Dlaczego warto zagrać w Three Kingdoms? Total War nadchodzi
Chiński powiew świeżości.
Seria Total War pozostaje w realiach historycznych, choć jednocześnie znacząco oddala się od średniowiecznej Brytanii z poprzedniej - skupionej na mniejszym obszarze - odsłony. Three Kingdoms po raz pierwszy w historii cyklu zabiera bowiem graczy do cesarstwa Chin z początków pierwszego tysiąclecia. Nie da się ukryć, że taka zmiana teatru wojennego zmusza do nauki.
Nowa część oferuje sporo nowych elementów, które może nie wprowadzają wielkiej rewolucji, ale z pewnością zapewniają przyjemny powiew świeżości.
Total War zawsze potrzebuje jakiejś formy urozmaicenia, skoro za każdym razem w jednej grze spędza się co najmniej kilkadziesiąt godzin - a Three Kingdoms pozwala wrócić do znajomej rozgrywki, ale lekko zmienionej oraz prezentującej jeden z ciekawszych okresów historycznych, po który kiedykolwiek sięgnęli deweloperzy.
Creative Assembly postanowiło wykorzystać Epokę Trzech Królestw, czyli jedną z najbardziej burzliwych w historii Chin. Wszystko zaczęło się od rebelii zwanej dziś Buntem Żółtych Turbanów. Doprowadziła ona do upadku skorumpowanej dynastii Han, która próbowała co prawda wrócić do władzy, lecz bezskutecznie. W wyniku rywalizacji o wpływy powstały trzy potężne królestwa, które toczyły ze sobą wojny przez kilkadziesiąt lat. Trudno się dziwić, że twórcy sięgnęli właśnie po ten etap chińskiej historii.
Kampanię rozpoczynamy zaraz po odsunięciu dotychczasowego cesarza od władzy. Wcielić możemy się nie tylko w najpotężniejszych watażków i pretendentów do tronu, ale też w przywódców frakcji wygnanych, zepchniętych na boczny tor, czy też nawet pokierować Żółtymi Turbanami. Rozgrywka tymi pobocznymi dynastiami - pokonanymi naprawdę przez trzy główne królestwa - jest o tyle interesująca, że trudniejsza. Fani rozpoczynania w nieciekawej sytuacji politycznej znajdą tu więc coś dla siebie.
„Bitwy nie przestają nudzić. Dlatego właśnie warto sięgnąć po Total War: Three Kingdoms”.
Wybieranie władcy, a nie nacji na początku gry, to nowość sama w sobie. Nie zmienia wiele, ale podkreśla znaczenie przywódców - to bohaterowie i naprawdę potężne jednostki. Przynajmniej w domyślnym trybie kampanii, który nawiązuje nieco do powieści chińskiej pt. „Opowieści o Trzech Królestwach”, mocno naciągającej dokonania na polach bitew generałów takich jak Liu Bei. Główni herosi są więc w stanie rozgromić oddział piechoty w pojedynkę, choć nie są aż tak mocarni, jak najpotężniejsze osobistości z Total War: Warhammer. Nie mamy tu w końcu magii.
Bohaterowie rozwijają się jednak, mogą zdobywać przedmioty, talenty i broń, która musi być jak najlepsza - w końcu nigdy nie wiadomo, kiedy wróg podczas jakiejś bitwy wyzwie nas na pojedynek. W przypadku takiego zdarzenia obserwujemy świetnie wyreżyserowane starcie z animacjami rodem z filmów kung-fu. Dzięki pojedynkom przywódcy zyskują wyraźniejszy charakter i są w mniejszym stopniu nijakimi figurkami, o które tak naprawdę szczególnie nie dbamy.
Warto tu podkreślić, że jeśli ktoś preferuje czystą historię, niezmąconą romantycznymi, przesadzonymi wizerunkami bohaterów, może wybrać drugi tryb kampanii, w którym ich możliwości są już bardziej realistyczne. Pojedynki są jednak na tyle ciekawym dodatkiem, że warto choć raz dać szansę domyślnej formie gry.
Nowością w Three Kingdoms są też relacje między postaciami - i nie chodzi tu o dyplomatyczne przyjaźnie, ale o faktyczne stosunki między różnymi dowódcami, bohaterami i generałami. Tworzą się między nimi różne więzi, a w zależności od cech i charakterów niektórzy mogą darzyć się dużą niechęcią już od pierwszego spotkania.
Trzeba więc dbać o to, by - przykładowo - generałowe w ramach jednej armii byli nastawieni do siebie przyjaźnie. Częste interakcje nieprzepadających za sobą nawzajem postaci mogą nawet doprowadzić do odejścia jednej z nich. Z kolei dobre stosunki zwiększają ogólny poziom satysfakcji dowódców i dworzan, ponieważ żyją w harmonii ze swoimi współpracownikami.
Dyplomacja także doczekała się modyfikacji i nowych aspektów. Teraz umowy z innymi przywódcami są dokładniejsze, bo widzimy konkretnie, jak silne są argumenty obu stron - jest to po prostu obrazowane wartością liczbową, która musi przewyższyć zero, by władcy się dogadali. Jeśli liczba jest ujemna, trzeba zadbać o atrakcyjniejszą ofertę - choćby dorzucając trochę złota lub cenne przedmioty.
Opcji dostępnych w panelu dyplomacji jest mnóstwo, choć na początku nie mamy dostępu do wszystkich. W końcu zaczynamy tylko jako szlachcic, a dopiero później awansujemy do rangi markiza, księcia i króla. Są tu propozycje związane z małżeństwami, umowy handlowe, system wasalstwa, a także opcje formowania i przystępowania do koalicji i sojuszy militarnych.
Twórcy rozwinęli też element ekspansji terytorialnej - teraz naprawdę duże znaczenie ma fakt, jaką część prowincji podbijamy. Samo miasto nie będzie zbyt dobrze funkcjonować bez wspomagających go farm czy portu. Wszystko to ma sprawić, żebyśmy więcej zastanawiali się nad celami naszych podbojów, a nie tylko zwracali uwagę na to, jaki wróg akurat znajduje się najbliżej.
Fani szpiegostwa również powinni być zadowoleni, ponieważ ten aspekt gry odmieniono w wielkim stopniu. Teraz szpieg musi naprawdę się napracować - wysyłamy go do danej frakcji nawet kilkukrotnie, zanim z powodzeniem uda mu się zdobyć wpływy i wejść do szeregów wrogiej siatki przywódców. Na tyle głęboko, że może nawet zostać mianowany jednym z generałów i dowódcą. Daje to nam oczywiście dostęp do cennych informacji. To z pewnością jedna z ciekawszych nowości.
Na koniec - w Three Kingdoms warto zagrać przede wszystkim dla bitew. Te naprawdę nie przestają nudzić - urozmaicenie w postaci bohaterów oraz powrót wielu formacji (choć trzeba je tak naprawdę odblokować, ponieważ związane są z doradcami czy przedmiotami) sprawiają, że nawet pięćdziesiąta bitwa z rzędu sprawia frajdę. Z obowiązkowym przybliżaniem kamery na jednostki i przyglądaniem się szarży w zwolnionym tempie, rzecz jasna!
Total War: Three Kingdoms debiutuje już 23 maja. Na koniec zachęcamy także do lektury naszej oceny gry - Total War: Three Kingdoms - Recenzja.