EA żegna nazwę FIFA. Możemy się tylko cieszyć
Okazja do prawdziwych zmian.
Electronic Arts zdecydowało się zerwać więzi z FIFA i porzucić dotychczasową nazwę swojej flagowej serii na rzecz EA Sports FC. 30-letnia tradycja, rozpoczęta jeszcze w 1993 roku na Sega Mega Drive, zakończyła się. Brzmi to jak szalony ruch, ale tak naprawdę zwiastuje interesujące zmiany i świetlaną przyszłość gier piłkarskich.
Sportowa seria EA ma już tak ugruntowaną pozycję, że nie potrzebuje „FIFA” w nazwie. Wygląda też na to, że straty w kontekście licencji będą minimalne, a fani autentycznych doznań piłkarskich nie mają się o co martwić. W ramach przygotowań do przejścia do EA Sports FC podpisano już umowy z 19 tys. zawodnikami, 700 drużynami i 30 ligami.
Nie dość więc, że wciąż będziemy grać prawdziwymi zawodnikami, to EA Sports FC może być zwyczajnie lepsze od serii FIFA. Coroczne narzekanie na Fifę i żarty o „sprzedawaniu aktualizacji wyglądu zawodników i składów za pełną cenę” to już przecież tradycja. I choć profesjonalni gracze dostrzegają wszystkie drobne zmiany i bardziej je doceniają, nawet oni czują, że kolejnym odsłonom daleko było do prawdziwej świeżości.
Poważne zmiany są jednak często okazją do innowacji i przemyślenia strategii, a w EA musi być teraz wielkie poruszenie. Tak ogromny ruch, jak pozbycie się fundamentu, na którym wyrosła potęga EA Sports, musi zelektryzować deweloperów i wręcz wymusić modyfikację status quo piłkarskiej serii. Przez ostatnie lata producent nie musiał się zbytnio wysilać, żeby kolejne gry się sprzedawały, ale teraz oczy całej społeczności fanów piłki nożnej zwrócone są w ich stronę.
Szef działu sportowego Electronic Arts zapowiedział już, że „nowa niezależna platforma przyniesie nowe wyjątkowe możliwości, aby wprowadzać innowacje i udoskonalać to, co EA już stworzyło”. Brzmi trochę, jak złote marketingowe obietnice, które słyszymy co roku, ale być może tym razem zapowiedzi faktycznie zwiastują coś wyjątkowego.
Pieniądze na innowacje są. Za prawa do odnowienia nazwy, FIFA żądała podobno od EA ponad miliard dolarów co cztery lata. To suma dwa razy większa niż dotychczas, ale nawet dzieląc ją na pół, Electronic Arts uzyskuje mnóstwo środków, które może przeznaczyć, na co tylko chce. Dla porównania - wydawca zarabia 1,5 miliarda dolarów rocznie na samych trybach Ultimate Team w swoich grach, przy czym za zdecydowaną większość odpowiada właśnie seria o piłce nożnej. Czas też jest - pierwsze EA Football Club zadebiutuje dopiero w przyszłym roku.
Ponadto, jest też kwestia konkurencji. „Tata FIFA” wyraźnie wkurzył się, że jego dziecko EA Sports dorosło już na tyle, że chce być samodzielne. Federacja już zapowiedziała, że rozgląda się za deweloperami i innymi partnerami, którzy pomocą jej wyprodukować „jedyną autentyczną grę piłkarską”.
Monopol na rynku nigdy nie jest dobry dla konsumentów, a EA miało - i wciąż ma - druzgocącą przewagę nad serią Konami, a więc PES czy eFootball. Teraz jednak może nie czuć się już tak bezpiecznie, a konkurencja może wymusić prawdziwą ewolucję gry, na którą czekamy. Jest też jeszcze UFL, które choć nie wydaje się aktualnie poważnym konkurentem, na pewno zostało przez Electronic Arts dostrzeżone.
Co mogłoby się zmienić w piłkarskiej serii EA, żeby przyciągnąć nowych graczy? Z pewnością marzy mi się więcej możliwości gry online dla osób, które wskakują do zabawy tylko co pewien czas i nie mają ochoty zajmować się codziennym zbieraniem kart zawodników ani poprawianiem statystyk swojej wirtualnej gwiazdy poprzez żmudne rozgrywanie dziesiątek meczów. Mile widziane byłyby też szalone eventy, które sprawiałyby, że przed konsolami i PC zasiadłyby miliony fanów piłki nożnej - jak wydarzenia w Fortnite.
Pozostaje też kwestia nazwy, która jest… dość dyskusyjna i raczej nie wpada ani w oko, ani w ucho. EA Sports FC brzmi trochę, jakby deweloperzy zdecydowali się założyć amatorski klub piłkarski i spróbować swoich sił na światowych boiskach. Zawsze mówiło się przecież „gram w Fifę”, a „gram w EA Sports FC” nie brzmi już tak dobrze. Być może pomocne będzie skrócenie nazwy do „SFC”?
To już jednak najmniejszy problem. Liczy się to, co my, gracze, zyskamy z zerwania więzi między EA a FIFA. Potencjalne korzyści napawają optymizmem i pozwalają wierzyć, że rynek gier piłkarskich czeka rewolucja, której wyczekiwaliśmy od lat.