DmC Devil May Cry: Upadek Vergila DLC - Recenzja
DLC do DmC.
Stworzenie wartościowego rozszerzenia kampanii dla jednego gracza jest nie lada wyzwaniem nawet dla najlepszych studiów deweloperskich. Upadek Vergila, dodatek do Devil May Cry otwierał szansę, by zagrać na nosie tej niechlubnej tradycji. Kontynuacja opowieści, nowe miejsca do zwiedzenia, postać z odmiennym stylem walki - wszystko zapowiadało się ponadprzeciętnie. Udało się tylko częściowo.
Przygodę rozpoczynamy tuż po zakończeniu kampanii Dantego - obserwujemy kontynuację wydarzeń, ale z perspektywy Vergila. Bohater jest osłabiony, uwięziony w innym wymiarze i musi odzyskać moce. Przypomnijmy, że twórcy pod koniec DmC zostawili sobie otwartą furtkę. W omawianym dodatku fabuła nie jest znacząco rozwinięta, ale to, co można było dopowiedzieć, zostało dopowiedziane. Jeśli jednak ominiemy DLC, a powstanie kolejna odsłona Devil May Cry, z pewnością niewiele ważnych wątków nas ominie.
Vergil jest postacią zagadkową i poznanie jej ciut bliżej to ciekawe doświadczenie. Gorzej, że spójność i logika wydarzeń pozostawia trochę do życzenia. Powracają niektóre znane osobistości, choć kompletnie bez sensu i tylko na chwilę. Czasami jedno nie wynika z drugiego.
Niedociągnięcia w warstwie fabularnej nie są aż tak rażące. Największym problemem jest to, co miało stanowić o sile dodatku - nowe poziomy. Lokacje składają się z kolejnych zawieszonych w nicości platform. Gdzie się podziały pomysłowe projekty poziomów, które były jednym z najmocniejszych punktów DmC? „Sześć nowych misji” to również pewna przesada. Jedna misja stanowi tylko walkę z bossem, a ostatnia jest kalką pierwszej.
„Vergil jest postacią zagadkową i poznanie jej ciut bliżej to ciekawe doświadczenie.”
Rozgrywka nadal skupia się na siekaniu demonów. Na szczęście system walki nieustannie błyszczy, a Vergilem gra się zupełnie inaczej niż Dantem. Jest słabszy, ale znacznie, znacznie szybszy. Posiada zdolność teleportacji, dzięki czemu walka przypomina starcie non stop przenoszących się z prędkością światła wojowników z Dragonballa. Mogłoby się wydawać, że trudno będzie ten system okiełznać i na ekranie zapanuje chaos, ale - o dziwo - tak nie jest.
Podstawową bronią jest miecz Yamato, który pozwala wykonywać także cięcia na odległość oraz strzelać niebieskimi pociskami, niczym z pistoletu. Charakterystyczne są także umiejętności zużywające moc paska Diabelskiego Zawieszenia, choć transformowania się nie uświadczymy. Wezwiemy jednak na pomoc klona, który naśladuje nasze ruchy czy włączymy ochronę z szalejących wirtualnych mieczów. Szkoda tylko, że na samym początku mamy jedynie trzy zdolności na krzyż. Zanim nie wykupimy lepszych, bardziej wytrzymałych wrogów trzeba ciąć kwadrans, zanim uparciuchy zdecydują w końcu się opuścić ten świat.
Yamato jest nie tylko podstawową bronią, ale... jedyną. Vergil posiada moc anielską i diabelską, ale w praktyce raz tnie mieczem szybko, ale lekko, a raz powoli, ale jak już przygrzmoci, to nie ma co zbierać. Szkoda, że nie pokuszono się o zmiany wyglądu miecza czy chociaż różnego koloru aury.
Na klapsy czeka głównie kadra dobrze znanych demonów. Jest kilka „nowości”. Poza jedną zjawą, która lubi stawać się okresowo niewidzialna, to niczym nie wyróżniające się plugastwo, a zabicie ich nie wymaga żadnych unikalnych technik. Zjawę zaś trzeba najpierw przyciągnąć do siebie i dopiero potem ciąć, więc też nie jest to przesadnie skomplikowane.
Przedarcie się przez całość zajmuje około trzech godzin, co jest wynikiem przyzwoitym w odniesieniu do ceny (ok. 30 zł), tym bardziej że DmC zawsze tworzone jest z myślą o przechodzeniu gry na wielu poziomach trudności.
Zupełnie niezrozumiałe jest to, dlaczego Vergila nie możemy użyć jako postaci w trybie Krwawy Pałac, w którym do pokonania mamy sto kolejnych aren z coraz silniejszymi wrogami. Absolutnie fantastyczna byłaby możliwość rozegrania nowym bohaterem podstawowej kampanii - na pierwszy rzut okiem nie widać żadnych przeciwwskazań, ale niestety takiej możliwości nie ma.
Vergilem walczy się naprawdę przyjemnie. Gdyby tylko przygotowano ciekawsze poziomy, włożono trochę więcej pracy w powiązanie w logiczną całość fabuły oraz bardziej przyłożono się do innych pomniejszych aspektów, powstałby bardzo rzetelny, świetny dodatek do DmC Devil May Cry. Tymczasem trudno nie odnieść wrażenia, że rozszerzenie powstało po prostu bez wiary, że jego zawartość może być bardzo interesująca.