Dodatek The Following to pomysłowa ewolucja Dying Light
Wrażenia z pokazu gry.
Ponad godzina spędzona z rozszerzeniem do Dying Light utwierdza w przekonaniu, że Techland to kolejne polskie studio, obok twórców Wiedźmina, które chce oferować graczom dodatki w starym, dobrym stylu.
Chodzi o rozszerzenia duże i znaczące. Takie, które wystarczająco różnią się od podstawowej gry i oferują wiele nowości - a The Following, gdyby oferowało trochę więcej zmian i zawartości, mogłoby nawet ujść za pełnoprawną kontynuację.
Odwiedzamy zupełnie inną lokację, czyli wiejskie tereny poza granicami Harran. Już sam ten fakt ma spory wpływ na mocne poczucie obcowania z czymś świeżym. Nie spacerujemy po znajomym mieście, zwiedzamy nieznaną krainę.
- Uznaliśmy, że chcemy zrobić duże, klasyczne rozszerzenie, tak jak to bywało dawniej - podkreślił producent Tymon Smektała podczas rozmowy we wrocławskiej siedzibie Techlandu. - Chcieliśmy zaproponować coś innego; coś, co będzie bogatym dodatkiem, a nie tylko kilkoma nowymi misjami w starej lokacji.
Takie podejście i odczuwalna zmiana otoczenia pozwoliło wprowadzić najważniejszą chyba nowość w The Following - pojazdy. Pierwszy wóz zdobywamy w trakcie jednej z początkowych misji.
Model jazdy jest świetny. Szalone rajdy po polnych drogach - czy nawet ignorowanie wytyczonych tras i pędzenie na przełaj - to przyjemne doświadczenie. Ten aspekt rozgrywki przywodzi na myśl gry typu Insane z 2001 roku. Wjeżdżanie w zombie przy maksymalnej prędkości tylko zwiększa poziom frajdy.
Ulepszony wóz wyposażymy nawet w miotacz ognia, światła ultrafioletowe i pułapkę rażącą prądem. Zmienimy też wygląd, nie tylko zewnętrzny - miłośnicy zbieractwa zajmą się zapewne kolekcjonowaniem wielu dostępnych maskotek i zawieszek, które można zamontować w aucie.
Wraz z postępami w grze rozwijać będziemy nie tylko kolejne zdolności Crane'a, który powraca w roli głównego bohatera, ale też talenty związane z autem. Zdobędziemy także coraz lepsze podzespoły, a podczas przejażdżek będziemy też dbać o regularne naprawy i uzupełnianie paliwa.
Z pojazdami związane są też różne wyzwania, w tym choćby takie, jak rywalizacja lub współpraca dwóch kierowców. Przykładem może być wyścig po bezdrożach, podczas którego zabijanie zombie autem pozwala zyskać cenne, dodatkowe sekundy.
- To cały czas Dying Light, ale odmieniony - podkreślił producent. - Jeżeli jestem fanem jakiejś serii, to chcę, żeby twórcy mnie zaskakiwali, a nie za każdym razem oferowali to samo.
Obecność auta i zupełnie nowe tereny do eksploracji to element, który zdecydowanie przeciwdziała wrażeniu obcowania z czymś, co już dobrze poznaliśmy. Z drugiej strony, kiedy wysiadamy z pojazdu, by zająć się walką, powracają miłe wspomnienia z oryginalnego Dying Light.
Starcia przebiegają tak, jak na ulicach Harran. Mamy przy sobie kilka rodzajów broni, najczęściej używamy kijów, maczet, toporków i innych ostrych narzędzi. Karabiny i pistolety pojawiają się rzadziej, a amunicji nie ma zbyt wiele, aczkolwiek broń palna wpada w ręce bohatera szybciej niż w podstawowej grze.
Cieszy całkiem wysoki poziom trudności, z pewnością zwiększa satysfakcję z udanych akcji i starć z grupami bandytów. Przeciwnicy potrafią mocno dać się we znaki, dlatego nie można po prostu wesoło wbiec w tłum wrogów z nadzieją, że „jakoś to będzie”.
Warto pozostawać w ruchu, wykorzystywać materiały wybuchowe oraz gadżety, i eliminować w pierwszej kolejności zbirów z karabinami, którzy stanowią największe zagrożenie. Spodobało mi się też ograniczenie czasowe w jednym z zadań, które zmuszało do bezbłędnego rajdu nocą przez pola pełne mutantów. Parę razy nie udało się osiągnąć celu, ale kolejne podejścia skutkowały większym zadowoleniem z doskonalenia własnych umiejętności.
The Following to także nowa historia. Techland podchodzi do tego elementu nieco inaczej. Opowieść będzie mniej przyziemna, bardziej tajemnicza - pojawią się wątki związane z pewnym kultem, a Crane będzie musiał zdobyć zaufanie wyznawców niejakiej Matki.
Od początku można też zauważyć, że narracja jest lepiej prowadzona. Wszystko, co robimy pomaga zdobyć zaufanie mieszkańców okolic Harran. Naszym działaniom zawsze ma towarzyszyć poczucie, że trzymamy się blisko fabuły.
- Zmieniła się trochę struktura. Teraz wszystko, co robisz, jest w jakiś sposób związane z główną linią fabularną - zaznaczył scenarzysta Kamil Krupiński.
Nawet zadania poboczne nie mają rozpraszać graczy i odwracać ich uwagi od najważniejszego wątku. To cieszy, bo w podstawowej wersji Dying Light łatwo było zapomnieć o historii.
Co ważne, deweloperzy chcieliby w przyszłości udostępnić dodatkowe narzędzia dla twórców modyfikacji - tak, by można było wykorzystać elementy z The Following, w tym pojazdy.
- Nie zdziwimy się, jeśli szybko pojawią się mapy inspirowane Trackmanią czy też remake pierwszego levelu z Carmageddon - stwierdził Smektała. - Jeżeli ktoś mocno siedzi w temacie moddingu, to nasze narzędzia są w stanie zaoferować mu tyle możliwości, że z pewnością mocno nas zaskoczy.
The Following sprawia świetne pierwsze wrażenie. Wygląda na to, że wszyscy będą mieć dobry powód, by wrócić do Dying Light. Może się nawet okazać, że dostępne nowości - inna lokacja i pojazdy - przekonają do gry tych odbiorców, którzy nie zainteresowali się do tej pory dziełem Techlandu.
Dodatek trafi do sprzedaży 9 lutego na PC i konsole.