Epic Games: gracze nie widzą, że pomagamy branży
Nowy podział zysków zmienia rynek.
Szef Epic Games - Tim Sweeney - uważa, że firma wraz ze swoją platformą dystrybucji cyfrowej pomaga branży gier, oferując nowy podział zysków między sprzedawcą, a deweloperami i wydawcą.
Zastosowany przez twórców Fortnite model biznesowy zakłada, że sklep pobiera jedynie 12 procent prowizji od każdego kupionego przez klienta egzemplarza tytułu. Dla porównania, Steamowi trzeba oddawać 30 procent.
- Ostatecznym celem jest sprawienie, by branża stała się lepszym miejscem, zaczynając od warunków dla deweloperów. Rozumiem, że gracze tego nie widzą. Nie dostrzegają trudności związanych z opłaceniem pracowników i faktu, że sklep wysysa 30 procent ich przychodów - tłumaczy Sweeney w wywiadzie dla GamesIndustry.
Podkreśla, że modyfikowanie sposobu sprzedaży gier wywołuje chaos, a próba wprowadzenia zmian w obszary, które nie są widoczne gołym okiem, mogą być dla miłośników wirtualnej rozrywki niemiłym „wstrząsem”.
Natomiast w rozmowie z PC Gamer menedżer wyjaśnił, na co dokładnie przeznaczana jest prowizja pobierana przez Epic Games Store. Od 2,5 do 3,5 proc. to opłaty transakcyjne, a po 1 proc. trafia na rzecz przechowywania i przesyłania plików oraz obsługę klienta.
To oznacza, że z 12 proc. przekazywanych przez deweloperów, właścicielom platformy zostaje około 6,5 proc. W przypadku gier kosztujących 60 dolarów sklep na każdym egzemplarzu zarabia więc mniej więcej 3,9 dolara.
Gracze krytykują Epic Games Store za wykupywanie tytułów na wyłączność - niedawno do The Division 2 i Metro Exodus dołączyło The Outer Worlds i produkcje od Quantic Dream. Sweeney przekonuje, że obrana strategia jest działaniem prokonkurencyjnym, choć zasugerowano, że zdobywanie pozycji ekskluzywnych nie potrwa wiecznie.
Źródło: GamesIndustry, PC Gamer