Forza Horizon - Recenzja
To już nie symulacja. Ale zabawa jest świetna!
Forza Horizon nie jest kontynuacją serii Forza Motorsport. Grze bliżej do Need for Speeda i Burnouta Paradise. Pod nóż poszły dziesiątki zaawansowanych opcji - przyziemne, codzienne kłopoty domorosłych mechaników nie są przecież ważne, gdy najbardziej liczy się lans na festiwalu Horizon.
Odejście od tematu dostojnej symulacji zdecydowanie można uznać za udane. Nowa Forza jest świetną alternatywą dla rozrywkowych gier wyścigowych i może spodobać się osobom, które do tej pory obawiały się, że źle ustawią ciśnienie w jednej z opon i wylecą z trasy na pierwszym zakręcie.
Cała śmietanka podejrzanych typków w podrasowanych furach zjawiła się w USA, w stanie Kolorado. Głównym bohaterem jest do bólu stereotypowy, 30-letni maczo. Rozmowny niczym Gordon Freeman, ale facet ma jeździć, a nie gadać, i zostać najlepszym oraz najpopularniejszym kierowcą na kontynencie. W finale zmierzymy się z mistrzem i legendą festiwalu Horizon - Dariusem Flyntem, o którym z zachwytem wspomina co druga osoba w Kolorado. Ale zanim to nastąpi, czekają nas setki zawodów i przejechanych kilometrów.
Wyścigi z tylko ośmioma rywalami to chleb powszedni, ale jest też sporo innych zadań. Twórcy wykazali się kreatywnością. Nawet "czasówki" są nietypowe - ścigamy się z samolotem, helikopterem lub balonem. Trochę efekciarstwo, ale to miły dodatek.
Najciekawsze są wyzwania, które oferują zupełnie nowe podejście do zabawy. Na przykład, na mapie rozmieszczone są fotoradary i musimy pobić określoną prędkość. Albo dojechać w wyznaczone miejsce nie muskając nawet lakieru, i cyknąć fotkę z elementem krajobrazu w tle. Lub po prostu zwiedzać Kolorado, przy okazji niszcząc napotkane banery reklamowe. Czasami trzeba też odnaleźć starą stodołę, w której ukryty jest nowy samochód. Rzeczy do zrobienia jest naprawdę sporo i gry nie da się ukończyć w kilka dni.
„Najciekawsze są wyzwania, które oferują zupełnie nowe podejście do zabawy.”
Są chociażby wyścigi uliczne, w których oprócz rywali, napotykamy na trasie zwykłych kierowców. Programiści poskąpili im jednak odrobiny inteligencji, więc jeżdżą jak barany pędzone na rzeź. Lepiej spisują się przeciwnicy, ale o kraksę nietrudno. A wtedy od razu wychodzi na jaw ograniczony, żenujący model zniszczeń. Licencjonowanych samochodów na ogół nie da się uszkodzić, a przy dzwonie z 300 km/h na liczniku zbija się szyba i wgniata zderzak. Model jazdy jest dopracowany, choć nawet na najbardziej wymagających ustawieniach to wciąż zabawa, a nie symulacja. Autko zachowuje się inaczej, w zależności od tego, czy jedziemy asfaltem czy po piachu. Czuć też różnicę pomiędzy poszczególnymi samochodami.
Jednak ani asfaltowe drogi, ani bezdroża razem do spółki nie ukryją faktu, że świat gry jest nieco monotonny. Kolorado jest piękne, ale to głównie obszary pustynne z kanionami i zalesione góry. Brakuje większych miast. Wielki most, tamę czy gejzery podziwia się z przyjemnością, ale jedno małe miasteczko to zbyt mało, aby uciec przed podobnym krajobrazem.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje zaś baza festiwalu Horizon, którą widać z prawie każdego miejsca na mapie. Co jakiś czas w grze zapada noc i wtedy świecące jak choinki diabelskie młyny, sceny muzyczne i neony wyglądają prześlicznie.
Forzie Horizon nie da się niczego zarzucić pod względem technicznym. Samochody wyglądają pierwszorzędnie, każdy z nich ma widok z kokpitu i jest starannie odwzorowany. Cieszy przywiązanie do detali.
Bezproblemowo działa też gra po sieci, choć zabrakło pomysłowych trybów. Oczywisty wyścig dla ośmiu śmiałków jest obecny, ale aż prosi się, aby w otwartym świecie zaoferować coś bardziej odkrywczego. Są "Wyzwania", ale tylko trzy na krzyż i wmyślono je kompletnie bez polotu. Przejedź z kolegami z punktu A do B, kierując Lamborghini? Burnout Paradise udowodnił, że można to rozwiązać ciekawiej.
Sprawę ratują tryby "Kotka i myszki", "Zarażony" i "Król". Są całkiem zabawne. Trzeba się ganiać i zderzać na specjalnie przygotowanych wycinkach mapy. Na plus można zaliczyć tryb "Rywale", który do spółki z porównywaniem wszystkich innych uzyskiwanych wyników z przyjaciółmi działa jak Autolog w Need for Speed. Gracz od razu wie, gdy ktoś gdzieś pobił jego wynik i ma okazję błyskawicznie się zrewanżować. Niestety, tryb wieloosobowy został okaleczony - nie da się grać na podzielonym ekranie.