoft wierzy, że gdy już posmakujemy nowości, nie będziemy chcieli wrócić do dawnych rozwiązań. To śmiałe założenie, ale problem polega na tym, że większość tych rewolucyjnych funkcji po prostu nie jest jeszcze dostępna. A różnica ceny względem PlayStation 4 mocno rzuca się w oczy.
Dostrzegamy tu fantastyczne rozwiązania, ale to ledwie zapowiedź potencjału konsoli. Fajne funkcje - jak wznowienie gry z trybu czuwania - nie działają jeszcze, jak należy, a największy atut medialnej twarzy konsoli, czyli jej pełna integracja z telewizją, będzie dostępny jedynie w Stanach Zjednoczonych. W końcu do nas dotrze, ale nie wiemy kiedy. Jeśli spojrzeć głębiej, pod woal wszystkich tych zgrabnych rozwiązań, ujrzymy również sprzęt do gier: o sprawdzonych możliwościach, ale sporo droższy od PlayStaton 4.