Dziś minęły 2 lata od startu Eurogamer.pl
Teoria i praktyka.
Dwa lata to mało i dużo. W tym czasie można by teoretycznie przejść pieszo do Mozambiku, stamtąd wziąć prom na Madagaskar, a przy odrobinie szczęścia - nawet wrócić o własnych siłach do kraju. Teoretycznie.
Gdy dwa lata temu powstawała polska edycja Eurogamera, mieliśmy realniejsze założenia - trafić do nieco starszego odbiorcy, ale być też otwartym na młodych pasjonatów gier wideo, publikować dobrej jakości teksty, regularnie budować oglądalność i powiększać przychody, by nie zniknąć z rynku po roku.
Oczywiście, planów było więcej - także na bieżący rok - ale teoria jedno, a praktyka drugie.
Nie wszystko udało się wykonać zgodnie z harmonogramem. Jednak fundamenty pod dalsze funkcjonowanie serwisu postawiliśmy mocne i wiemy, że to zaprocentuje w kolejnych latach.
Eurogamer.pl zawsze był projektem o długofalowej strategii, dlatego głęboko wierzę, że dopiero za jakiś czas, może w niedalekiej przyszłości, będziemy mogli prawdziwie rozwinąć skrzydła i zrealizować pozostające na razie w sferze marzeń pomysły.
Otrzymaliśmy fantastyczne wsparcie od Czytelników, którzy w wakacje poświęcili wolną chwilę i wypełnili naszą ankietę. Poznaliśmy bliżej osoby, które regularnie nas odwiedzają, lecz przede wszystkim otrzymaliśmy moc sugestii, co do zawartości serwisu. Sporo z tych podpowiedzi już wdrożyliśmy w życie; inne czekają na biurku i będą sukcesywnie wprowadzane.
„Z ankiety wyłania się obraz prawdziwych entuzjastów gier wideo.”
Z ankiety wyłania się obraz prawdziwych entuzjastów gier wideo. Co ciekawe, ponad 85% ukończyło 18 lat i aż 45% planuje zakup jednej z dwóch nowych konsol. Znaczący jest udział miłośników Nintendo. Interesujecie się grami i poświęcacie sporo czasu na gry. Ponad połowa Czytelników już pracuje, reszta studiuje i uczy się - 80% to mężczyźni.
Ten obraz właśnie, przy wsparciu innych narzędzi, pozwala nam lepiej dopasować treść, lecz naszym pierwotnym założeniem zawsze było pozostać miejscem uniwersalnym - dla każdego miłośnika gier wideo, bez względu na wiek czy posiadaną platformę do gier.
W znacznej mierze udało się to osiągnąć, ale efektem ubocznym okazała się coraz większa liczba dyskusji z udziałem negatywnych komentarzy. Już rok temu wspominałem, że budowanie społeczności jest zadaniem cholernie trudnym, a każdy udział w rozmowach pod artykułami jest nie do przecenienia.
Jednak nic za wszelką cenę. Chcielibyśmy, by Eurogamer pozostał miejscem pozytywnym, gdzie można spokojnie pozostawić normalny komentarz - także krytyczny, ale napisany kulturalnie - i nie obawiać się negatywnej reakcji pozostałych dyskutantów. Chcielibyśmy, by panowała tu zdrowa i miła atmosfera.
Ten cel czasami wydaje mi się niemożliwy do osiągnięcia w dobie tak powszechnego dostępu do Internetu i rosnącej oglądalności, ale nie będziemy ustawać w dążeniu - nawet kosztem mniejszej liczby komentarzy.
Tradycyjnie: dziękujemy za Wasze wsparcie i obecność. Obiecujemy wciąż dawać z siebie więcej, ale i Was prosimy - jeśli tylko możecie - o aktywniejszy i pozytywny udział w życiu serwisu!
*
Teoretycznie można by ruszyć pieszo z Polski na Madagaskar. Ale czy w praktyce komuś chciałoby się dreptać codziennie 35 kilometrów po nie tak bezpiecznych rejonach Azji Mniejszej, a potem wschodniej Afryki? Komary przenoszące malarię, lwy, tygrysy, ebola i nieletni bojownicy z bronią palną - wszystko to mogłoby budzić pewien rodzaj dyskomfortu w podróży.
Lepiej zostać w domu.
Gdy moja córka skończyła niedawno pół roku, nagle odkryłem, że mam wieczorami ciut więcej czasu. Powinienem rzucić się w wir zaległych lektur, oglądać z żoną po raz setny „Przyjaciół”, pójść na spacer, do kina albo po prostu usiąść i wciągnąć się w jakiś dobry megahit na Polsacie.
„Bardzo łatwo dorosnąć, ale już nigdy nie będziemy znów dziećmi!”
Choć na karku już tyle lat, wybrałem coś zupełnie innego. Niemal codziennie, po parę ładnych godzin, do późna w nocy, grałem w Destiny. Aż półka pod konsolą parzyła, a palce puchły.
Jak mądrze powiedział mój redakcyjny kolega, Łukasz Winkel: „Grajmy i czerpmy z tego przyjemność! Bardzo łatwo dorosnąć, ale już nigdy nie będziemy znów dziećmi!”.
Bo przecież gry są dla dzieci, a Destiny to wysokobudżetowy, przereklamowany szmelc - kto twierdzi inaczej, ten trąba.