Skip to main content

Disney+ i HBO Max to królowie streamingu. Netflix pod ostrzałem konkurencji

Do wyboru, do koloru.

W ostatnim półroczu na polskim rynku pojawiły się dwie duże platformy streamingowe - Disney+ i HBO Max. Obie udowadniają, że Netflix ma spory problem i w obecnej formie trudno mu rywalizować z młodszymi kuzynami.

Oczywiście musimy pamiętać, że Netflix ma spore zasługi dla rynku VOD i tych mu nikt nie odbierze. Serwis kierowany przez Reeda Hastingsa zrewolucjonizował rynek, a także sposób, w jaki oglądamy filmy i seriale. W końcu nie jesteśmy już skazani na dyktat telewizji linearnej i możemy konsumować treści, kiedy chcemy, bardzo często zaliczając cały sezon danej produkcji w jeden lub dwa dni.

Platforma zasłynęła również świetnymi projektami. Do dziś zapewne wielu widzów z rozrzewnieniem wspomina „House of Cards”. A przecież były też „Dark”, „Daredevil”, czy - największy hit usługi i wciąż rozwijany - „Stranger Things”.

Przy Netflixie w zasadzie trzyma mnie jeszcze tylko Stranger Things...

Mam jednak nieodparte wrażenie, że złote czasy Netflixa minęły. Od pewnego czasu serwis zdaje się stać w miejscu, stając się coraz mniej atrakcyjnym dla konsumenta. Dobrze to pokazały Disney+ i HBO Max, które co prawda robią to samo, co starszy odpowiednik, ale w znacznie lepszej formule. No i przede wszystkim - za mniejsze pieniądze od użytkownika.

Dobrym przykładem jest platforma spod znaku Myszki Miki. Biblioteka obejmuje setki produkcji Disneya, Pixara i Foxa - nie tylko nowości, ale również klasyków. Pierwsze kilka godzin od założenia konta w usłudze spędziłem na przeglądaniu zawartości z otwartą buzią. Czego tu nie mamy: kultowe kreskówki pokroju Spider-Mana z lat 90., „Gumisiów”, „Timona i Pumby”, „Kaczych opowieści”, wszystkie sezony „Simpsonów”, seriale „24 godziny”, „Zagubieni”, „Gotowe na wszystko”, „Z Archiwum X”… można by wymieniać długo.

Dzięki Disney+, nareszcie mogę legalnie obejrzeć Spider-Mana z lat 90.

A do tego „Obcy”, „Predator”, Marvel i „Gwiezdne Wojny” na czele z animowanymi „Wojnami Klonów”. Jest tego mnóstwo, a dużo pozycji nigdy nie było legalnie dostępnych w streamingu. To duży atut, co potwierdzają wpisy i komentarze internautów w mediach społecznościowych - nie brakuje zaskoczonych osób, które z nostalgią sprawdzają starsze tytuły, cofając się do czasów dzieciństwa. Zresztą sam - chociaż rzadko konsumuję dane treści kilka razy - z łezką w oku odpaliłem wspomnianego Spider-Mana, czy „Gumisie”. I nie wykluczam, że je obejrzę!

Równie dobrze prezentuje się HBO Max. W Polsce platforma zastąpiła dotychczasowe HBO GO, więc nie do końca jest nowością. Upgrade wyszedł jednak na dobre - serwis w poprzedniej formie już wyróżniał się produkcjami, które śmiało można określić mianem klasy premium. Wymienić można chociażby „Grę o tron”, „Westworld”, „Gomorrę”, „Sukcesję” i wiele innych.

Teraz dołożono do tego kinowe hity Warnera, pojawiające się w około 45 dni od premiery na dużym ekranie. Dzięki temu dość szybko mogłem obejrzeć nowego „Batmana”, a od jakiegoś czasu w kolejce czeka na mnie „Fantastyczne zwierzęta: Tajemnice Dumbledore’a”. Gwoli sprawiedliwości muszę zaznaczyć, że na Disney+ filmy też pojawiają się w dość krótkim odstępie od debiutu, choć w tym przypadku nie ma sztywno określonego okresu.

HBO Max pozwoliło mi szybko obejrzeć nowego Batmana

Pod względem treści obie platformy mają dużą przewagę nad konkurencją, ale to nie jedyny aspekt, w którym górują. Disney+ i HBO Max kosztują razem tyle, ile najdroższy abonament Netflixa, oferując za mniej pieniędzy identyczne opcje, czyli możliwość oglądania produkcji na kilku urządzeniach jednocześnie, także w 4K.

Nic więc dziwnego, że coraz częściej zastanawiam się nad rezygnacją z Netflixa. Starsze i uznane seriale się kończą, nowe są coraz gorsze i trudno w całym zalewie znaleźć perełkę. A jeśli dołożymy do tego dziwne ruchy serwisu i kombinacje z dodatkowymi opłatami za dzielenie się kontami… rysuje się dość nieciekawy obraz. Tak naprawdę przy usłudze trzymają mnie jeszcze nieukończone pozycje pokroju „Stranger Things” czy „The Umbrella Academy”.

Innymi słowy, Disney+ i HBO Max obecnie królują na rynku streamingu. A obie platformy może uzupełnić Amazon Prime, który w Polsce kosztuje grosze (49 zł za rok), zawierając treści dla fanów sci-fi i fantasy - na przykład wkrótce w katalogu pojawi się serial w świecie „Władcy Pierścieni”. Netflix ma więc spory problem i ciekawe, jaka będzie odpowiedź na wreszcie mocną konkurencję.

Zobacz także