Dishonored - Recenzja
Pełna wyzwań przygoda w mrocznym, steampunkowym świecie.
Dishonored jest świetnym połączeniem gry akcji oraz skradanki, scalającym najlepsze elementy BioShocka, Thiefa i Deus Ex. Kilkunastogodzinna kampania zapewnia wciągającą zabawę, dużą dozę wolności oraz fantastycznie wykreowany świat, inspirowany najlepszymi, steampunkowymi powieściami science-fiction.
Gdyby spróbować opisać Dishonored przy pomocy jednego słowa, to byłoby to słowo: swoboda. Od samego początku czuć niczym nieskrępowaną wolność w dążeniu do realizacji celów. Możemy przebić się przez frontową bramę, znaleźć alternatywne przejście albo… zamienić się w mysz i przebrnąć niezauważenie między strażnikami. Nie ma żadnego prowadzenia za rączkę, ani jedynego słusznego rozwiązania. Poczucie wolności sprawia, że cały czas chce się testować nowe możliwości, a zabawa nie staje się monotonna.
Gra nie narzuca też sposobu prowadzenia walki. Duża liczba broni i umiejętności specjalnych tworzy zabójczą mieszankę. W Dishonored można grać jak w typową skradankę, czając się w cieniu, przemykając między strażnikami, a w ostateczności zakradając się do nich od tyłu i pozbawiając przytomności. W każdej chwili możemy też stanąć do otwartego pojedynku z wykorzystaniem miecza lub broni dystansowych i dokonać krwawej rzezi. Najlepsze jest to, że obydwa typy gry są dopracowane i połączone niezwykle naturalnie, przez co skryte działanie zapewnia tyle samo frajdy, co starcie twarzą w twarz z całym oddziałem wrogów.
Na wyższych poziomach trudności bezpośrednie starcia, zwłaszcza z przeważającymi siłami przeciwników, stanowią spore wyzwanie. Wszelkie błędy są bezlitośnie wykorzystywane przez rywali, którzy mogą zabić bohatera kilkoma celnymi pchnięciami lub strzałami. Warto też zaznaczyć, że im więcej osób będziemy zabijać, tym więcej przeszkód (np. wartowników lub skupisk zabójczych szczurów) pojawi się w kolejnych etapach.
„Gdyby spróbować opisać Dishonored przy pomocy jednego słowa, to byłoby to słowo: swoboda.”
Interesująco wypada kreacja głównego bohatera o imieniu Corvo. Początkowo jest agentem specjalnym wypełniającym tajne zadania dla Jessamine Kaldwin, cesarzowej wyspy Gristol. W wyniku intrygi dochodzi do zabójstwa przywódczyni i porwania jej córki Emily. Głównym podejrzanym o morderstwo staje się Corvo, który otrzymuje status zhańbionego (tytułowe "dishonored"). Bohaterowi nie pozostaje nic innego, jak rozpocząć walkę o swoje dobre imię i uratowanie dziewczynki mającej w przyszłości objąć tron.
Corvo jest typem niemego bohatera, który w trakcie gry tylko słucha wypowiedzi innych postaci. Pomimo tego od razu można poczuć do niego sympatię. Trudno powiedzieć, czy wynika to z jego beznadziejnej sytuacji, sposobu, w jaki rozmawiają z nim napotkane osoby czy też z powodu otaczającej go tajemnicy. Być może składają się na to wszystkie powyższe elementy. Nie zmienia to jednak faktu, że postać Corvo zapada w pamięć na długo po zakończeniu zabawy.
Jeszcze większe wrażenie wywołuje świat gry. Kiedy po raz pierwszy wchodzimy do miasta, w którym zabójcze żniwo zbiera plaga, a na ulicach roi się od ciał i szczurów, to przed oczami stają fragmenty powieści "Dżuma" Alberta Camusa. Wykończeni fizycznie i psychicznie chorzy, ciała zmarłych wyrzucane w workach do wody lub na wysypisko, wreszcie tonące w śmieciach uliczki - uczucie wszechobecnego cierpienia jest w Dishonored przerażające, i przygnębiające.
Z drugiej strony nie brakuje miejsc wesołych, w których bogaci bawią się w najlepsze, zagłuszając jęki umierającego ludu. Obydwa światy - zamożnych i ubogich - przedstawiono w XIX-wiecznej stylistyce, inspirowanej steampunkiem. Finalny efekt jest rewelacyjny. Maszyny rodem z science fiction oraz żołnierskie mundury, przywodzące na myśl czasy napoleońskie, od samego początku sprawiają wrażenie idealnego połączenia.
Podobnie jest z wyglądem lokacji, czego najlepszym przykładem jest część bazy rojalistów, umiejscowiona na stacji kolejowej. Kanapy żywcem przeniesione z Orient Expressu stoją tam pod lampami z londyńskich ulic z epoki Kuby Rozpruwacza, podczas gdy w okolicznym barze znajdują się nalewaki do piwa w postaci metalowych rur. Szczegółowość wykonania świata jest ogromna, a zainteresowani mogą dodatkowo poszerzyć wiedzę przez słuchanie audio logów oraz czytanie niezliczonych książek. Autorzy przerobili nawet tekst słynnej, humorystycznej szanty "Drunken Sailor" na dość makabryczną wersję.
„Obydwa światy - zamożnych i ubogich - przedstawiono w XIX-wiecznej stylistyce, inspirowanej steampunkiem. Finalny efekt jest rewelacyjny.”
Dishonored nie uniknął kilku wad, które momentami stają się irytujące. Chodzi przede wszystkim o sztuczną inteligencję przeciwników. Wartownicy na ogół reagują poprawnie i gdy zobaczą nieprzytomnego lub zabitego kolegę podnoszą alarm i wzywają posiłki. Kilkakrotnie zdarzyło się jednak, że przeszli obojętnie obok kompana leżącego w kałuży krwi. Komicznie wyglądają też zaczepieni jedną stopą o barierkę wrogowie, których chcieliśmy wyrzucić do wody.
Arkane Studios stworzyło świetną grę, która wciąga od samego początku. Przygody Corvo przeżywa się z zapartym tchem, a świat i ogromna swoboda działania sprawiają, że do tytułu po prostu chce się wracać.