Duelyst - wrażenia z wczesnej wersji
Karcianko-strategia od weteranów, pracujących m.in. przy Diablo 3.
W kwietniu ubiegłego roku Duelyst zebrało na Kickstarterze 137 tysięcy dolarów. Za grę odpowiadają weterani branży, którzy pracowali wcześniej przy tytułach takich jak Diablo 3 czy Rogue Legacy. Teraz stworzyli interesujące połączenie gry taktycznej i karcianki, opatrzone świetną oprawą wizualną.
Akcja toczy się na prostokątnym polu bitwy, na którym z pomocą potworów, artefaktów i magii staramy się pokonać wrogiego generała, utrzymując naszego dowódcę przy życiu. Docelowo Duelyst oferować ma kampanię dla pojedynczego gracza oraz możliwość walki przeciwko innym użytkownikom przez sieć. Wczesna wersja oferuje tylko tę drugą opcję.
Rozgrywka podzielona jest na tury, podczas których stopniowo zyskujemy coraz więcej zasobów, pozwalających na rzucanie potężniejszych zaklęć i przywoływanie większych stworów. Model ten jest podobny do rozwiązania z Hearthstone - w każdej kolejce otrzymujemy jeden punkt many, aż do osiągnięcia maksimum - dziewięciu.
Kluczem do zwycięstwa w Duelyst jest kontrola nad polem bitwy - nowe jednostki możemy przywoływać tylko w sąsiedztwie naszego generała i innych oddziałów. Odpowiednio przesuwając i rozmieszczając nasze potwory jesteśmy w stanie pozbawić przeciwnika możliwości ruchu, a czasem całkowicie uniemożliwić wzywanie własnych oddziałów, zyskując tym samym olbrzymią przewagę.
Sytuacja na planszy zmienia się bardzo dynamicznie. W każdej turze mamy możliwość zagrania czterech kart niezależnie od tego, co robiliśmy w poprzedniej rundzie, dlatego gry rzadko są jednostronne. Nawet jeśli przeciwnikowi uda się nas otoczyć i zepchnąć do defensywy, dobrze wycelowane zaklęcie i jedna czy dwie nowe jednostki mogą wyciągnąć nas z trudnej sytuacji.
Tworząc talię, którą wykorzystujemy podczas bitew, musimy wybrać jedną z sześciu frakcji. Każda posiada własny styl - jaszczurkowaci Magmarzy po śmierci zmieniają się w jajka, by powrócić na pole bitwy turę później, a Songhai starają się wygrać czarami i atakami od tyłu. Mimo że Duelyst znajduje się na wczesnym etapie produkcji, armie są porządnie zbalansowane.
Praktycznie każda jednostka posiada jakąś specjalną zdolność. Niektóre talenty dostępne są dla przedstawicieli każdej rasy, inne tylko dla wybranych. Przywoływane przez nas stwory opisane są dwoma statystykami - atakiem i żywotnością - determinującymi, ile obrażeń mogą zadać oraz przyjąć jednostki.
Zaczynając przygodę z produkcją Counterplay Games dysponujemy niewielką pulą kart dla każdej z armii. W trakcie zabawy zdobywamy złoto, które wymieniamy na paczki z nowymi jednostkami, czarami i artefaktami. Ponadto, jeśli potrzebujemy konkretnej karty, możemy ją wytworzyć - pod warunkiem, że posiadamy wystarczająco dużo specjalnych zasobów.
Na uwagę zdecydowanie zasługuje oprawa graficzna. Fantastyczne grafiki koncepcyjne przerobione zostały na pikselart z zachowaniem olbrzymiej szczegółowości, a animacje i efekty świetlne sprawiają, że turowa rozgrywka wydaje się bardzo dynamiczna. Duelyst cieszy oko zarówno, gdy oglądamy ekrany ładowania, jak i wtedy, gdy robimy, co w naszej mocy, by zabić wrogiego generała.
Podczas kampanii na Kickstarterze obiecywano, że grę wystarczy zakupić raz, by cieszyć się całą zawartością, jednak w toku produkcji twórcy zdecydowali przejść na model Free to Play. Za prawdziwe pieniądze będziemy mogli zakupić dodatkowe paczki kart oraz kosmetyczne ulepszenia. Wszystko, co w jakikolwiek sposób wpłynie na rozgrywkę, będziemy mogli zdobyć bez opłat.
Zmiana ta ma sprawić, że pula kart będzie się stale rozrastać, jednocześnie jednak stawia w niekomfortowej sytuacji dużą część wspierających - osoby, które zapłaciły 20 dolarów za kopię gry nie otrzymają nic poza podziękowaniem i sześcioma tapetami pulpitu.
Duelyst zapowiada się bardzo ciekawie. Rozgrywka pod pewnymi względami przypomina Hearthstone, a przejście na darmowy model dodatkowo upodabnia grę Counterplay do produkcji Blizzarda. Mimo to, mamy do czynienia z tytułem, w którym rozgrywka oferuje wystarczająco odmienne doznania. Do premiery pozostało co prawda sporo czasu, jednak zdecydowanie warto na nią czekać.