Dzięki premierze Sea of Thieves na PS5 wreszcie dołączyłem do pirackiej braci
Morze Złodziei otworzyło się na graczy z niebieską banderą.
Jesteśmy świadkami wiekopomnego wydarzenia. Sea of Thieves, które od 2018 roku było dostępne ekskluzywnie dla posiadaczy komputerów osobistych i Xboxów, wreszcie trafiło do żądnych pirackich przygód graczy na PlayStation 5. Wśród oczekujących na port gry byłem i ja, który od czasów Assasin’s Creed: Black Flag szukał tytułu pozwalającego przeżyć przygody rodem z „Piratów z Karaibów” - najlepiej z przyjaciółmi. Przeniesiona na konsole Sony gra od studia Rare spełniła te oczekiwania z nawiązką.
W Sea of Thieves wcielamy się w rolę śmiałka, którego celem jest zdobywanie coraz większego bogactwa, by pewnego dnia stać się legendą piractwa. By to osiągnąć, przemierzamy Morze Złodziei, oferując swoje usługi jednej z kilku gildii. Wykopujemy dla nich ukryte pod ziemią skrzynie, polujemy na bandy niebezpiecznych szkieletów, plądrujemy forty lub przy pomocy mistycznego kompasu odnajdujemy drogę do zapieczętowanych skarbców. Wszystkie te aktywności wykonujemy wspólnie ze znajomymi, a dodatkowo na horyzoncie musimy ciągle wypatrywać statków innych graczy, którzy mogą spróbować odebrać nasz z trudem pozyskany łup.
Gra studia Rare silnie stawia na współpracę. Mamy do wyboru trzy statki, które różnią się nie tylko wielkością, zwrotnością i potencjałem bojowym, ale głównie stopniem skomplikowania obsługi jednostki. Im większy statek, tym więcej osób potrzeba do jego sprawnej obsługi. Grając w pojedynkę lub z jednym znajomym, najlepiej wybrać jednomasztowego Slupa, natomiast posiadając drużynę trzech lub czterech graczy, możemy się zdecydować odpowiednio na Bryg i Galeon. W większym składzie łatwiej nawigować dużym statkiem, dbać o odpowiednie ustawienie żagli lub prowadzić ostrzał z licznych dział.
Premiera Sea of Thieves na PlayStation 5 zbiegła się z rozpoczęciem dwunastego sezonu gry. Wprowadza on nie tylko kolejną przepustkę wraz z pakietem przedmiotów kosmetycznych - których większość jest dostępna w jej darmowej wersji - ale dodaje również szereg zmian w rozgrywce. Nowości to między innymi rozszerzenie standardowego pakietu oręża o noże do rzucania oraz dwulufowy pistolet. Na statkach natomiast został zamontowany miotacz lin z harpunem, który ułatwia zarówno szybkie dotarcie na ląd oraz pozwala bez trudu wciągnąć na pokład pozostawione na brzegu i w wodzie łupy.
Morze Złodziei kojąco kołysze, ale potrafi być też śmiertelnym zagrożeniem
W Sea of Thieves możecie zapomnieć o przeładowanym wiadomościami ekranie. Prócz niewielkiego paska zdrowia oraz liczbie pozostałych w kieszeni kul, większość informacji jest ukryta za interfejsem diegetycznym, czyli osadzonym bezpośrednio w świecie przedstawionym gry. Sterowanie statkiem odbywa się manualnie poprzez obracanie sterem, a także manipulowanie kierunkiem i stopniem opuszczania żagla. Informacje o misji otrzymujemy w formie klimatycznego listu bądź mapy, a cel zadania jesteśmy zmuszeni odszukać osobiście przy pomocy dostępnej na pokładzie mapy. Nie liczcie też na znaczniki – kierunek podróży wyznaczymy wyłącznie za pomocą kompasów.
Zachwycił mnie również projekt otwartego świata, którego przytłaczającą większość stanowi kapryśne morze. Każda podróż, nawet po najbliższy skarb, może skończyć się kilkugodzinną eskapadą, podczas której weźmiemy udział w morskich bitwach, stawimy czoła mitycznym stworom lub samemu żywiołowi w postaci niebezpiecznych sztormów. Na pełnym morzu z immersji nie wybijają także znaczniki, bo po prostu ich nie ma - wszelkie interesujące wydarzenia dostępne w okolicy sygnalizowane są albo zmianą nastroju poprzez pogodę i muzykę, albo poprzez pasujące do kierunku artystycznego zjawiska atmosferyczne. Na przykład chmura w kształcie czaszki doprowadzi nas do pobliskiego fortu.
Od premiery w 2018 roku oglądałem sporo materiałów z gry i byłem sceptycznie nastawiony do bajkowej oprawy graficznej w Sea of Thieves. Na szczęście ta pozornie cukierkowa atmosfera doskonale sprawdza się w wizualizacji przygód, podczas których możemy napotkać przeciwników rodem z pirackich, zakrapianych rumem opowieści - z odrobiną magii. Bywa też mrocznie, a niepokojący klimat możemy wylewać za burtę wraz ze wzbierającą się na dolnym pokładzie morską wodą.
Port Sea of Thieves na PS5 jest techniczne udany, ale haptyka mogłaby być lepsza
Jak natomiast wypadł exclusive Microsoftu na PS5 pod względem technicznym? Wyjątkowo nie otrzymaliśmy dwóch standardowych trybów graficznych, z wyborem 60 klatek lub lepszej jakości. Zamiast tego Sea of Thieves oferuje rozgrywkę zoptymalizowaną do 60 FPS w rozdzielczości 4K lub - jeżeli wasz telewizor/monitor spełnia wymagania - odświeżanie ekranu w 120Hz, tym razem w rozdzielczości 1080p. Porównanie trybów wydajności na PS5 z wersją Xbox zobaczycie w poniższym materiale Digital Foundry.
Zgłaszane podczas bety problemy ze stabilnością w większości są już przeszłością - logowanie do gry trwa stosunkowo krótko, a szybkie podróże, które niczym Latający Holender odbywamy pod powierzchnią wody, wcześniej potrafiły ciągnąć się przez kilka minut, a teraz są kwestią kilku chwil. W dniu premiery gry jeden z moich znajomych miał problem, by dołączyć do drużyny, jednak zmiana preferencji gry multiplayer na graczy PS5 korzystających z kontrolerów rozwiązała problem. Niestety nie miałem okazji sprawdzić, jak spisuje się aktualnie crossplay – mam nadzieję, że tak jak i ja, inni gracze nie napotykali większych problemów z połączeniem.
Problemem jest natomiast haptyka, która została potraktowana w sposób nierówny. Ekran logowania wita nas przyjemnym mrowieniem pada, jednak już po wejściu do gry moje wielkie nadzieje bardzo szybko osiadły na mieliźnie. Z jednej strony mamy interesujące obracanie sterem, który wydaje się trzeszczeć pod naszymi palcami oraz stukać w momencie, gdy ustawimy go w pozycji neutralnej. Z drugiej strony nie poczujemy obijających się o statek fal, walki kordelasem nie oddają siły uderzenia, nie odczujemy także zmiany podłoża pod stopami podczas przeczesywania wysp. Nie zapomniano jednak o adaptacyjnych triggerach, bo generują one opór podczas pociągania za spust lub wiosłowania.
Sea of Thieves ma wszystko, czego mogę żądać od pirackiej gry-usługi: wierną społeczność poszerzoną o użytkowników PS5, twórców nieustannie rozwijających tytuł oraz wymagające idealnej współpracy rejsy statkiem, w których każda para rąk na pokładzie jest na wagę złota. Szkoda jedynie haptyki, na którą zawsze czekam z nadzieją, gdy tylko jakakolwiek gra pojawi się na konsoli Sony. Po kilku dniach spędzonych na Morzu Piratów bawię się świetnie. Czy ilość i różnorodność aktywności zatrzymają mnie na dłużej? Tego dowiem się w ciągu najbliższych miesięcy.