Draw Slasher - Recenzja
Mieliście kiedyś zakwasy w palcach?
Na PlayStation Vita graliśmy wykorzystując standardowe przyciski i gałki analogowe, tylny panel dotykowy, obie kamery czy też akcelerometr. Tymczasem Draw Slasher - gra polskiego studia Mass Creation - udowadnia, że wystarczy jeden palec, by na przednim ekranie konsoli rozpętać prawdziwą, krwawą jatkę w samurajskich klimatach.
Głównego bohatera poznajemy, gdy wracając po intensywnym treningu w sztukach walki, zostaje zaatakowany przez małpy, które nie dość, że nieumarłe, to na dodatek są piratami. Co by nie mówić, Hanzo ma pecha. Żadne to jednak wyzwanie dla wojownika ninja. Jak się szybko okazuje, skala wydarzeń jest znacznie większa niż przypadkowa napaść w lesie. Rodzinna wioska Hanzo płonie, a los bliskich mu osób stoi pod znakiem zapytania. To wystarczający powód, by zabrać się za eksterminację tysięcy gnijących małp.
Nie jest to poważna opowieść o sile, honorze, zemście i odkupieniu. Monologi, dialogi i wszelkie opisy przepełnione są humorem, choć zdecydowanie najwięcej śmiechu wywołał u mnie wstęp do gry - brakowało mi później świetnych wtrąceń narratora. Pełno jest nawiązań do popkultury bliskiej graczom, jak sensei Hanzo, który mówi z manierą Mistrza Yody z Gwiezdnych Wojen, oraz innych gier, jak chociażby Fruit Ninja, któremu dedykowany został jeden etap.
Walka w Draw Slasher to z pozoru rzecz banalna. Do gry wystarczy jeden palec, najlepiej wskazujący, którym przesuwamy po ekranie dotykowym konsoli. Draw Slasher od wspomnianego krojenia owoców odróżnia sterowanie nie samym ostrzem samurajskiego miecza, lecz całą postacią Hanzo na dwuwymiarowych, zamkniętych planszach. Mamy więc do czynienia nie ze zbiorem minigierek, lecz grą akcji z początkiem i końcem, w której biegamy, skaczemy, robimy uniki i walczymy nie inaczej niż w Dishwasher: Dead Samurai czy Shank.
„Jedyne do czego można przyczepić się w sterowaniu to fakt, że ręka trzymająca konsolę bardzo szybko się męczy.”
Miałem wątpliwości co do grania jednym palcem w slasherze, ale Mass Creation miło mnie zaskoczyło. Hanzo świetnie reaguje na wydawane mu polecenia. Może się wydawać, że czasami pojawia się lekkie opóźnienie, ale w rzeczywistości to efekt malowania kresek daleko od bohatera, co powoduje, że ninja musi kawałek przebiec, nim zacznie taniec śmierci. Dlatego sekcje platformowe, których kilka się znalazło, potrafią czasem zirytować, ale to nie tyle wina gry, raczej braku wprawy. Pamiętajcie - trening czyni mistrza!
Jedyne do czego można przyczepić się w sterowaniu to fakt, że ręka trzymająca konsolę bardzo szybko się męczy, a właśnie taki styl gwarantuje najlepsze efekty. Można sobie pomóc kładąc konsolę na stole, ale do maksymalnej wygody zdecydowanie dużo brakuje, bez względu na to, jak gramy.
Złe strony prostego sterowania ukrywają, a dobre strony podkreślają przeciwnicy. Nie brakuje mięsa armatniego, które ginie od jednego lub kilku zwykłych cięć mieczem. W późniejszych etapach gra wprowadza jednak przeciwników opancerzonych, wymagających precyzyjnych cięć w miejsca nieosłonięte zbroją, kucharzy i szermierzy, których na próżno atakować od przodu, a także zwinne postacie kobiece, które lepiej najpierw zmęczyć unikami i wyczekać moment do przeprowadzenia zabójczego kontrataku. Machanie paluchem po ekranie bez opamiętania zaprowadzi prędzej do grobu, aniżeli do końca etapu.
Poza zwykłym motłochem na drodze Hanzo stają również dowódcy pirackiej hordy. Są wytrzymalsi i każdy specjalizuje się w innej sztuce walki: broń palna, bomby, walka na miecze, a nawet elektryczne macki. Rozgryzienie taktyki na każdego z nich nie powinno zająć więcej niż kilka prób, tym bardziej, że każda z konfrontacji opiera się na tej samej, staroszkolnej filozofii: unikaj ataków wroga, które z każdym zadanym mu ciosem stopniowo zwiększają częstotliwość lub natężenie, aż zginie. Stanowią one świetny przerywnik od kolejnej areny z tabunem zwykłych przeciwników, a wykonanie każdej z walk w sposób perfekcyjny to spore wyzwanie, przy którym spocą się ręce nawet największym twardzielom.
Hanzo poza mieczem posiada do dyspozycji także szereg umiejętności Ninjutsu, które odblokowują się po pokonaniu większych przeciwników. Napełnienie się wskaźnika Ki w miarę szlachtowania zastępów nieumarłych małp-piratów i uszczypnięciu ekranu dwoma palcami można przyzywać trzęsienia ziemi, co unieruchamia adwersarzy, czy też pioruny, które niszczą wszystko, co znajdzie się w ich zasięgu.
Najbardziej cieszy moc furii, pozwalająca Hanzo przechodzić przez wszystkich przeciwników jak przez masło, nie ważne czy mają zbroję czy nie. Ninjutsu zdecydowanie pomagają w najtrudniejszych sytuacjach, jednak szkoda, że gra nie zachęca zbytnio do używania wszystkich, poza obowiązkowymi poziomami treningowym, które trzeba rozegrać po ich zdobyciu. Czy wybierzemy moc ognia czy pioruny, furię czy niewidzialność - tak czy siak, siejemy spustoszenie.
„Twórcy dołożyli wszelkich starań, by gra w wersji na PlayStation Vita nie była tylko leniwą konwersją z urządzeń mobilnych.”
Zabijając kolejnych wrogów Hanzo zdobywa poziomy doświadczenia, które pozwalają na zakup ulepszeń do zdrowia, zwiększając tym samym wytrzymałość wojownika, a także staminy, która wpływa na długość wyprowadzanych mieczem cięć. Można też zwiększać efektywność poszczególnych Ninjustu, które stają się jeszcze bardziej zabójcze, choć przyznam szczerze, że przeszedłem grę nie ulepszając ani jednego. Na standardowym poziomie trudności po prostu nie było takiej potrzeby.
Dlatego też zaleca się osobom szukającym prawdziwego wyzwania rozpoczęcie zabawy w Draw Slasher na „hardzie”. Również dla takich osób przewidziany został tryb wyzwań, gdzie przetestowana zostanie nie tylko nasza zwinność i precyzja, ale przede wszystkim - cierpliwość. W skrajnych przypadkach zaś wytrzymałość konsoli na uderzenia o podłogę, bo „znowu się nie udało!”.
Przygodę wydłużają także tryby arcade: Survival i Gatekeeper. Ten pierwszy stawia graczowi za cel zabicie jak największej liczby wrogów samemu nie ginąc, podczas gdy drugi polega na obronie bramy przed kolejnymi falami „piratomałpiszonów zombie” przez jak najdłuższy czas. Wyniki w obu tych trybach, jak również jeżeli chodzi o ogólną liczbę pokonanych przeciwników można porównywać w internetowych rankingach, ale to niestety jedyna forma rywalizacji z innymi graczami. Trochę szkoda, bo wspomniany Fruit Ninja wiele zyskiwał na rywalizacji „palec w palec” z innymi graczami.
Twórcy dołożyli wszelkich starań, by gra w wersji na PlayStation Vita nie była tylko leniwą konwersją z urządzeń mobilnych. Widać to gołym okiem. Jest bardzo kolorowo, płynnie i ostro jak brzytwa. Niektóre z plansz robią zdecydowanie większe wrażenie niż pozostałe - choćby płonąca wioska, na tle której walczymy w jednym z etapów, ale żadna nie wygląda źle. Krótko mówiąc, gra jakością oprawy nie ustępuje wielu dwuwymiarowym grom akcji.
Tytuł można ukończyć za jednym, dłuższym posiedzeniem. Jest do czego wracać, choć brak jakichkolwiek minigierek sieciowych czy na przykład trybu kooperacji stanowi pewien zawód. Jeżeli sugerować się zakończeniem, kontynuacja nadchodzi, a twórcy załatają w niej niedociągnięcia i braki „jedynki”. Do tego czasu z pewnością warto przetrenować palce w Draw Slasher.