Embracer wydaje więcej na prowizje niż na rozwój gier
„To szaleństwo”.
Dyrektor generalny zmagającej się z problemami firmy Embracer - Lars Wingefors - ujawnił, że jego korporacja wydaje więcej pieniędzy na prowizje właścicieli platform niż na rozwój gier.
Menedżer rozmawiał wczoraj z inwestorami, gdzie zapytano go między innymi o program Epic First Run, w ramach którego twórcy mogą zachować 100 procent przychodów, jeśli zdecydują się na półroczną wyłączność wersji PC dla sklepu Epic Games Store.
Inicjatywa przeznaczona dla firm o dowolnych rozmiarach, z datą premiery produktów od 16 października. Po upływie sześciu miesięcy wydawcy automatycznie przejdą na standardowy podział zysków, a więc 88 procent dla deweloperów i 12 proc. dla Epic.Dla porównania, producenci konsol - oraz Valve - pobierają najczęściej 30 proc. przychodów w ramach opłaty.
- Ostatecznie uważam, że konkurencja dla Steama to dobra rzecz, ponieważ zmusza ich do dbania o jak najlepsze wrażenia - przyznał Wingefors na temat Epic First Run. - Oczywiście wolelibyśmy płacić mniej właścicielom platform. W rzeczywistości co roku wydajemy więcej na te prowizje niż przeznaczamy na rozwój gier. To szaleństwo, jeśli się nad tym zastanowić.
- Na pewno chętnie zobaczyłbym nieco inne marginesy i możliwość przygotowania większej liczby gier, ale moim zdaniem jest bardzo dobrze, że Epic stara się budować konkurencyjną platformę - dodał, cytowany przez VGC.
- Z drugiej strony, konsumenci mogą patrzeć na pewne rzeczy w inny sposób. Chcą wybrać własną platformę, więc kwestia ta ma wiele różnych perspektyw i nie chcę za bardzo się w to zagłębiać. Uważam jednak, że konkurencja to zawsze plus.
Embracer nie od dzisiaj „romansuje” z niższymi prowizjami w Epic Games Store. Pierwszym i kontrowersyjnym przykładem było wycofanie Metro Exodus ze Steama niemal w ostatnim momencie przed premierą. Obecnie wyłączność dla tego sklepu już nikogo nie dziwi, jak jest choćby w przypadku Dead Island 2.