Skip to main content

Dying Light: The Beast ma szansę tchnąć życie w serię Techlandu

Zapowiada się nieźle.

OPINIA | Choć Dying Light ukazało się w 2015 roku, to wciąż przyciąga do siebie nowych graczy i starych fanów. Kolejna odsłona, mimo udanej premiery i niezłych recenzji, radzi sobie dużo słabiej: w ostatnim miesiącu w pierwszą część grało w szczytowym momencie około 17000 użytkowników Steama, zaś w drugą - niecałe 11000. Ten słaby trend może moim zdaniem odwrócić niedługo Dying Light: The Beast. Gra wydaje się zmierzać we właściwą stronę.

Droga do wydania Dying Light 2: Stay Human była długa i wyjątkowo wyboista. Początkowo w pracach nad grą pomagał legendarny Chris Avellone, jeden z głównych twórców takich gier jak Prey, Planescape: Torment, Fallout 2 i New Vegas. Znając jego wcześniejsze dokonania, nie dziwi, że jego wersja „Gasnącego światła” miała niezwykle ambitne założenia, by wspomnieć tylko obecności trudnych wyborów moralnych, mających wpływać na rozgrywkę, zabudowę miasta czy układ sił.

Dzięki Chrisowi Avellonowi Dying Light 2 miało szansę stać się niezapomnianym tytułem

Wszystko legło w gruzach, gdy w czerwcu 2020 roku Avellone został oskarżony przez kilka kobiet o napaście seksualne, co poskutkowało odsunięciem go od projektu. I choć ostatecznie twórca został oczyszczony z zarzutów, to nie został z powrotem przyjęty na pokład Dying Light 2, a z jego dotychczasowego wkładu niewiele się ostało. Jego brak nie był jednak jedynym problemem Techlandu - w 2021 roku serwis Game Rant informował o złym zarządzaniu produkcją i toksycznej atmosferze w studiu.

Wszystko to sprawiło, że premiera gry została przeniesiona najpierw z 2020 na 2021, a ostatecznie na 4 lutego 2022 roku. Odbiór graczy i krytyków był mieszany, a najbardziej rozczarowani byli oczywiście ci, którzy pamiętali rozpalające nadzieje zapowiedzi sprzed lat - zwłaszcza że najsłabszymi okazały się właśnie fabuła, postaci, dialogi oraz elementy RPG-owe, a więc to, co dzięki Avellone’owi mogło stanowić o wyjątkowości Stay Human.

Gry z serii Dying Light słyną z długiego okresu wsparcia i rozwoju. W maju 2022 roku (a więc już po premierze „dwójki”!) pierwsza odsłona otrzymała DLC oraz aktualizację trybu Be the ZombieZobacz na YouTube

Ale uczciwie trzeba przyznać, że i pierwsza część serii nie była pod tym względem wybitna. Zarówno bohater „jedynki”, Kyle Crane, jak i jego następca, Aiden Caldwell, to postacie, z którymi trudno się utożsamić, bo jak utożsamić się z kimś pozbawionym tożsamości? Pod względem spójności świata przedstawionego, postaci pobocznych i fabuły było jednak znacznie lepiej niż w „dwójce”, gdzie jakość dialogów i historii była po prostu fatalna.

Ale choć sam bardzo zwracam uwagę na element fabularno-narracyjny w grach, to w Dying Light 2 i tak bawiłem się nieźle - system walki jest bardzo satysfakcjonujący, a eksploracja mapy czterokrotnie większej niż w „jedynce” daje ogromną frajdę, szczególnie gdy rozwiniemy już swoje zdolności parkouru i odblokujemy paralotnię. Podskórnie wierzyłem jednak, że Techland tchnie jeszcze w wymarły Villedor trochę życia i da mi lepszy powód, by do niego wrócić.

Moje obawy o przyszłość serii spotęgowało przejęcie polskiego studia przez Tencent - chińskiego giganta branży

I oto w sierpniu 2024 roku, dwa i pół roku po premierze podstawki, ogłoszono, iż planowany dodatek fabularny... nie ukaże się. Ale z dobrego powodu - rozrósł się bowiem tak bardzo, że w końcu postanowiono przeobrazić go w osobny, niezależny tytuł. W Dying Light: The Beast wcielimy się ponownie w Kyle’a Crane’a, który po dziesięciu latach życia w niewoli i bycia poddawanym eksperymentom, wreszcie odzyskuje wolność.

Bohater nie jest już jednak tym samym człowiekiem, a w zasadzie jest człowiekiem tylko w połowie - tożsamość tytułowej „Bestii” podzielona jest bowiem między ludzką a zwierzęcą. Jest to konsekwencją ekspozycji na działanie substancji przemieniającej w „świętego przemieńca”, do czego doszło w finale Dying Light: The Following. Ta nowa, dwoista natura Crane’a, w połączeniu z żądzą zemsty na oprawcach, brzmi jak fundament pod naprawdę ciekawą opowieść i daje szansę tym razem lepiej zgłębić psychologię postaci.

Z zaprezentowanego zwiastuna wylewa się dużo gęstszy, mroczniejszy klimatZobacz na YouTube

Dobrą decyzją twórców jest postawienie na liniową, bardziej kameralną i pozbawioną wyborów fabułę. Mimo że lubię, gdy moje decyzje wpływają na przebieg historii, to zrealizowanie jej porządnie jest zadaniem, któremu Techland nigdy nie sprostał. Nie oznacza to jednak, że opowieść będzie przez to uboższa. Seria The Last of Us pokazała przecież, że psychologiczny impet naszych działań może być ogromny nawet bez wyborów i tym większy, im bardziej osobiste są motywacje bohatera - kiedy poddaje się on instynktowi bądź uczuciom, a my nie jesteśmy w stanie go powstrzymać, to zaczynamy odczuwać siłę tego, co nim kieruje.

Zobacz także