Dziennik redakcyjny Gamescom 2015 - EA, Fallout 4, Hitman, Homefront
Graliśmy, widzieliśmy, zerknijcie na zdjęcia.
Pierwszy dzień tegorocznych targów Gamescom w Kolonii już za nami. Zanim udałem się na pokazy i prezentacje konkretnych gier, jak wielu innych dziennikarzy uczestniczyłem w konferencji EA - od tego więc zacznę.
Electronic Arts
Obyło się bez większych zaskoczeń. Świetnie było zobaczyć w akcji Mirror's Edge, które zdaje się pozostawać wierne duchowi oryginału. Nowy Need for Speed wygląda nieziemsko - widocznie Frostbite 3 został stworzony z myślą o nocnych wyścigach. Ciekawe, że twórcy nawiązali współpracę ze znanymi kierowcami, którzy wystąpią w grze.
Ujawniono także kolejny tryb w Star Wars: Battlefront. Podniebne starcia 20 graczy to nie to samo, co bitwy w kosmosie, ale lepsze to niż nic. Dobrze, że zdecydowano się także wprowadzić jednostki sterowane przez sztuczną inteligencję - to zwiększy poczucie uczestnictwa w zażartych bojach myśliwców.
Najmilej wspominam prezentację Unravel. Mały tytuł o ludziku z włóczki wygląda wspaniale, a rozgrywka wydaje się bardzo pomysłowa. Wszystko wskazuje na to, że pokonywanie niektórych przeszkód będzie wymagało główkowania - i świetnie. Deweloperzy muszą być zadowoleni, bo zostali nagrodzeni tak gromkimi brawami, jak Battlefront. Nic dziwnego, pokaz był rzeczowy, szczery, a jeden z projektantów grał na żywo, na scenie.
W wybrane tytuły od EA będę miał okazję zagrać jutro. Przezkonam się jak to jest biegać po dachach, pędzić nocą po ulicach miasta i strzelać do tych przeklętych Rebeliantów.
Shadow Warrior 2
Strzelanka polskiego studia Flying Wild Hog zapowiada się na doskonały sequel. Więcej broni (ponoć aż 70), więcej demonicznych przeciwników i więcej graczy - bo w kooperacji pobawi się maksymalnie czwórka użytkowników.
Rozgrywka będzie mniej liniowa, co cieszy. W zaprezentowanym demie Lo Wang z przyjacielem mogli przejść uliczkami małej wioski, ale wybrali dachy, skąd jeden z nich mógł zająć dogodną pozycję i skorzystać z łuku. Plansze będą po części generowane losowo. Za każdym razem zmieni się bieco układ ulic albo wysokość budynków.
Najważniejsze, że rozcinanie kataną potworów nadal wygląda cudnie. Do tego system cięć jest teraz ulepszony, by dokładnie wykrywać jaka część ciała powinna wrogowi odpaść po spotkaniu z ostrzem bohatera. Arsenał robi wrażenie, co zapewne pozytywnie wpłynie na różnorodność zabawy. Pomogą też ulepszenia broni, które - przykładowo - dodadzą obrażenia od lodu.
Shadow Warrior 2 zadebiutuje w przyszłym roku. Miejmy nadzieję, że wiosną, a nie jesienią.
Fallout 4
Prezentacja nowej odsłony cyklu Fallout była zwięzła i konkretna, a także nieco dziwna. Dlaczego? Otóż, seria ta raczej nie kojarzy się graczom z bezustannym strzelaniem - a właśnie to obserwowałem przez większą część krótkiego pokazu.
Nie będę jednak narzekał, tym bardziej że model strzelania wygląda o wiele lepiej niż choćby w New Vegas. Korzystanie z broni palnej ma szansę sprawiać autentyczną frajdę, co cieszy. Powraca oczywiście możliwość celowania w konkretne kończyny wroga, dla zwiększenia szansy na trafienie krytyczne.
Bohater dotarł do miasteczka opanowanego przez ghoule. Spotkał tam też grupki bandytów. Zaczęło się spokojnie - przeszukiwanie budynku z pomocą wiernego pieska (któremu można wydawać proste komendy), eliminowanie paru niegroźnych zombie, stosunkowo spokojne ulice. Całość zakończyła się jednak regularną bitwą z uzbrojonymi nieprzyjaciółmi. Zaprezentowano sporo broni, od bardziej tradycyjnych karabinów, po laserowe i plazmowe. Pokaz zakończyło efektowne wykorzystanie wyrzutni miniaturowych bomb atomowych.
Bethesda zdecydowała się zapewne na taką formę prezentacji, gdyż na ekranie dużo się działo. Nie oznacza to jednak, że Fallout 4 zamienił się w shootera. Cały czas możliwe będzie rozwijanie talentów sprzyjających skradaniu czy walce wręcz. System statystyk S.P.E.C.I.A.L. to siedem atrybutów, a z każdym powiązane jest kilka grup perków. Nie ma obaw - zagramy w swoim stylu.
Homefront: The Revolution
Powiem krótko - o wiele ciekawiej w nowego Homefronta jest zagrać niż podziwiać wideo z fragmentami rozgrywki. Kojarzycie scenę jazdy na motocyklu z ostatniej prezentacji tej strzelanki? Wyglądała na liniową, ale wcale tak nie jest.
W udostępnionym do grania demie musiałem wykonać nieskomplikowane zadanie - przejąć kontrolę nad pewnym budynkiem. Następnie nie ograniczały mnie już konkretne cele, postanowiłem więc trochę pozwiedzać. Demo rozgrywało się w tak zwanej „czerwonej strefie”. To typ lokacji, w których obecność militarna koreańskiego okupanta jest największa. Faktycznie, na każdym kroku patrole, drony, bojowe wozy. Nici ze zwiedzania.
Natknąłem się na paru przeciwników i szybko się ich pozbyłem. Model strzelania jest porządny; czuć odrzut. Co ciekawe, często okaże się, że najlepszym rozwiązaniem starcia będzie... ucieczka. Wrogowie są bowiem w stanie wezwać zatrważające liczebnie wsparcie. Najlepszym rozwiązaniem okazuje się podejście „Uderz i uciekaj”, co świetnie pasuje zresztą do partyzanckiej otoczki gry.
Kiedy przekonałem się na własnej skórze, że nie pokonam sporego patrolu, szybko zerknąłem na mapę i pobiegłem do ukrytego w kontenerze motocykla. Jazda jest przyjemna. Jeżeli na drodze nie ma blokady, to możemy nią jechać, a to samo dotyczy zaułków i bocznych uliczek.
Nawet pędząc na motorze w trakcie misji, nie musiałem trzymać się żadnej trasy - należało po prostu dotrzeć do celu w miarę szybko, dowolną ścieżką. Otrzymamy prawdziwie otwarte lokacje. Poczucie „sandboksowości” wzmaga duża liczba pobocznych aktywności - gdy spoglądamy na mapę, zawsze widzimy ikonki różnych zadań.
Ciekawy jest także koncept innych rewolucjonistów. Spotykamy ich często, steruje nimi sztuczna inteligencja. Potrafią dołączyć się do wymiany ognia i nam pomóc, czasem robią po prostu swoje, wykonując określone czynności.
Hitman
Nowy Hitman to prawdziwy powrót do korzeni. Dwudziestominutowa prezentacja utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Żadnej zbędnej fabuły, scenek i dialogów, a po prostu wykonywanie zleceń.
„Łysy” trafił do Paryża, na pokaz mody. Celem był organizator imprezy, w wolnych chwilach zajmujący się prowadzeniem sekty. Zasady są proste - przed misją wybieramy dowolne narzędzia i zostajemy rzuceni do punktu startowego. Od tego momentu wszystko zależy od nas. Nie ma mowy o liniowości, a zobaczenie tego na własne oczy ostatecznie mnie uspokoiło.
47 mógł wejść do budynku w kilku różnych punktach, następnie przejść do wielu pomieszczeń, obejrzeć teren pałacu i przygotować plan działania. Choć mapa to tylko jeden budynek, to jednak lokacja sprawiała wrażenie dużej, jak na hitmanowe standardy.
Powraca oczywiście motyw przebierania się. Tym razem jednak pojawią się wrogowie, którzy będą mogli nas rozpoznać - na przykład osobisty ochroniarz ofiary. Do eliminowania wrogów lub celu wykorzystamy też elementy otoczenia. Żyrandol może być całkiem niezłą bronią. Twórcy wprowadzą także wiele sposobów na odwracanie uwagi strażników, na przykład rzut monetą lub uruchomienie alarmu.
Warhammer 40.000: Inquisitor - Martyr
Produkcja od projektantów cyklu The Incredible Adventures of Van Helsing to - niespodzianka - RPG akcji, przypominające w założeniach poprzednie gry studia, a jednocześnie dostatecznie się od nich różniące.
Wcielamy się w Inkwizytora, który może reprezentować jedną z trzech klas. Nie mogłem sam wybrać profesji, otrzymałem dostęp do wojownika używającego broni palnej i mechanicznego miecza-piły. Bez chwili zastanowienia ruszyłem na siły Chaosu.
Rozgrywka wciąga, jak w każdym dobrym tytule typu hack'n'slash. Czuć, że nasz bohater jest potężny, ale nierozsądne zachowania skończą się zgonem. Korzystanie z blasterów i plazmowych karabinów sprawia frajdę, podobnie jak egzekucje z bliska. Jest też system zniszczalnych osłon, za którymi mogą chować się też wrogowie. Najciekawsza była potyczka z mini-bossem, ponieważ mogłem odstrzelić mu niektóre części ciała, co było pewnym urozmaiceniem znanej formuły.
Pełna wersja zaoferuje nie tylko tryb fabularny, ale też Kampanię Inkwizytorską. W skrócie: to szereg wielu misji na różnych planetach, które można wykonywać w dowolnej kolejności. Wysiłki graczy z całego świata będą sumowane po określonym czasie, by zdeterminować przebieg wydarzeń. Tylko w tym trybie dostępna będzie kooperacja.
Zdjęcia, fotografie
Dziś odbyła się także konferencja Blizzarda. Poza tym hale skrywały kilka innych ciekawostek. Poniżej kilka zdjęć.
Pierwszy dzień był ekscytujący, a kolejne zapowiadają się nie mniej ciekawie. Jutro o tej samej porze przeczytacie moje pierwsze wrażenia z (między innymi) Star Wars: Battlefront, a więc... do jutra!