Skip to main content

Doom - Recenzja

Do piekła i z powrotem.

W dobie rozbudowanych i realistycznych shooterów, Doom jest ciekawą alternatywą. To dynamiczna i krwawa jazda bez trzymanki.

Najnowsza cześć serii Doom z powodzeniem wskrzesza ducha klasycznej strzelanki. Choć stworzona dla współczesnego gracza, nie traci siły przyciągania i świetnego klimatu. Pozytywny odbiór psuje tylko tryb dla wielu graczy, o którym lepiej zapomnieć.

Przyszłość. Rozwój technologii doprowadził do eksperymentów międzywymiarowych. Jeden z nich przywiódł ludzkość do bram piekielnych. Artefakty pozyskane w diabelskim wymiarze stały się kolejnym motorem postępu. Igranie z demonami szybko wymknęło się spod kontroli, co zaowocowało zniszczeniem placówki badawczej na Marsie. Wrota między dwoma światami zostały otwarte, a naszym zadaniem jest je z hukiem zamknąć.

Mimo drobnej zmiany fabuły, mamy do czynienia z odtworzeniem historii z oryginału z 1993 roku. Sednem jest oczywiście rozgrywka. Przemierzamy zakrwawione korytarze, po drodze strzelając do wszystkiego, co się rusza.

Doom jest klasyczną produkcją z krwi i kości. Odrzuca znane z wielu nowoczesnych strzelanek mechaniki odnawiania życia, odbijania się od ścian, ograniczeń w liczbie noszonych broni i innych tego typu rozwiązań. Bohater dzierży cały marsjański arsenał, podnosi apteczki i pancerze z podłogi, a zamiast chować się przed wrogiem, biegnie z piłą mechaniczną w dłoniach wprost na niego.


Zobacz: Doom - Poradnik, Solucja


Dwudziestoletni styl nie oznacza jednak banalności rozgrywki. Doom jest wymagającą grą. Wymusza szybkie tempo reakcji i pozostawanie w biegu. Reguła jest jedna: nie ruszasz się - nie żyjesz.

Zobacz na YouTube

Zabawa jest świetna. Szybkie tempo walki, siejące zniszczenie giwery i przesadnie brutalne animacje dobijania wrogów skutecznie przyspieszają tętno i motywują do dalszej gry. Ciężka, pasująca do klimatu muzyka potęguje chęć niszczenia coraz to większych i trudniejszych zastępów piekielnych. Czysta, bezrefleksyjna przyjemność.

Każda broń posiada dwie modyfikacje - to granatnik do strzelby, możliwość strzelania seriami, albo na przykład celownik optyczny. Te dodatki rozwiniemy dalej dzięki punktom zdobytym w trakcie walki. Możemy również ulepszać pancerz czy wytrzymałość dzięki zbieranym po drodze przedmiotom. Wszystko to pomaga w walce, nie sprawiając jednak, że pod koniec gry czujemy się niezniszczalni - raczej mniej śmiertelni.

Na pochwałę zasługuje liczba przeciwników. Renowacji doczekały się wszystkie znane z oryginału bestie, od impów, cacodemonów i latających czaszek, po cyberdemony, mancubusy i niewidzialne pinky demony, których ryk wywołuje odruch zmiany broni na BFG.

Doom Marine przemierza na zmianę wymiary ludzkie i diabelskie, po drodze przystając na chwilę, by stoczyć bój z jakimś bossem. Ci twardzi oponenci to ciekawe urozmaicenie i gotujące krew wyzwanie.

Sauron...?

Etapy są rozbudowane i pełne sekretnych przejść, skarbów i nawiązań do historii serii. Co chwilę trafiamy na miejsca, które po wejściu zostają odgrodzone z racji „zbyt dużego natężenia istot demonicznych”. Wówczas przystępujemy do eksterminacji piekielnych przeciwników.

Areny tego typu są wielopoziomowe, przez co mamy większą wolność w dokonywaniu strategicznych manewrów. Często też w trudno dostępnym punkcie możemy natrafić na artefakt aktywujący fazę szału bitewnego, zwiększającego nasze obrażenia do tego stopnia, że rozrywamy pobliskich oponentów gołymi rękami.

Z krwiożerczego rytmu wybija nas kilkakrotnie element zręcznościowy, gdy raz po raz zmuszeni jesteśmy do skakania po platformach, by dotrzeć do dalszego etapu. Możemy też dobrowolnie „odsapnąć”, gdy znajdziemy specjalne punkty aktywujące wyzwania runiczne, będące mini-grą wymagającą od nas zabicia wrogów w konkretny sposób.

Niecałe dziesięć godzin kampanii to bardzo dobra zabawa, której praktycznie nie można wiele zarzucić. Kilka checkpointów cofało nieco za daleko po śmierci, zmuszając do powtórzenia długich batalii od nowa, lecz czym byłby Doom bez odrobiny wyzwania?

Rozczarowanie pojawia się po uruchomieniu trybu sieciowego. Rozgrywka dla wielu graczy to mieszanka kilku współczesnych trybów i znanych rozwiązań, które zamiast oddawać ducha klasycznych strzelanek, tak naprawdę grzebią go żywcem.

Wszystkie lokacje są zaprojektowane świetnie - zarówno wizualnie, jak też pod względem możliwości poruszania się w trakcie walki

Aren do potyczek jest niewiele i większość jest do siebie podobna, bonusowe bronie do zebrania zawsze są w tych samych miejscach, przez co bardziej świadomi gracze mają przewagę. Konieczność zdobywania poziomów, by odblokować kolejne elementy ekwipunku czyni grę wyjątkowo niesprawiedliwą dla nowych uczestników.

Mimo wielu dostępnych trybów walk drużynowych, przejmowania obszarów i walki o ulepszenia zmieniające graczy w demoniczne stwory, rozgrywka szybko nudzi i nie satysfakcjonuje na tyle, by przyciągnąć na dłużej.

Kolorowe zbroje, karty aktywujące wzmocnienia czasowe i skórki do broni odsunęły multiplayer od klimatycznej kampanii, w zamian przypominając średniej jakości hybrydę Halo z Call of Duty z domieszką Quake'a w krzywym zwierciadle.

Amatorów edycji map z pewnością zainteresuje trzeci element gry, czyli SnapMap. Jest to kreator poziomów połączony z platformą publikacji i wymiany między użytkownikami. To bardzo ciekawy, choć niełatwy w obsłudze zestaw narzędzi, który już kilka dni po premierze cieszył bogatą zawartością autorskich produkcji.

Brutalne wykończenia są szybkie i nie spowalniają tempa potyczek

Warto podkreślić, że edytor oferuje poziomy z trybu fabularnego, wprowadzone z myślą o kooperacyjnej zabawie z trójką graczy. Z pewnością za jakiś czas zdolni użytkownicy stworzą imponujące i wymagające etapy poszerzające zakres rozgrywki.

Grzechem byłoby nie wspomnieć o imponującej stronie technicznej. Płynność w testowanej na PS4 wersji gry przez większość czasu zdaje się nie spadać poniżej 60 klatek, a piękne animacje, efekty świetlne i wspaniała grafika sprawiają, że jest to jedna z ładniejszych strzelanek ostatnich lat.

Studio id Software dowiodło, że klasyczną grę można przenieść do współczesności bez niszczenia uroku pierwowzoru. Doom pozostaje staroszkolną, dynamiczną produkcją, pozbawioną rozwlekłych przerywników filmowych i pogmatwanej fabuły. To piekielnie satysfakcjonująca rozwałka, zupełnie jak dwadzieścia lat temu.

8 / 10

Zobacz także