Skip to main content

Evoland - Recenzja

Krótka historia gier wideo: ratowanie świata, miłość, poświęcenie.

Evoland jest ciekawą próbą odtworzenia historii gier wideo na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. To pastisz legendarnych produkcji i jednocześnie ich satyra. Twórcy zadają wiele pytań odbiorcom ich małego dzieła. W jakim kierunku rozwiną się w najbliższych latach gry wideo? Czy wciąż powielamy i odtwarzamy te same schematy, które rządziły rynkiem lata temu?

Wróćmy jednak do początku. Rozpoczynamy przygodę w monochromatycznym, dwuwymiarowym świecie, wśród pustych łąk i lasów. Bez muzyki, broni, a nawet słów - jesteśmy anonimowym bohaterem, który już od pierwszych chwil wyglądem przypomina Linka z Legend of Zelda. Na początku możemy się poruszać wyłącznie w poziomie, w prawo i w lewo. Prędko jednak otwieramy pierwsze skrzynie, które niosą ze sobą ulepszenia mechaniki gry lub poprawę oprawy audiowizualnej.

Przeczesując krainę Evoland odnajdujemy kolejne skrzynie i aktywujemy niespodzianki będące kartami historii rozwoju gier wideo. Prędko uzyskujemy możliwość poruszania się w dowolnym kierunku, dobieramy pierwszą broń białą i łuk, pokonujemy napotkanych przeciwników, a nasze zmysły koi muzyka stereo, coraz szersza paleta kolorów i żyjący, trójwymiarowy świat.

Dziś już nie ma takich gier jak kiedyś na Gameboy'a (westchnienie starca)

„Liczne aluzje do serii Zelda, Final Fantasy, Diablo, Mario, Bomberman i gier fabularnych w ogóle to chleb powszedni."

Nasz anonimowy heros nie trudni się jednak wyłącznie odnajdywaniem skrzyń i żartobliwych komentarzy od deweloperów. Co to, to nie. Gdy tylko zwiedzimy pobliskie miasteczko i w jego podziemiach skonsumujemy ziarno wzrostu (bo, jak wiadomo, dzieciom nie sprzedaje się broni w grach RPG), zaopatrzymy się u pobliskich handlarzy w lepszy sprzęt niż ten odnaleziony w lesie. Następnie wyruszymy na północ w poszukiwaniu pamiętnych przygód. Po kilku krokach napotkamy ranną dziewczynę, która poprosi nas o pomoc.

W tym miejscu pojawi się ekran wyboru: „Pomóc nieznajomej? Tak/Nie". Co ciekawe, opcja „nie" jest nieaktywna, po prostu nie da się jej nacisnąć. To jeden z wielu momentów w grze, w którym twórcy mrugają okiem do odbiorcy mówiąc: „Spójrz, gry są umowne, teoretycznie masz wolność wyboru, ale na niektóre rzeczy po prostu trzeba się godzić, by popchnąć historię dalej". Jak na dżentelmena przystało, ratujemy niewiastę i przy okazji dowiadujemy się, że - szok! - świat Evoland i jego mieszkańcy są w niebezpieczeństwie. Pomagamy więc ambitnej czarodziejce zdobyć pradawny artefakt i pokonać Zło zagrażające sielankowej krainie.

Przy okazji nasz blond włosy bohater przedstawia się nieznajomej i okazuje się, że ich imiona brzmią niemal identycznie jak Aeris i Cloud z Final Fantasy VII. To nie przypadek, twórcy Evoland naśladują i naśmiewają się z najlepszych przedstawicieli gatunków gier wideo. Liczne aluzje do serii Zelda, Final Fantasy, Diablo, Mario, Bomberman i gier fabularnych w ogóle to chleb powszedni.

Walki turowe są zacięte jak szpiczaste włosy japońskich bohaterów gier

Rozgrywkę obserwujemy z dwóch perspektyw - gdy zwiedzamy lochy, lasy i jaskinie, wówczas widzimy naszego bohatera lub bohaterkę z rzutu izometrycznego, z bliskiej odległości. Gdy jednak maszerujemy po mapie świata, wówczas kamera oddala się niemal do perspektywy lotu ptaka.

Eksploracja krainy Evoland nieodzownie przypomina nam przygody Linka, czy serię Diablo, w których wymachując bronią białą, prując z łuku i rzucając ofensywne zaklęcia ukatrupiamy spore ilości wrogów i rozwiązujemy proste łamigłówki. Na drodze ewolucji napotkamy sporą ilość pająków, kościotrupów i czarodziei, czyli wszystkich delikwentów, bez których dobra gra fabularna nie może się obejść.

Z kolei przemieszczanie się po mapie bliższe jest serii Final Fantasy, gdzie piesza wędrówka może wiązać się z atakiem potworów czyhających na nas w gęstych zaroślach. Wówczas pole walki obserwujemy od boku, a wyprowadzane przez nas i przeciwników serie ataków są podzielone na tury. Zastępy wrogów to głównie chodzące grzybki, olbrzymie żółwie albo krwiożercze kwiatki - „koledzy" hydraulika Mario, natomiast system walki to kopia rozwiązań japońskich RPG-ów.

Historia w pigułce ukazująca rozkwit przemysłu elektronicznej rozgrywki pod kątem mechaniki i oprawy audiowizualnej to niewątpliwie największa zaleta gry. Obok ewolucji bardzo ważne i ciekawe są nawiązania do kamieni milowych z branży. Twórcy nie szydzą z innych gier, lecz w zabawny sposób zwracają uwagę na szczegóły, które są dla nas-graczy tak umowne, że przestajemy na nie zwracać uwagę i akceptujemy je tak absurdalne, jakie są.

Po upływie godziny gry mamy już trójwymiarowy świat z teksturami w jakości HD, ale rozgrywka nie przypomina współczesnych, rozbudowanych produkcji

Zwróciliście uwagę, że w grach RPG jest mało dzieci? Dlaczego zawsze ktoś w wiosce lub mieście marudzi, że lata świetności tego miejsca już dawno przeminęły? Jakim cudem naciskając wypukłe kafelki w lochach otwieramy wrota zamknięte tysiące lat temu? Czy zagadki logiczne muszą być banalnie proste? Po co zbieramy większość przedmiotów, skoro to w dużej mierze śmieci?

Kiedyś bohaterowie gier umierali od jednego uderzenia i często musieliśmy ich przygody rozpoczynać od nowa. Dziś zdrowie regeneruje się automatycznie, a punkty zapisu są na każdym kroku. Czy w dobrym kierunku rozwija się branża gier wideo? Czy w ogóle się rozwija? Prawdopodobnie, w trakcie rozgrywki nie odpowiecie sobie na większość pytań postawionych w tym tekście, ale to dobra okazja, by się zdziwić, zwątpić i zastanowić, jak klasyczny filozof.

I to właściwie najlepsze powody do zakupu gry, bo choć Evoland posiada niewątpliwy urok, to jako gra sama w sobie jest bardzo przeciętna. Zręcznościowa walka jest strasznie sztywna i przez to bywa sztucznie trudna i irytująca. Animacje nie są szczytem techniki XXI wieku, a mimo to czasem zwalniają nawet do kilku klatek na sekundę. Z kolei fabuła jest prosta jak... w większości gier fabularnych. Miłym dodatkiem jest nieskomplikowana, ale wymagająca myślenia, wciągająca gra karciana. Niestety, partie możemy rozgrywać tylko z jednym komputerowym przeciwnikiem na kilku poziomach trudności.

Za nutkę nostalgii, pokłady dobrego humoru i filozoficznej refleksji - ukłon w stronę twórców. Poza tym, to niestety krótka i tylko niezła opowieść.

6 / 10

Zobacz także