EA może na razie spać spokojnie. Po zagraniu w UFL wiem, że to średni konkurent dla EA Sports FC
...przynajmniej na razie.
OPINIA | UFL to debiutancki projekt studia Strikerz, które wystartowało z grubej rury i wzięło sobie na celownik nie lada rywala. Gra miała być właściwie zbawcą fanów piłki nożnej, proponując dobry gameplay i jednocześnie brak hazardu czy rozwiązań pay to win, które od wielu lat są zmorą serii FIFA (a teraz FC). I choć bardzo bym chciał, żeby EA nie miało monopolu na rynku gier piłkarskich, to w obecnej formie UFL nie za bardzo może podskoczyć FC.
Przyznam się, że niezbyt wierzyłem w deweloperów ze Strikerz i miałem bardzo niskie oczekiwania wobec UFL. Gdy podczas trwającej właśnie na konsolach otwartej bety uruchomiłem pierwszy mecz, okazało się jednak, że to wcale nie jest tak beznadziejne, jak się spodziewałem, a do tego wygląda całkiem nieźle. W takiej sytuacji zasadne stało się więc porównywanie UFL z jego największym konkurentem - EA FC. Wspierana przez Cristiano Ronaldo gra (która, wliczając pozostałych inwestorów, uzbierała rzekomo 40 milionów dolarów na rozwój) faktycznie robi pewne rzeczy lepiej niż FC, ale dość mocno odstaje gameplayowo.
Mamy Fifę w domu
Zacznijmy od tego, że UFL w ogóle nie wstydzi się pokazywać, skąd czerpie inspiracje. Identyczne sterowanie i ogólne zasady rozgrywki, bliźniacze zbiory statystyk zawodników oraz bardzo podobne elementy interfejsu sprawią, że fani Fify natychmiast poczują się tu jak w domu. Pochwalić należy natomiast responsywność menu - ta jest znacznie większa niż w grach EA, nawet po „rewolucji” tego elementu wprowadzonej w ramach FC 24.
Jeśli chodzi o samą rozgrywkę, to UFL wymaga szlifów niemal w każdym jej aspekcie. Przede wszystkim piłkarze nie są tak „przyklejeni” do piłki jak w Fifie i bardzo często ją gubią, co sprawia, że poczucie kontroli futbolówki jest bardzo niskie. Ten brak „przyklejenia” najczęściej odczuwa się podczas walki o piłkę, gdy ta często staje się bezpańska i nie od razu wiadomo, kto - i czy w ogóle ktoś - wygrał starcie bark w bark.
Piłkarze w UFL, nawet ci lepsi, wydają się niezwykle nieporadni i niezdolni ani do sprawnego sprintu, ani skutecznego dryblingu, ani nawet tak podstawowych czynności, jak wykonanie czy odbiór podania. Pełny sprint wyrzuca piłkę w przód tak absurdalnie mocno, że można to spokojnie porównać do wychylenia prawego analoga w Fifie. Sprawia to więc, że bardzo często jesteśmy ukarani za próbę sprintu w środku boiska, gdzie zagęszczenie piłkarzy jest większe. Każde dotknięcie piłki przy sprincie powoduje też wyraźne spowolnienie biegu, co raczej nie powinno mieć miejsca w przypadku takich gwiazd futbolu, jak choćby Cristiano Ronaldo. Alternatywą dla sprintu jest „półbieg”, który jest niestety zbyt wolny, by pozwolić konstruować dynamiczną akcję.
Obrona także mocno kuleje. Próby odbioru piłki mają wysokie opóźnienie i niską skuteczność. Jockey (aktywowany przez przytrzymanie L2) jest za wolny i niemal bezużyteczny. W połączeniu z faktem, piłka nie jest tak „przyklejona” do zawodników, najlepszym narzędziem defensywnym jest… zwyczajne wbieganie „na chama” w przeciwnika z futbolówką, bo wtedy mamy największą szansę na wytrącenie go z równowagi i zatrzymanie ataku.
Podania bardzo często są niedokładne, a szybkie rozpoczęcie biegu czy zmiana kierunku poruszania się tuż po odbiorze podania są absolutnie niemożliwe, więc w trakcie otrzymywania piłki jesteśmy całkowicie bezbronni. Każde podanie dłuższe niż kilka metrów wiąże się też z modlitwą o to, żeby piłka w ogóle dotarła w bezpieczny sposób do adresata.
Sama futbolówka zachowuje się dziwnie. Zazwyczaj toczy się lub frunie nienaturalnie szybko, bardzo często obija się o nogi zawodników niczym metalowa kulka w maszynach pinballowych, a po paradzie bramkarza zmierza w dziwnych kierunkach.
Oddanie piłki rywalowi w UFL zazwyczaj wynika nie z tego, że ten rywal odebrał nam piłkę, tylko z błędów poczynionych przez naszych własnych piłkarzy - lub nieudanej walki z mechanikami gry. Za dużo jest tu szczęścia i losowości, a za mało umiejętności. W becie zdobyłem już sporo bramek, ale z żadnej nie byłem do końca zadowolony. Przy żadnej nie czułem, że wiem, co robię i że to w pełni moja zasługa.
Z pewnością podoba mi się jednak kilka elementów gry w defensywie. AI wydaje się znacznie lepiej panować nad sytuacją od odpowiedników z Fify (FC) i często nawet zawodnicy, którymi aktualnie nie kierujemy, sami decydują się na przejęcie piłki w podbramkowej (dosłownie) sytuacji. To miła odmiana od obrońców w grach EA, którzy pod kontrolą sztucznej inteligencji zazwyczaj robią rywalowi miejsce i odsuwają się, tworząc katastrofalne dziury w obronie.
Każdy fan FC wie, że królem tej gry jest tempo, a zachowanie pędu to często prosty przepis na otwarcie sytuacji jeden na jednego z bramkarzem. W efekcie gdy szybki zawodnik minie tam linię obrony, to jego rywal może się już szykować na utratę gola, bo defensorzy raczej go już nie dogonią. W UFL jest inaczej i nawet nieco słabsi obrońcy stanowią poważną barierę dla rozpędzonego napastnika.
FUT bez hazardu
Przed pobraniem UFL każdy zainteresowany powinien wiedzieć, że darmowa gra nie jest konkurentem Fify jako takiej, tylko konkurentem trybu FUT (a teraz UT), czyli Ultimate Team. Oprócz gry lokalnej, nie ma tu żadnej innej opcji zabawy oprócz meczów online z wykorzystaniem drużyn skomponowanych z tysięcy kart dostępnych na rynku. Nie ma więc kariery czy w ogóle jakiegokolwiek trybu offline - tylko mecze przeciwko prawdziwym graczom.
Znacząca różnica jest taka, że UFL pozbawione jest moralnie dyskusyjnych rozwiązań hazardowych oraz pay to win. Nie ma tu paczek kart z losowymi zawodnikami. Zamiast tego kupujemy konkretnych piłkarzy, wydając tyle wirtualnej waluty, ile wynosi z góry ustalona cena danej jednostki na rynku.
Rodzaje waluty są dwa: pieniądze oraz reputacja. Oba zdobywamy w ramach rozgrywki, po prostu biorąc udział w meczach. Nie wiem, jak będzie to działać w pełnej wersji, ale w otwartej becie zdobywa się całkiem sporo pieniędzy i stosunkowo szybko można sobie kupić topowego piłkarza - lub kilku zawodników ze średniej półki. Co ciekawe, wynik meczu najwyraźniej nie wpływa też na ilość zdobywanej gotówki. Mniej więcej takie same sumy otrzymywałem niezależnie od tego, czy wygrałem, czy przegrałem. Dla odpowiedniego kontekstu podam kilka przykładów:
- Za jeden mecz (wygrany czy przegrany) otrzymywałem ok. 15 000 000 sztuk CP, czyli głównej waluty
- Topowy bramkarz w grze - Thibaut Courtois - kosztuje 48 000 000 CP
- Topowy napastnik w grze - Kylian Mbappe - kosztuje 165 410 000 CP
- Topowy pomocnik w grze - Jude Bellingham - kosztuje 144 730 000 CP
Nieco mniej hojnie rozdawanym zasobem jest z kolei reputacja, która nie pozwala nam kupić najlepszych zawodników zanim nie rozgramy odpowiedniej liczby spotkań online. Nie odczułem jednak, żebym był nieuczciwie hamowany przed ulepszaniem składu.
Czym jeszcze UFL różni się od Fify
Z pewnością brakiem licencji. UFL ma bogatą bibliotekę zawodników, ale są oni podpisani tylko imieniem i nazwiskiem. Ich kluby nie są nigdzie wspomniane, a boiskowe stroje sprytnie zasłonięte na zdjęciach. Wydaje się, że to duży minus dla UFL, choć pytanie, czy gra, w której jedynym trybem zabawy jest komponowanie własnego klubu, potrzebuje prawdziwych licencjonowanych klubów. Moim zdaniem niewiele by to zmieniło.
Słabiej wypada też komentarz, który jest dość ubogi, często spóźniony lub niezgodny z rzeczywistymi wydarzeniami na murawie.
UFL ma swój własny pomysł na rzadkie i wymyślne karty z piłkarzami. Skoro nie możemy ich wylosować w paczkach, to możemy je… zrobić sami. Czynimy to poprzez kupowanie losowych skinów (również za walutę zdobywaną podczas gry) i aplikowanie ich na wybrane karty. Skinów nie można nałożyć na dowolnych zawodników, bo do spełnienia są warunki. Pasują tylko na konkretnych piłkarzy lub - dla przykładu - tylko na lewego skrzydłowego z oceną ogólną w przedziale 1-80. Skiny zapewniają danemu zawodnikowi bonusy, np. zwiększają zdobywane dla nas punkty reputacji.
Nowością dla fanów Fify będzie też możliwość edytowania stroju każdego zawodnika oraz gwiazdki ulepszeń, które upodabniają nieco UFL do gry RPG. Rozgrywając dla nas spotkania, zawodnicy gromadzą punkty doświadczenia, a wbijając kolejne poziomy zdobywają punkty zdolności, które możemy następnie wydać na wybrane umiejętności. Przykłady to dokładniejsze podania, skuteczniejsze odbiory czy +5 do siły.
Beta sugeruje, że ten erpegowy system działa całkiem dobrze i daje poczucie indywidualności zespołu oraz kontroli nad jego rozwojem. Mój Kevin De Bruyne może być nieco inny niż Wasz Kevin De Bruyne.
Jeśli chodzi o grafikę, to UFL wypada całkiem dobrze. Animacje piłkarzy nie są tak czyste i płynne jak w Fifie (FC), ale jak na darmową grę, ich wygląd prezentuje się naprawdę nieźle i nie ma żadnych problemów z rozpoznaniem gwiazd futbolu.
Ogólny rozrachunek wychodzi jednak na niekorzyść UFL. Nawet biorąc poprawkę na to, że nowej gry trzeba się najpierw nauczyć, w betę UFL nie gra mi się zbyt przyjemnie. Wiadomo, że Electronic Arts ma sporo za uszami i wszyscy chcielibyśmy, żeby ktoś w końcu utarł nosa FC (dawnej Fifie), ale do tego potrzeba nie tylko uczciwej alternatywy dla FUT, ale też świetnej rozgrywki, a produkcja Strikerz jej nie oferuje.
Przynajmniej na razie, bo jest pewien potencjał. Jeśli twórcom uda się wyeliminować elementy składające się na nieporadność piłkarzy, czyniąc rozgrywkę wygodniejszą, to kto wie, czy „elektronicy” nie poczują oddechu rywala na plecach. Na razie jednak EA może spać spokojnie.