Skip to main content

Fallout 4 - atomowy dziennik #1

Pora na przygodę.

Nie żyję. Oczywiście, że nie żyję. Na szczęście niedawno zapisałem stan rozgrywki. Spokojnie biegłem do kolejnego celu, zacząłem handlować z napotkanym kupcem, a po chwili zaatakowały nas agresywne roboty. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że były zabójczo skuteczne.

W tej grze łatwo zginąć, ale nie chodzi o to. Ważniejsze, że nigdy do końca nie wiemy, czego się spodziewać, co jest tu jedną z większych zalet. Nieprzewidywalna, ekscytująca przygoda.

Jak się zapewne domyślacie, Fallout 4 to spora gra. Dlatego pierwsze wrażenia i spostrzeżenia przedstawię w takiej właśnie formie - post-apokaliptycznego dziennika. Na recenzję przyjdzie czas później.

Historia rozpoczyna się tradycyjnie. Chciałbym tutaj unikać większych spoilerów, dlatego też przejdę do momentu, w którym opuszczamy schron - Kryptę 111 - i trafiamy na wyniszczone pustkowia w okolicach Bostonu.

Świat wygląda świetnie, a raczej - został świetnie zaprojektowany i przemyślany. Pod względem technologicznym, jak pewnie już sami wiecie, Fallout 4 nie zachwyca. Wizja artystyczna jest jednak ważniejsza, a postawienie na większą paletę barw to strzał w dziesiątkę. Zresztą, jasno-niebieskie niebo nie jest widoczne zbyt często, pogoda lubi się zmieniać.

Zobacz na YouTube

Twórcy dobrze wprowadzają nas w świat gry. Wiedziałem, że powinienem iść do konkretnej lokacji, ale i tak urządziłem sobie krótki spacer po okolicy. Nie mamy wrażenia, jakby ktoś nas prowadził za rękę.

Mapa, zarządzanie ekwipunkiem - wszystko to jest podobne do rozwiązań z New Vegas czy Fallout 3. W wersji PC trochę za bardzo czuć, że interfejs projektowano z myślą o kontrolerach konsolowych, ale nie jest tragicznie.

Tylko ekran z perkami wygląda inaczej, zaprojektowano go z pomysłem, a do tego jest czytelny. Perki - zwane w polskiej wersji „profitami” - połączono z umiejętnościami. W zależności od poziomu konkretnej statystyki możemy zainwestować punkt w wybrany talent.

Ciekawą nowością jest budowanie osady, nawet więcej niż jednej. Myślałem, że tylko spróbuję zbudować parę łóżek, ale dałem się wciągnąć i wykonałem nieco więcej początkowych zleceń związanych z tym aspektem gry.

Perki doczekały się pomysłowej wizualizacji

Rozwój osady to naturalny dodatek. W końcu nic dziwnego, że ludzie chcą budować własne miasteczka w tak nieprzyjaznym świecie. Kreator bywa jednak momentami niewygodny, z prostego powodu - cały czas obserwujemy wszystko z oczu postaci, przez co trudno czasem postawić ścianę czy dobrze ułożyć dach.

Nie wiem jeszcze ile czasu poświęcę osadom. Nie jestem wielkim fanem tego typu systemów. Mimo wszystko, nie jest to coś, co przeszkadza. Nie mamy też poczucia, że musimy się zajmować bazą.

Jest także rozbudowany crafting. Pamiętajcie - w Fallout 4 warto zbierać śmieci. Okazuje się na przykład, że pusta puszka jest źródłem cennego aluminium. Wszystkie zasoby przydają się do ulepszania broni i elementów pancerza. Znalazłem też stację do produkcji chemicznej, upichciłem na szybko koktajl mołotowa. Majsterkowanie pasuje do post-apokaliptycznej otoczki.

Nigdy nie bawię się w Rambo w grach od Bethesdy, inwestuję w skradanie. Walczę więc głównie z użyciem pistoletu, ale i tak odczułem, że strzela się przyjemniej - i świetnie. Dosyć nienaturalna i pokraczna realizacja tego aspektu w poprzednich grach mogła momentami irytować.

Co za dzień, co za piękny dzień

Mamy w końcu do czynienia z grą FPP (oczywiście z trybem TPP), a więc korzystanie z broni palnej powinno być intuicyjne i wygodne. Cały czas nie jest to jednak poziom Wolfenstein: The New Order czy Battlefielda, bo w grę - choćby gdy chodzi o obrażenia - wchodzą statystyki.

Miłe zaskoczenie to także wysoki poziom trudności. Chociaż może nie jest to kwestia samego wyzwania, a raczej wolności i jej konsekwencji. Po prostu możemy iść, gdzie chcemy, dlatego często trafiamy na przeciwników, którzy szybko zamieniają nas w krwawą papkę.

Najprzyjemniejsza jest oczywiście eksploracja. Główny wątek zapowiada się interesująco, ciekawiej niż w Fallout 3. Mimo to, największą frajdę sprawia po prostu wybranie sobie punktu na horyzoncie i spokojny spacer, a później odnalezienie opuszczonej bazy wojskowej lub innego miejsca będącego potencjalnie źródłem cennych przedmiotów, a nawet postaci lub misji pobocznych.

Element ten zawsze wychodził twórcom z Bethesdy świetnie. Poczucie swobody i przygody jest niezwykle mocne. Na tyle, że w ogóle nie myślimy o różnych niedociągnięciach.

Wracam do gry, a jutro opiszę kolejne elementy, na które zwróciłem szczególną uwagę. Jeżeli macie jakieś pytania lub chcecie podzielić się własnymi spostrzeżeniami - zachęcamy do skorzystania z komentarzy.

Czasami nie do końca wiadomo, o co chodzi w opcji dialogowej

Zobacz także