Fantastyczne pojedynki w For Honor
Pół godziny z trybem sieciowym nowej produkcji Ubisoftu.
For Honor nie jest typową grą akcji, w której najważniejsze są efektowne potyczki, combosy i ciosy specjalne. Na polu bitwy liczy się przede wszystkim odpowiednie planowanie ruchów, precyzja i zimna krew.
Na targach Gamescom mogliśmy przetestować tryb sieciowy. Wybraliśmy samuraja - dostępny był także wiking oraz rycerz - i wskoczyliśmy na dziedziniec wielkiego zamku, by zająć się przejmowaniem kontroli nad trzema punktami.
Udostępniony tryb to przede wszystkim starcia dwóch czteroosobowych grup graczy, ale każdą drużynę wspiera także tłum słabszych wojowników, którymi kieruje sztuczna inteligencja. To typowe mięso armatnie.
Wprowadzenie takich jednostek to dobry pomysł, gdyż pozwala się „wyżyć” i poczuć jak nadzwyczajny heros. Gdy wpadamy w tłum zwykłych żołnierzy, przebijamy się przez wszystkich jak przez masło, wywijając mieczem, likwidując jednego po drugim.
Sytuacja zmienia się jednak, gdy pojawia się gracz z drużyny przeciwnej. Nie można już sobie pozwolić na beztroskie machanie bronią. Kiedy stajemy naprzeciwko rywala, kamera ustawia się nisko, za naszymi plecami - nawet to buduje specyficzny klimat poważnego starcia.
Walka z innym użytkownikiem naprawdę zasługuje na miano pojedynku. To nie bezmyślne okładanie się kawałkami żelaza, a metodyczna wymiana ciosów. Przytrzymujemy przycisk, by przybrać odpowiednią postawę i zaczynamy.
Możemy użyć ataku silnego oraz szybkiego, a każdy wymierzony może zostać z trzech stron - z lewej, z prawej i od góry. Poza tym, możemy też odepchnąć rywala i wykonywać uniki.
Najważniejsze jest uważne obserwowanie wroga. Widzimy na jego sylwetce wskaźniki, które pomagają zorientować się, jaki rodzaj ataku jest wyprowadzany. Dzięki temu wiemy, który kierunek musimy zablokować.
Opis systemu walki sugeruje, że mamy do czynienia z czymś w rodzaju quick time eventu, ale mechanika jest bardziej rozbudowana. Cały czas możemy się poruszać dookoła, a wielkie znaczenie ma też pasek staminy, który wyczerpuje się przy silnym uderzaniu wroga i blokowaniu ciosów. Należy więc odpowiednio zarządzać energią postaci.
Zobacz: For Honor - poradnik i najlepsze porady
Rywalizacja to spore emocje, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że nie możemy popełnić błędu. To gra nerwów. Możemy postawić na wyjątkowo ostrożne podejście, by zirytować przeciwnika i sprowokować do częstszych ataków. Możemy też sami przejąć inicjatywę, próbować przełamywać gardę.
Pokonanie rycerza to zawsze spory wyczyn, gdyż nie wystarczy jeden celny strzał, czy wyjątkowo udany cios. Trzeba się trochę napracować. Mowa tu oczywiście o idealnej sytuacji „jeden na jednego”.
Czasem przyjdzie też zmierzyć się z dwójką oponentów, może też dojść do grupowego starcia, podczas którego bez przerwy wymienia się celami. Nawet w trakcie takiej bardziej chaotycznej zabawy trzeba stale uważać - choćby dlatego, że możemy zranić towarzyszy.
Świetne wrażenia płynące z rozgrywki potęguje oprawa graficzna, a przede wszystkim dopracowane animacje. Bez dwóch zdań pomagają dostrzec i poczuć, że naprawdę kierujemy mistrzem miecza lub topora, budzącym grozę i szacunek.
For Honor może rozczarować tych, którzy liczą na czysto zręcznościową zabawę, ale oferuje ciekawe spojrzenie na tematykę pojedynków rycerzy i innych wojowników. To wyróżniająca się i - przede wszystkim - wymagająca produkcja.