Skip to main content

Diluvion - Recenzja

Podwodna wyprawa.

Ciekawa tematyka i inspiracje twórczością Verne'a oraz Lovecrafta to za mało, gdy rozgrywka jest na dłuższą metę nieciekawa.

Na papierze Diluvion wygląda fantastycznie - perspektywa zwiedzania morskiego świata w steampunkowej łodzi podwodnej brzmi jak spełnienie marzeń, z których nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę. Niestety, ekscytująca wizja nie wytrzymuje kontaktu z rzeczywistością, a podmorska przygoda bardziej przypomina grę MMO niż opowieść z kart Verne'a.

Fabuła to kolejne spojrzenie na klimaty post-apokalipsy - gdy ziemia zamarzła, ludzkość schroniła się w odmętach oceanów, które przemierza w łodziach z drewna i metalu. Najcenniejszymi zasobami są tlen i żywność, a ocalali żyją w czym popadnie, od powieszonych pod lodową kopułą kapsuł, po wraki starożytnych okrętów czy zatopione miasta.

Na pierwszy rzut oka świat wydaje się bogaty i ciekawy, jednak twórcy nie poświęcili zbyt wiele czasu, by solidnie go zaprezentować. Informacje o frakcjach zamieszkujących trzy obszary, które przyjdzie nam przemierzyć, są szczątkowe, podobnie zresztą jak opisy zadań czy rozmowy z członkami załogi.

Najbardziej widać to wykonując zadania - zleceniodawcy każą nam popłynąć w jakieś miejsce, często nie dając żadnych wskazówek. Zamiast solidnego opisu dostajemy drogowskaz w postaci ławicy złotych rybek, prowadzących nas od jednego celu do drugiego. Większość misji to zabawa w zbieractwo - dziesięciu części silnika czy dwudziestu fragmentów kadłuba. To niezbyt angażujące.

Możemy przyglądać się pracującej załodze

W rezultacie jesteśmy przeciągani przez twórców przez trzy spore lokacje, które najpierw przeszukujemy na oślep w poszukiwaniu kluczowych miejsc i zasobów, a potem opuszczamy, po pokonaniu strzegącego danego obszaru bossa.

Patrząc na świat Diluvion trudno nie odnieść wrażenia, że globalny kataklizm i spadek temperatury nie tylko przepędził ludzi pod wodę, ale też wybił wszystko, co w niej wcześniej żyło. Owszem, miejsca ważne dla fabuły pełne są barwnych, interesujących elementów, jednak między tymi lokacjami przyjdzie nam przemierzać mdłą, zielonkawą przestrzeń, w której nie ma śladu życia, ani niczego, na czy można zawiesić oko.

Frustracja płynąca z oglądania tych nieciekawych fragmentów wielkiej podmorskiej podróży wzmagana jest przez tempo statku. Łódź zdaje się ledwie przemieszczać, gdy podróżujemy przez puste obszary, a brak czegokolwiek, co mogłoby zająć naszą uwagę sprawia, że najchętniej odeszłoby się od komputera na czas potrzebny na dopłynięcie do celu.

Oprawa to dwa elementy - trójwymiarowy podwodny świat i dwuwymiarowe wnętrza. Pastelowe kolory i ładne wykonanie nie są jednak w stanie odwrócić uwagi od faktu, że twórcy pokazują wciąż te same modele postaci i budynki. Eksploracja każdego okrętu czy struktury, sprowadza się do przejechania kursorem po ekranie w poszukiwaniu interaktywnych elementów i osób, które mogą mieć cokolwiek do powiedzenia, co zdarza się dość rzadko.

Walka to przede wszystkim raczej monotonne strzelanie

Sytuację ratuje nieco naprawdę dobry soundtrack, ilustrujący grę w sposób nieosiągalny dla graficznej strony Diluvion, nawet w najlepszych, najbarwniejszych momentach. Muzyka sprawia, że podwodny świat wydaje się niemal żywy podczas eksploracji i tworzy doskonałe tło dla potyczek z piratami i maruderami.

Mechaniczna strona rozgrywki została potraktowana mocno po macoszemu. W miarę rozbudowy i ulepszania łodzi podwodnej możemy rekrutować coraz więcej załogi i montować lepsze uzbrojenie, jednak zmiany płynące z przydzielenia dodatkowych marynarzy do sonaru czy przedziału torpedowego sprowadzają się do podniesienia wydajności o dziesięć czy dwadzieścia procent, co bardzo trudno zauważyć podczas gry.

Jeśli dopilnujemy, by nasza załoga miała zapas żywności i amunicji do dział pokładowych, możemy się nią zupełnie nie przejmować. Podobnie prezentuje się ekonomiczna strona gry - przeszukując opuszczone posterunki badawcze i wraki zbieramy skarby, z których większość to złom na sprzedaż. Zdobycze szybko sprzedajemy, nawet nie przejmując się cenami - zazwyczaj wszędzie są podobne.

Spore znaczenie odgrywa walka - starcia z innymi jednostkami i wielkimi bossami to główne zajęcie podczas przemierzania oceanu. Pojedynki ze zwykłymi łodziami podwodnymi sprowadzają się często do próby wymanewrowania przeciwnika tak, by nie mógł strzelać, jednocześnie okładając go z dział pokładowych.

Podwodny świat to często zielona pustka

Mimo problemów ze sterowaniem i faktu, podwodne batalie sprawiają trochę frajdy - szczególnie, gdy widzimy jak nasza torpeda wchodzi w kontakt z wrogim kadłubem. Przyjemność ta jest jednak krótkotrwała, bowiem rakiety są towarem mocno deficytowym, a walki z piratami wyglądają ciągle tak samo, niezależnie od gabarytów wrogich maszyn.

Nieco inaczej wyglądają walki z bossami, gdyż wymagają ostrożnego manewrowania i konsekwentnego eliminowana konkretnych wrażliwych punktów na „ciele” wroga. Pierwszy przeciwnik, krab z okrętem Yamato na grzbiecie, który pruje do nas z pokładowych dział i wyrzutni torped, wygląda naprawdę imponująco i stanowi niemałe wyzwanie. Szkoda tylko, że jego pojawienie się nie ma zupełnie sensu z punktu widzenia fabuły.

Diluvion to tytuł, który w teorii powinien zachwycać. Niestety poziom realizacji nie dorównuje fantastycznemu pomysłowi. Doskonała ścieżka dźwiękowa i kilka ciekawych momentów tonie wśród długich godzin przemierzania nijakich oceanów w pogoni za nudnymi, zbierackimi zadaniami.

Zobacz także