Dragon Quest Heroes - Recenzja
Bez niespodzianek.
Musou to gatunek gier akcji opowiadających o wielkich bitwach z perspektywy legendarnego bohatera. Osławiony wojownik ściera się z całymi armiami, jednym ciosem powalając rzędy przeciwników.
Studio Omega Force podjęło próbę przeniesienia tej mechaniki - znanej z cyklu Dynasty Warriors - do świata gry RPG Dragon Quest. Czy kolorowa i pozytywna oprawa jest w stanie utrzymać poziom godny strategicznych bitew?
Arba to przepiękne królestwo, w którym ludzie żyją w zgodzie z potworami. Za sprawą nieznanych mocy pokój zostaje jednak zburzony. W dniu wielkiego święta stworki stają się agresywne i dokonują zmasowanego ataku na ludzkość.
Królewscy strażnicy Aurora i Luceus, wraz z samym władcą Dorickiem, ruszają w bój, by odeprzeć inwazję i odkryć prawdę na temat sprawcy niedoszłego zamachu. Do heroicznej trójki dołącza dziesiątka śmiałków, których większa część to postacie znane z różnych odsłon Dragon Quest.
Fabuła z początku może wydawać się dość infantylna, co współgra z oprawą i kreacją potworów znanych miłośnikom serii. Wraz z postępem opowieści odkrywamy jednak znacznie mroczniejszą stronę, ale bez większej głębi obecnej w innych odsłonach cyklu. Scenariusz mógłby być zdecydowanie mniej przewidywalny.
Rozgrywka opiera się głównie na sterowaniu bohaterem widzianym zza pleców i eliminowaniu kolejnych grup potworów. Wykonujemy kombinacje ciosów szybkich i wolnych, przy okazji ładując pasek ataku specjalnego. Ten ostatni to zazwyczaj uderzenie o ogromnej sile rażenia - świetnie się sprawdza jako atak ostatniej szansy.
W trakcie walki może z nami biegać maksymalnie trzech towarzyszy sterowanych przez komputer. Wszyscy wojownicy dysponują innym orężem oraz zestawem ciosów, więc dobieramy zespół, który odpowiada naszym preferencjom. W dowolnej chwili możemy przełączać się między bohaterami.
Każda potyczka reprezentuje podobny schemat: odpieramy fale wrogów nadchodzące z różnych stron, bronimy konkretnego punktu na mapie, po drodze niszczymy portale oraz mini-bossów. Pod koniec etapu najczęściej walczymy z potężnym oponentem.
Dragon Quest Heroes różni się od innych reprezentantów gatunku tym, że wprawni gracze są w stanie zapanować nad całym polem bitwy. Gry z serii Dynasty Warriors pokazywały, że bohater był częścią wielkiej bitwy i po prostu wspierał swoją armię. Tutaj heros musi być wszędzie, by kontrolować całą walkę, inaczej trzeba liczyć się z porażką.
Sporym ułatwieniem jest możliwość przyzwania niektórych stworów po ich pokonaniu, by stanęły po naszej stronie. W ten sposób możemy wyznaczyć kilku osiłków do walki w newralgicznym punkcie, kiedy sami oczyszczamy inne skrzydło mapy z dziesiątek napastników.
Potyczkom brakuje skomplikowania i wielowątkowości, przez co często popada się w rutynę. Dalsze etapy wymagają wykorzystania uników i większej mobilności, jednak dalej to bardzo podobne starcia.
Pomiędzy walkami regenerujemy siły w obozie, a później w centrum dowodzenia na latającym statku. Rozmawiamy z niezależnymi bohaterami, kupujemy nowe zbroje i bronie od kupców, poświęcamy czas na odblokowanie umiejętności.
Niestety, element rozwoju postaci i ulepszania ekwipunku nie motywuje dostatecznie. Wybór sprzętu sprowadza się do wybrania najdroższego, a drzewka rozwoju wszystkich bohaterów tak nieznacznie się od siebie różnią, że prawie mechanicznie zatwierdzamy kolejne ulepszenia ataków i obrony, bez większego namysłu.
Poziom trudności walk jest na tyle niski, że nawet przy nierozważnym ulepszeniu możliwości bohatera moglibyśmy nie zauważyć różnicy w wyzwaniu. Gra spełnia przez to rolę niewymagającej, relaksującej przygody na kilka wieczorów.
Dragon Quest Heroes jest pozytywną przygodą, której głównym trzonem jest aspekt wielkich bitew z hordami potworów. Główny element jest zbyt powtarzalny, a system rozwoju postaci niewystarczająco rozbudowany, przez co po jakimś czasie zainteresowanie tytułem opada.